Październik w Anglii jest czasem gdy mieszkańcy hurtowo zaopatrują się we wszelkiego rodzaju dynie. Kupują je w sklepach, lub jeżdżą na farmy i plantacje by samemu zebrać to cudowne warzywo z grządki. Zdobią one potem domowe półki nad kominkiem, parapety okienne czy wejścia do domów.

Jack – O’Lantern to dynia o upiornej twarzy, oświetlona od środka świecami, niewątpliwy znak sezonu Halloween. Praktyka ozdabiania lampionów z dyni wywodzi się z Irlandii, gdzie początkowo do rzeźbienia używano dużych rzep i ziemniaków. Nazwa, pochodzi z irlandzkiej legendy o mężczyźnie imieniem Stingy (skąpy) Jack, który zaprosił na drinka samego diabła. Zgodnie ze swoim imieniem, Skąpy Jack nie chciał płacić za swojego drinka, więc przekonał diabła, aby zamienił się w monetę, za którą Jack mógłby kupić ich drinki. Gdy Diabeł to zrobił, Jack postanowił zatrzymać pieniądze i włożył je sobie do kieszeni obok srebrnego krzyża, który uniemożliwiał piekielnemu stworzeniu powrót do pierwotnej postaci. Po jakimś czasie i wielu błaganiach diabła, Jack w końcu go uwolnił, pod warunkiem, że nie będzie mu przeszkadzał przez rok i że jeśli Jack umrze, to diabelstwo nie zażąda jego duszy.
Rok później Jack ponownie przechytrzył diabła. Namówił go aby wspiął się na drzewo po jabłka. Kiedy ten był na drzewie, Jack wyrył znak krzyża w korze, aby książę piekieł nie mógł zejść, dopóki nie obieca, że nie będzie mu przeszkadzał przez kolejne dziesięć lat.
Wkrótce jednak Jack zmarł, a Bóg za konszachty z diabłem nie chciał go wpuścić do nieba. Nie mógł też iść do piekła, bo diabeł obiecał mu, że go tam nie weźmie. Nie urządził się najlepiej. Biedna jego dusza krążyła w zawieszeniu, w kompletnej ciemności, pomiędzy piekłem, a niebem. Będąc jednak sprytnym Jack podwędził płonący węgielek z piekła i włożył go do środka wyciętej rzepy tworząc w ten sposób małą latarenkę. Tak narodziła się nazwa Jack of the Lantern”, skrócona pózniej do „Jack O’Lantern”. Szkoci i Irlandczycy pierwsze wykrzywione twarze wycinali w ziemniakach i rzepach, w Anglii używano do tego buraków, a dopiero gdy imigranci przenieśli tradycję za ocean, na scenie pojawiła się dynia i stała się ona integralną częścią obchodów Halloween. Bo dynia oryginalnie pochodzi z okolic Meksyku.
W angielskich domach i szkołach organizowane są konkursy na najlepszą dynię. Pamiętam moja córka kiedyś zdobyła nagrodę za swoje ( z małą moją pomocą) artystyczne dzieło. Wyciełyśmy kota.

Jeśli ktoś się wybiera w październiku do kafejki to na pewno na wejściu przywita go zapach tak zwanego pumpkin spice. Ale niech was nie zwiedzie nazwa, nie ma w tym nawet grama dyni. Jest to mieszanka cynamonu, gałki muszkatołowej, goździków i czasami imbiru. Wymyślono ją w Ameryce jako przyprawę do ciasta dyniowego i stąd przyjęła się nazwa. Pamiętam taką scenę z serialu Criminal Minds, gdzie wszystkowiedzący Spencer tłumaczy komuś, że pumpkin spice latte to oszustwo, nie ma w tej kawie dyni. Podejrzewam, że fani serialu wiedzą o kim mówię.
W restauracjach za to można zamówić dyniowe risotto, dyniowe ravioli, dyniową zupę krem, dyniowe curry czy na deser wszelkiej maści dyniowe tarty lub nawet lody.
Nie przesadzę jeśli powiem, że październik to bezdyskusyjnie dyniowy miesiąc.
U nas w domu, od lat dynia pojawia się obowiązkowo. Ozdabia kuchnię przez kilka tygodni, a potem zazwyczaj ląduje jako pożywka do kompostu lub na stole w postaci curry. W tym roku udało sie upiec dyniową tartę, ale o tym w kolejnym wpisie.
