Stanstead zna chyba każdy Polak w Anglii. To lotnisko, na którym lądują samoloty z wielu polskich miast. Ciekawa jestem ile osób zwróciło uwagę, tuż przed ostatnim zjazdem z autostrady M11, na znak z napisem Castle Mountfitchet? Odkąd odkryłam tę nazwę koniecznie chciałam tam pojechać i w końcu się udało. Zapakowałam dzieciaki do auta przyjechaliśmy i odkryliśmy cudne miejsce.
Zamek, a w zasadzie gród, Moutfitchet został wybudowany przez Normanów, zaraz po ich przybyciu, wraz z Wilhelmem Zdobywcą, na ziemie angielskie. Wcześniej znajdowała się tu siedziba Sasów i Wikingów i miejsce to miało strategiczne położenie na drodze do Londynu. Należał do rodziny Moutfitchet, stąd nazwa miejsca. Wybudowany całkowicie z drewna, otoczony jest fosą, wałem i ogrodzeniem z drewnianych bali. Na początku lat osiemdziesiątych został całkowicie odrestaurowany i teraz jest to tak zwane ‚open museum’, czyli po naszemu skansen. To miejsce to prawdziwy wehikuł czasu. Przeniósł nas w okolice 1066 roku i mogliśmy poznać jak wyglądało wtedy ludzkie życie, jak budowano domy, w jakich warunkach mieszkano, spano, co jedzono i czym się zajmowano. Na terenie całego grodu jest kilka chat; kowala, świecznika, rzeźnika, miejsce, gdzie się robi zbroje, miejsce siedziby dworu książęcego, są kurniki i chlewy, jest młyn, są wieże obronne.
Swobodnie, jak po wiejskim podwórku spaceruje sobie domowe ptactwo, ale nie tylko, można tu spotkać kozy, owce, a nawet jelenie. Moje dzieciaki były zdziwione, jak dostojnie wygląda ptak, który króluje na angielskim bożonarodzeniowym stole.
Największą jednak atrakcją miejsca jest wisielec. Dynda on sobie w centralnym miejscu grodu i fotografowany jest częściej niż niejeden celebryta. Obok wisi pusta klatka, do której pakują się wszystkie dzieci, i nawet dorośli. Z jakiegoś powodu każdy chce doświadczyć jak działał średniowieczny system penitencjarny.
U podnóża grodu jest świetne miejsce na piknik, można przysiąść na drewnianych ławeczkach i zajadać się własnym, przyniesionym suchym prowiantem, a można także pójść do małej kafejki i zamówić, co nieco. Tylko nie nabierzcie się tak jak ja. Za ladą stoi figurka starszej pani, wygląda tak wiarygodnie, że udało mi się złożyć jej zamówienie na herbatkę. Dzieci miały mnóstwo radochy.
Zaraz obok grodu jest jeszcze jedno magiczne dla dzieci miejsce tzw. Dom na Wzgórzu (House on the Hill), a w nim Muzeum Zabawek. Powstało to dzięki kolekcji Alana Goldsmitha. Muzeum składa się z 70 tys. indywidualnych eksponatów. Czego tam nie ma; lalki, lalki barbie, figurki, pluszaki, kolejki, żołnierzyki, zamki, samochody, postacie ze znanych bajek i filmów. Mnie najbardziej rzuciła na kolana kolekcja Gwiezdnych Wojen.
Obok budynku muzeum są sporej wielkości modele dinozaurów i stacja paleontologiczna, gdzie przez chwilę nasze dzieci, odkurzając piasek pędzlami mogą poczuć się jak prawdziwi naukowcy.
W domu na wzgórzu jest jeszcze jedna wystawa, tylko dla odważnych Nawiedzony Dwór (Hounted Manor). Labirynt tajemniczych komnat i korytarzy, po którym podobno spacerują duchy dzieci.
Mountfitchet Castle otwarty jest od marca do listopada, od 10 rano do 5 po południu, wejście do grodu i muzeum zabawek kosztuje 9.95 Dorosły, 7.95 Dziecko (od 3 do 13 lat), za wejście do Hounted Manor trzeba dodatkowo dopłacić.