Arromanches Les Bains – dla miłośników historii

Małe miasteczko Arromanchest les Bains to przede wszystkim cudowna piękna plaża, na której 6 czerwca 1944 roku wylądowała brytyjska 50 Dywizja Piechoty. Wojska niemieckie rozlokowane w domach wzdłuż wybrzeża, były bombardowane nalotami i ostrzałami ze statkówi. Niemcy bronili się z prawdziwą zapalczywością i mocno dawała się aliantom we znaki niemiecka bateria dział Longues-sur-Mer. Plaża była poza tym zaminowana, a przypływ oznaczał, że inżynierowie zajmujący się rozminowywaniem nie mogli zająć się jej oczyszczaniem, przez to kilka łodzi desantowych przewożących czołgi w pierwszej fali wyleciało w powietrze.


Działa w Longues-sur-Mer udało się w końcu wyłączyć z akcji podczas pojedynku ze statkiem HMS Ajax, co ułatwiło lądowanie i marsz wojsk brytyjskich na zachód od miasta w kierunku Port-en-Bessin. Do wieczora tego dnia na plaży wylądowało 25 000 żołnierzy. Brytyjczycy połączyli się z Kanadyjczykami na plaży Juno, ale nie udało się połączyć z Amerykanami w Omaha z powodu zniszczeń, jakich doznały tam siły amerykańskie.

Gold Beach jest znana ze sztucznego portu zbudowanego przez aliantów po wylądowaniu – Mulberry B, pozostałości którego istnieją do dziś i są wyraźnie widoczne z plaży. Brytyjczycy nazywali go na część ich przywódcy Port Winston. Ten port umozliwił dostarczenie do Europy,przez 5 miesięcy swojego operowania 2.5 millionów ludzi, 500,000 pojazdów and miliony zaopatrzenia.


Wszystkim fanom historii II Wojny Swiatowej polecam znajdujące się w Arromaches les Bains miejskie Musée du d’Ébarquement, oferujące bogactwo fotografii, oryginalny sprzęt, broń, wyposażenie i inne relikty tamtych czasów.

W pobliżu jest także kino Arromanches 360, prezentujące filmy w wysokiej rozdzielczości, wykorzystujący archiwalne nagrania z lądowań w D-Day i bitwy o Normandię. Na niedalekim wzgórzu mozna zobaczyć najprawdziwszy czołg Bary au Bac, podobno wykopany z nadmorkich wydm. Widok stamtąd na całą okolicę jest wart spaceru.

Po całym miasteczku są rozsiane stare wojskowe pojazdy czy działa. Historią żyje tu każdy skrawek ziemi.

Dla mnie fajnym znaleziskiem był niewielki uroczy mural namalowany na jednej ze ścian w centrum miasta. Przedstawia dwie małe dziewczynki piszące na ścianie: Prosimy nigdy więcej wojny, tylko miłość. Podpisuję się pod tą prośbą obiema rękoma.

Sama plaża to piękny odcinek złotego piasku, który cieszy się popularnością wśród mieszkańców i przyjezdnych. Jeśli mielibyście czas polecam wycieczkę na tutejsze klify.

Niedaleko stąd znajduje się cmentarz kanadyjskich żołnierzy, którzy zginęli w tej ofensywie. Krzyże lub gwiazdy Dawida ustawione są równiuteńko w rządku, obrośnięte kolorowo kwiatami, a na tabliczkach widnieją nazwiska żołnierzy. Zdziwiłam się ile tam zobaczyłam polsko brzmiących nazwisk. Pochowani żołnierze mieli od siedemnastu do dwudziestukilku lat.

