Nasze tegoroczne wakacje zdecydowanie mogę uznać za najbardziej egzotyczne ze wszystkich na jakich byłam kiedykolwiek. Wcześniej miałam lekki dystans do Azji, nawet nie wiem czemu,ale podejrzewam, że wynikało to z mojej totalnej ignorancji. Po 3 tygodniach spędzonych w Singapurze, Kuala Lumpur i Bali mój pogląd na Azję zmienił się, moja wiedza się poszerzyła i pojawiła się fascynacja tą nową kulturą i kolorowym światem. Zwłaszcza Bali celnie ugodziło mnie w serce i tam zostało. Uwiedli mnie mieszkańcy tej wyspy. Balijczycy to podobno mikstura ludzi z różnych stron: Chińczycy z północy, Hindusi z Indii, Arabowie z zachodu i inni. Jedyni rdzenni mieszkańcy wyspy tzn Bali Aga zaszyli się zaledwie w kilku wioskach w górach i ściśle przestrzegają zakazów niemieszania się z obcymi, kultywują swoje najstarsze tradycje i sposób życia.
Ludzie na Bali nie potrafią funkcjonować pojedyńczo, żyją w grupie, w komunie i wszystko robią razem, spełniając różne funkcje społeczne i pomagając sobie wzajemnie. Trochę mi to przypomniało czasy mojego dzieciństwa i wyjazdy do mojej babci na wieś. Balijczycy wyznają hinduizm, ale w innej formie niż hindusi w Indiach. Hinduizm balijski jest mniej mistyczny i mniej filozoficzny, za to pełen rytuałów i dramatycznych gestów przez co jest nieodłączną częścią codziennego życia ludzi. Nic się tu nie dzieje bez udziału religii, a świątynie są najważniejszymi budowlami na wyspie.
Zafascynował mnie sposób mieszkania Balijczyków. Dwie rzeczy, o których wspomniałam czyli religia i życie w stadzie, mają wpływ na to jak wyglądają domy mieszkańców. Skupiska domków pobudowanych bardzo blisko siebie, często jedno lub dwu pokojowych otoczone są murem, i tworzą jakby zamkniętą enklawę, do której prowadzi pięknie ozdobiona brama. Wszędzie jest masa rzeźb i posągów bóstw i domostwa bardziej przypominają świątynie niż domy mieszkalne. Mieszkańcy naprawdę żyją w komunie, wszystkie domy muszą byc takie same i przy każdym musi stać mały ołtarzyk lub świątynka.