Jak bardzo poważny jest ten wirus? Ile jeszcze osób umrze? A może to jedna wielka ściema? Może w ogóle korona nie istnieje? Może jest to jakiś zamach na nasze prawa człowieka? A może jest to jedynie nowa odmiana grypy? Przecież, co roku masa ludzi umiera na grypę. Ale czy możliwe byłoby stworzenie takiego spisku na poziomie międzynarodowym, z włączeniem w to wszystkich krajów i narodów? Czy to możliwe, że wszystkie głowy państw dałyby się namówić czy przekupić, by wziąć udział w takich konszachtach?

Na takich mniej więcej przemyśleniach upłynęło mi ostatnie lato. I na oglądaniu seriali. By za dużo nie myśleć. Zobaczyłyśmy z Olivią wszystkie sezony Lucyfera, którego uwielbiam. Miałyśmy nawet jechać do Paryża na spotkanie z aktorami, ale jak się domyślacie Korona pokrzyżowała nam plany. Poza tym zaliczyłyśmy wszystkie 15 sezonów Criminal Minds i muszę przyznać, że przy trzynastym sezonie sama po nocach rozwiązywałam kryminalne zagadki z wybebeszonymi ofiarami w moich snach. Podobne nocne wrażenie zrobiły na mnie Pamiętniki Wampirów.
O tym lecie nie mogę napisać, jak w poprzednich, że pojechałam tu czy tam, zobaczyłam to i tamto, bo prawie nigdzie nie byłam, jeśli nie liczyć długich włóczek z psem po okolicy oraz wypadu do kilku sąsiedniego wiosek. Mieliśmy jedynie fuksa, bo gdy na chwilę poluźnili obostrzenia czmychnęliśmy ze znajomymi do francuskiej Normandii. Udało się zrobić zapasy wina, sera i pasztetów a także trochę podładować akumulatory.

Dużo z moich znajomych mówi, że ten rok zbliżył członków ich rodzin do siebie. Dał czas by spędzać go razem. My mieliśmy bardzo podobnie, a zwłaszcza najszczęśliwszy był pies, który miał się z kim bawić i z kim wychodzić na bardzo długie spacery kilkakrotnie w ciągu dnia.

Na szczęście dopisała nam pogoda. To było lato stulecia, najcudowniejsze od bardzo dawna. Wszyscy Anglicy chodzili opaleni jakby wrócili ze swoich hiszpańskich wakacji. Każdy robił remont w domu i dopieszczał ogródki.

Czy baliśmy się choroby? Czy boimy się jej teraz? Nie. Jakoś nigdy nie przyszło nam do głowy, że może ona nas dotknąć. Nie znamy osobiście nikogo kto byłby chory. Może dlatego ta choroba wydaje się tak daleka i czasami zakrawa na teorię spisku.
Podobały mi się w Anglii udekorowane miśkami, innymi pluszakami i tęczowymi rysunkami domy, oraz ludzie wychodzący na ulice, co czwartek o dwudziestej by bić brawo dla pracowników służby zdrowia. Miało się wtedy poczucie solidarności, poczucie bycia częścią czegoś ważnego. Wspólna sprawa łączy ludzi.


Ale powoli każdy ma dość, a tu nasz Borys zapowiedział kolejne ostre restrykcje na być może sześć miesięcy. Nie tylko wprowadził oficjalne kary za ich łamanie, ale namawia również by sąsiad donosił na sąsiada. W każdej kafejce czy restauracji się nas spisuje. Pobiera się temperaturę jak odciski palców, każą rejestrować każdy krok online. Jakoś mi dziwnie z tą inwigilacją. Coś mi to przypomina.
A tu nadchodzi długa, deszczowa jesień…