Malownicza wioska Saint-Céneri-le-Gérei w Normandii

Położona na pięknych wzgórzach zwanych Alpami Mancelles wioska Saint-Céneri-le-Gérei to malownicza miejscowość oficjalnie wpisana na listę „najpiękniejszych wiosek we Francji” (Les Plus Beaux Villages de France®). 399A1283Ta wioska była od zawsze kochana przez artystów takich jak Corot, Boudin, Pissarro czy Courbet i innych za panujący tam spokój i piękno. Malowniczy most nad rzeką, ładne kamienne domy, romański kościół i gotycka kaplica Petit Saint-Céneri sprawiają, że jest to urocze miejsce, idealne na długie spacery. Wydaje się, że czas stanął tu w miejscu. Jedna z tutejszych atrakcji jest średniowieczna kaplica położona malowniczo nad rzeka Sarthe i udekorowana przez otaczającą ją dużą łąkę.399A1085a Ponieważ jak zwykle wstałam wcześnie rano, by odwiedzić to miejsce, mogłam włóczyć się po łące wokół kaplicy, bez turystów wchodzących mi bez przerwy w kadr. Po drugiej stronie rzeki dostrzegam tak zwana cudowną fontannę.399A1048 Jak głosi historia, w tym miejscu w VII wieku spragniony święty Céneri podróżujący aż ze słonecznej Italii był wniebowzięty widząc tryskającą z ziemi wodę. Pobłogosławił źródło i jak opowiadają mieszkańcy, odtąd ta woda ma zdolność leczenia problemów z oczami. Św. Ceneri wybudował tutaj oratorium, na którego miejscu stoi właśnie ta malutka gotycka kaplica, zbudowana pod koniec XIV w. Podobno miejsce to było świadkiem wielu cudów. W środku kapliczki stoi ubrany na czerwono posąg św. Céneri, jego stopy są pokryte igłami, wbitymi przez młode desperacko szukają męża dziewczyny.

399A1233Ewolucja wioski naznaczona jest oczywiście różnymi konfliktami między innymi najazdami Normanów ze Skandynawii. Wg lokalnej legendy mieszkańców ukrytych w kościele przed normańską rzezią uratowały pszczoły. 399A1168

Kiedyś na wzgórzu stał zamek należący do rodziny Giroie, ale nic z niego nie pozostało.

399A1190

Saint Ceneri le Gerei zaliczana jest jak wspomniałam do najpiękniejszych wiosek Francji przez to przyciągała i nadal przyciąga wielu malarzy. Prowadzony przez dwie siostry Moisy w drugiej połowie XIX wieku zajazd Auberge des Sœurs Moisy był miejscem, w którym znani artyści lubią odpoczywać i malować. 399A0988Najbardziej oryginalną cechą tego zajazdu jest słynna Salle des Décapités, podobno ozdobiona intrygującym wachlarzem czarnych głów narysowanych węglem z profilu. Niestety Covid 19 skutecznie uniemożliwił mi zwiedzenie tego miejsca. 399A1175

Kościół Saint-Céneri króluje dumnie nad okolicą. Został zbudowany około 1090 roku. Posiada wiele cech charakterystycznych dla okresu romańskiego i podobno świetnie zachowane niezwykłe malowidła ścienne i witraże z różnych okresów. A także misternie wykonane z żelaza 12 rzeźb przedstawiających stacje drogi krzyżowej.  Nie widziałam, bo wszystko było głucho zamknięte na cztery spusty. 399A1240

 

Myślałam, że spędzę w wiosce najwyżej godzinę, ale spacer od kaplicy do mostu zajął mi dużo dłużej, bo przystawałam co minutę aby zrobić zdjęcie. Jeśli kiedykolwiek będziecie w tym departamencie to odwiedźcie to miejsce koniecznie. Nie pożałujecie.

399A1149399A1061a

 

W stronę chmur – Roquebrun

Miałam do wyboru spływ kajakowy rzeką Orb, albo włóczenie się po małych uliczkach Roquebrun.

Oczywiście wybrałam to drugie, bo wbrew mojemu znakowi zodiaku nie lubię wody. Wspominałam już o tym, prawda? Dużo lepiej się czuje stąpając po twardej powietrzni lub bujając w obłokach, dosłownie i w przenośni. Latanie to moja wielka miłość. Ale ja dzisiaj nie o tym. Chcę was zabrać do kolejnej uroczej, francuskiej miejscowości  Roquebrun, położonej na zielonym wzgórzu nad rzeką Orb. Miejsce to znane jest lokalnym jako tutejsza Nicea, a turyści wpadają tu, by nacieszyć się oryginalnym i cudownym śródziemnomorskim ogrodem górującym wysoko nad miastem.

 Pojechaliśmy tam któregoś lipcowego ranka z polecenia faceta, od, którego wynajmowaliśmy nasze wakacyjne lokum.

Moja rodzina i znajomi chcieli spróbować kajaków, a ja pojechałam na przyczepkę, bo wiedziałam, że coś sobie znajdę. Samochód zostawiliśmy na parkingu ośrodka kajakowego, nad samą rzeką. Oni poszli doznawać wodnych rozkoszy, a ja po pierwszym spojrzeniu na wioskę wiedziałam, że chcę się po niej włóczyć w nieskończoność. Weszłam tam kamiennym,  malowniczym, długim  mostem o wielu przęsłach.

399A9621

Nie rozczarowałam sie nawet przez chwilę; było tam wszystko, co podziwiam w małych miasteczkach, kamień, detale, malowniczość, urocze zakątki itd idt.

399A1386399A1409399A9510399A9520Wspinałam się w górę wąskimi uliczkami, podziwiając pokrzywione czasem domy, okna z drewnianymi okiennicami, nierzadko z odrapaną farbą, drzwi, detale, wszystko, co mi wpadło w oczy.

399A9564Już z daleka widziałam królującą nad wioską wieżę zwaną, jak się później dowiedziałam La Tour de Guet Carolingienne. To pozostałość dawnego kamiennego zamku. Myślę, że musiał być wspaniały, po to, co zostało już robi wrażenie.

Ruina stoi na terenie wspomnianego wyżej śródziemnomorskiego ogrodu i by do niej wejść trzeba kupić bilet. Na szczęście nie jest drogi. Podobno tutejszy mikroklimat sprzyja dojrzewaniu winogron nawet w nocy i innych śródziemnomorskich roślin i stąd wziął się pomysł na założenie na szczycie miasta ogrodu.

399A1353399A9567

Już wdrapując się stromymi uliczkami widziałam wszędzie kaktusy, a w samym ogrodzie ich wybór jest imponujący. Jest tu też spora kolekcja mimoz, sukulentów i innych egzotycznych roślin.399A1423 A widok stamtąd na okolicę zapiera dech w piersiach. Powiem wam, że mimo cholernego upału (było ponada 35 stopni) nie żałuję, że się tam wspięłam. 399A1500

Po zwiedzeniu miasteczka i ogrodu zgłodniałam, poszłam więc na lunch do kafejki Le Petit Nice (czyli Mała Nicea) z której rozciągała się cudowna panorama na rzekę i most. 399A9594Zjadłam sałatkę, wypiłam lampkę rose i przypieczętowała to wszystko filiżanką aromatycznego espresso. 399A9587Żyć nie umierać. W końcu po kilku godzinach włóczykijstwa wróciłam nad rzekę i czekałam na resztę towarzystwa. Wrócili zmęczeni okrutnie walką z nie zawsze przyjazną wodą, ale i szczęśliwi, że im się udało skończyć mimo wysiłku. Wszystkim nam się udało. 399A9712

Uroda Lagrasse

Malownicza wioska Lagrasse jest jednym z moich najukochańszych miejsc we Francji. Sama się dziwię, że dopiero teraz o niej piszę. Lagrasse jest na tej liście, o której wielokrotnie już wspominałam najpiękniejszych wiosek Francji. Położona w sercu Gór Corbières, tworzy piękny obraz ze starym mostem humbakowym nad rzeką Orbieu, ze średniowiecznymi domami, pozostałościami starożytnych murów obronnych i opactwa z imponująca widoczną z daleka, dzwonnicą.

Najbardziej polecam wszystkim spacer po tym średniowiecznym miasteczku, miejscu pełnym uroku, gdzie można podziwiać stary zadaszony rynek z XIV wieku z kamiennymi filarami, kamienne ozdobione kwiatami i okiennicami domy, oraz piękny gotycki kościół.Wąskie uliczki miasteczka biegną we wszystkich kierunkach i mnóstwo na nich galerii sztuki i rzemiosła, sklepów, a także wielu dobrych restauracji.
Oczywiście trzeba udać się nad rzekę, by delektować się widokiem dwóch średniowiecznych mostów na Orbieu.

Na przeciwległym brzegu znajduje się benedyktyńskie opactwo Najświętszej Marii Panny z Orbieu, założone w VIII wieku, które w przeszłości było bardzo zamożne i miało kluczowe znaczenie w polityce i sprawach religijnych, oraz duży wpływ intelektualny i kulturalny na całą południową Francję. Do posiadłości klasztoru należało 67 kościołów, 6 innych opactw, 25 parafii. Oczywiście rewolucja zmieniła wszystko i posiadłości rozsprzedano lub zniszczono. Jednak uważam, że dziedziniec starego pałacu, dolna kaplica, piwnica, piekarnia, zakrystia, transept północny, wieża przedromańska, dormitorium mnichów, kaplica św. Bartłomieja, pokój mistrza Cabestany i pokoje strażników są to fascynujące zabytki zdecydowanie warte zobaczenia. Polecam też wspiąć się na wieżę ( około 230 stopni) z której roztacza się wspaniały idol na całą dolinę, w której leży Lagrasse.

Jak już zrobi wam się za ciepło po spacerze i wspinaniu się na dzwonnicę to polecam ochłodzenie się w rzece Orbieu przy dawnym kamiennym brodzie. Moje dzieci tam miały niesamowitą frajdę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kraj czarnych diamentow – Villeneuve Minervois

Jak to mam w zwyczaju wstałam przed wszystkimi, zanim słońce otworzyło swe oczęta i pojechałam do Villeneuve Minervois. Dlaczego akurat tam? Bo wcześniej wędrując palcem po mapie, a raczej googlu odkryłam, że było w odległości tylko godziny od naszego wynajętego domu. Zaparkowałam auto na parkingu (oczywiście za darmo, bo we Francji poza dużymi miastami parkingi sa free) i poszłam się włóczyć po pustych ulicach. Jedynym otwartym miejscem była piekarnia i moja rodzina się śmieje, że po to jeżdżę na samotne wyprawy po małych miasteczkach, by zjeść gorącego jeszcze croissanta i wypić cafe creme. Coś w tym jest. Mam zdecydowaną słabość do tego zestawu, choć jadam tylko będąc na wakacjach. 399A0927399A0925

Wracając do tematu. Villeneuve mimo, że nie jest wyróżnionym miejscem na turystycznej mapie, spodobało mi się bardzo. Taka tu była cisza i spokój. Najbardziej zauroczyła mnie zacieniona drzewami aleja, która prowadzi do małego placu z widoczną z daleka fontanną. 399A0934Podobno alejkę stworzono w miejscu dawnej fosy otaczającej miasto i zamek czyli podobnie jak krakowskie Planty. Po zamku nie pozostało wiele, ciagle widac jednak dość potężne mury i okrągłą basztę. 399A0890399A0885399A0917

Fontannę postawiono na miejscu wielkiego żelaznego krzyża misyjnego, w 1889 roku dla uczczenia stulecia wybuchu rewolucji i zdobi ją oczywiście symboliczna dla wszystkich Francuzów Marianna.399A094210636654_756752784387532_4293487498360546295_oKrzyż misyjny ciągle jest w miasteczku i powiem wam jego rozmiar robi wrażenie.

399A0882399A0887

 

 

Tuż przed wjazdem do samego miasteczka jest małe rondo i już z okien samochodu dostrzegłam kilka rzeźb stojących po różnych stronach drogi. Nie byłabym sobą, gdybym oczywiście nie poszła sprawdzić co to za posągi, a potem wyszperać, kto i dlaczego je tam postawił.

I okazało sie, że miejscowość by przyciągnąć turystów i zarobić nieco pieniążków postawiła na tzw czarne diamenty. Wiecie o czym mówię? To skarby tutejszych lasów: trufle. W miasteczku otworzono muzeum trufli, a wspomniane wyżej rzeźby przedstawiają mężczyzn i psy w trakcie ich zbierania. Bo podobno psy mają idealny węch do tego, choć niektórzy szukają ze świniami.

399A0972399A0973

Autorem tych dzieł jest tutejszy rzeźbiarz Gines Aznar, który ma w miasteczku pracownię, otwartą dla publiczności, a jego żona prowadzi artystyczny sklep. Niestety nie wiedziałam o tym będąc na miejscu. Jedynie na wspomnianej wyżej alejce stoi dostojnie, wylany z brązu skrzypek jego autorstwa. Sfotografowałam go z każdej strony. Przypomina mi mojego ulubionego Skrzypka na dachu. Oto on: 399A0935399A0899399A0897

Jeśli lubicie trufle, ładne miasteczka, no i dobre croissanty, to będąc w Aude zapraszam serdecznie do Villeneuve Minervois.

 

Caunes Minervois

To małe miasteczko zawiera pozostałości murów miejskich i ciekawe dziedzictwo architektoniczne: wąskie uliczki, rezydencje, takie jak Hotel Siccard i Hotel Alibert, stanowiące przykład architektury renesansowej w Aude. Jest tu też olbrzymie, stare opactwo Benedyktyńskie, na którego terenie odbywają się koncerty muzyki klasycznej, co tydzień od lipca do początku sierpnia każdego roku. W opactwie znajduje się stała ekspozycja muzealna obejmująca zarówno lokalną historię, jak i geologię. Organizowane są tu też pojedyncze wystawy i happeningi. Pod tym budynkami klasztornymi rozległe piwnice i krypty są wykorzystywane do regularnych wieczorów jazzowych i innych wydarzeń.

Mam dylemat, bo nie wiem czy Caunes jest ładnym miasteczkiem czy nie, bo tyle samo tu interesujących skwerków, co brzydoty. Leży na wschodnim skraju nasłonecznionych winnic Minervois i szlaków spacerowych w górach Montagne Noir, pełnych  jaskiń wapiennych, kamieniołomów marmuru i głębokich wąwozów rzecznych, a także zrujnowanych fortec katarskich.

Caunes słynie z lokalnego “szkarłatnego” marmuru o czerwonawo -pomarańczowym odcieniu, który był bardzo modny w XVIII wieku i był użyty do dekoracji Wielkiego Trianonu w Wersalu, Opery Paryskiej, czy Łuku Triumfalnego. Na ulicach Caunes, oraz wzdłuż tutejszej rzeki można dzisiaj oglądać marmurowe rzeźby stworzone przez lokalnych i przyjezdnych artystów. W miasteczku są galerie sztuki, organizuje się tu zajęcia i pokazy garncarskie.

Ciągle to miejsce mnie nie zauroczyło. Trochę brakuje mi kolorów i takich urokliwych detalii. Domy sa stare, ulice jak wspomniałam wąskie i trochę zbyt szare. Główną atrakcją jest opactwo, ale z wyglądu też nie rzuca na kolana, dziwnie schowane między budynkami. Spacerując wśród odrapanych budynków, nierównego bruku poczułam jednak intrygujący klimat tego miejsca i rozglądając się znalazłam parę perełek na których można było zawiesić oko. Pokażę wam parę zdjęć i sami zdecydujcie.

 W Caunes są 3 targi tygodniowo – we wtorki, czwartki i soboty – mimo że jest to wioska licząca zaledwie 1400 mieszkańców.

Katarzy

Obiecałam napisać o katarach, których dawne siedziby odwiedzam średnio raz, dwa razy do roku, ale nie wiem jak ugryźć ten temat, bo zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy są takimi fanatykami historii średniowiecznej jak ja. Ale spróbuję: kataryzm był najsłynniejszą średniowieczną herezją, która stała się przedmiotem ostrego ataku Kościoła Rzymskokatolickiego. Rozwinęła się najbardziej na południu Francji, w rejonach dzisiejszej Langwedocji. Istniała zaledwie trzysta lat, a jej geneza leżała w starożytnym , perskim manicheizmie, koncepcji rzeczywistości, w myśl której świat jest areną zmagań dwóch bogów, dobrego i złego. Na świecie już wcześniej pojawiały się religie bazujące na podobnych przesłankach, np. ruch bogomiłów w Bułgarii.

Katarzy uważali, że świat materialny w tym ludzkie ciała zostały stworzone przez Zło, szatana, Lucyfera, albo wręcz samego Boga, ale tego ze Starego Testamentu, który kojarzył im się ze złem. Za cel życia ludzkiego uznawali dążenie do wyzwolenia duszy z ciała i  z grzechu i mogli to osiągnąć przez przestrzeganie kilku, wcale niełatwych, warunków: Po pierwsze, nieodzowna była wiedza, o roli człowieka w świecie i o pochodzeniu ciała i duszy. Po drugie post pokarmowy; niejedzenie produktów pochodzenia zwierzęcego, po trzecie wstrzemięźliwość płciowa. Ważna była również modlitwa, a jedyną dopuszczalną formą było Ojcze Nasz, choć w zmienionej formie, powtarzane nawet kilkadziesiąt razy w ciągu dnia. Te najsurowsze wymogi nie dotyczyły całej społeczności katarskiej, ale jedynie jej elity, tzw doskonałych, perfecti. Uważali się oni za „prawdziwych chrześcijan”, i byli wśród nich zarówno mężczyźni jak i kobiety, byli bardzo surowi wobec siebie: nosili szaty jak mnisi, nie jedli mięsa, byli w celibacie i często pościli. Perfecti przewodniczyli katarskiej społeczności i sprawowali  najważniejsze rytuały w kościele katarskim. Uznawali Biblię, ale jak wyżej wspomniałam bez Starego Testamentu, uważając, że jest on dziełem szatana. Maryję, matkę Jezusa akceptowali jako zesłanego przez Boga anioła, a na temat jej syna sądzili, że przyszedł na ziemię w postaci pozornej – żył, cierpiał, umarł i zmartwychwstał na niby. Katarzy uważali, że ówczesny Kościół katolicki zupełnie pobłądził, a tylko ich Kościół katarski kontynuuje tradycję apostolską.

Aude, kraj Katarów

Langwedocja, w której rezydowali szczyciła się wówczas wysokim poziomem kultury i zasłynęła w całym ówczesnym świecie ze swojej literatury, sztuki i języka, zwłaszcza takie miasta jak Carcassonne, Tuluza, Beziers. Prawdopodobnie zawdzięczają to między innymi właśnie działalności katarów, ich wykształceniu i umiłowaniu wiedzy. To przyciągało coraz więcej zwolenników do ich religii. Poza tym Katarzy na równi traktowali zarówno kobiety, jak i mężczyzn i w przeciwieństwie do nauk kościoła, namawiali raczej do seksu rozrywkowego niż prokreacyjnego, a nawet homoseksualizmu. Jak się domyślamy papiestwo w Rzymie nie mogło się z tym pogodzić i rozpoczęto nagonkę. Jej początki były takie sobie, ale w 1208 roku legat papieski Pierre de Castelnau został wysłany do francuskiej Tuluzy, gdzie ekskomunikował pana tych rejonów, hrabiego Rajmonda VI, za popieranie katarów. Po powrocie stamtąd został zamordowany, podobno właśnie na zlecenie księcia Rajmonda. Na wieść o morderstwie, papież Innocenty III się wkurzył i ogłosił krucjatę, która przeszła do historii pod nazwą krucjaty przeciw albigensom (od miasteczka Albi). W 1209 roku na czele krucjaty stanął opat Citeaux i legat papieski Arnaud Amaury, znany ze słów, jakie miał wypowiedzieć przed zdobyciem katarskiego Béziers: „Zabijcie wszystkich. Bóg rozpozna swoich” (łac. „Caedite eos. Novit enim Deus qui sunt eius”), ale o tym jeszcze napiszę przy okazji opowieści o Beziers.

Katedra w Beziers.

Walki były okrutnie krwawe i jak się domyślamy nie chodziło tylko o religie.  Chęć zysku przyciągnęła różnych zbiorów, barbarzyńców i karierowiczów, bo oczywiście za pomoc obiecywano ziemię i zdobycze. Katarzy słynęli z majętności. Wybito  większość heretyków lub spalono ich na stosach; mężczyzn, kobiety i dzieci. Wśród ofiar znaleźli się także katoliccy mieszkańcy tych ziem, bo przecież bóg rozpozna swoich, no i Żydzi.

W 1244 roku padła ich ostatnia twierdza Montsegur, a 200 katarskich doskonałych zostało ostentacyjnie spalonych. Powołanie inkwizycji papieskiej dopełniło reszty, choć Święte Oficjum potrzebowało niemal stulecia, by ostatecznie wyplenić tę herezję z Francji.

Z kwitnącej, wysublimowanej krainy Langwedocja, czy raczej jak ją wówczas nazywano Occitania stała się najbiedniejszym, zapomnianym regionem Francji. Innym skutkiem ubocznym krucjaty albigienskiej był fakt, że Watykan uwierzył, że może podporządkować sobie świat siłą i że przy pomocy terroru Inkwizycji, płonących stosów i odpowiedniej propagandy mogą trzymać ludzi w ciemności i posłuszeństwie wobec jedynie słusznej religii.  

Peyrepertuse, zamek Katarów

Francuzi obecnie wykorzystują historię Katarów, by przyciągnąć turystów na południe Francji (zwłaszcza do rejonu Aude, który mianuje się krajem katarów) i chyba działa, bo jeżdżę tam, co rok i za każdym razem, jest coraz więcej odwiedzających. Ale trudno się dziwić, historia fascynuje, a pozostałości po niesamowitych zamkach wybudowanych na wzgórzach i piękne średniowieczne kościoły pobudzają wyobraźnię. 

Peyrepertuse

Gdzie płonęły stosy… Minerve

Może to dlatego, że jechaliśmy wśród malowniczo zielonych wzgórz i winorośli, w porze dnia, kiedy popołudniowe słońce dodawało okolicy złocistej poświaty, to pierwsze nasze spotkanie z wioską zachwyciło nas na całego. Pojawiła się nagle, niespodziewanie, za zakrętem, otoczona kamiennym murem. 

Siedząc na wysokiej, skalistej ostrodze z widokiem na głęboki wąwóz w dzikiej i otwartej dolinie, Minerve onieśmiela i ekscytuje. Dostępna jest tylko pieszo (choć chyba mieszkańcy mają prawo wjechać autem). Można do niej dojść przez kamienny most o kilku przęsłach, łączący dwa brzegi wąwozu. Samochody trzeba zostawić na parkingach po drugiej stronie.

Ta przedromańska wioska jest teraz prawie całkowicie poświęcona turystom, którzy jednak nie rujnują spokoju tego historycznego miejsca, bo nie ma ich aż tak dużo, a raczej dodają mu (dzięki wydanym pieniądzom) trochę luksusu i życia. Dla odwiedzających jest kilka sklepów, kawiarni i restauracji (nawet z gwiazdką Michelina) oraz wspaniałe małe muzeum o katarskiej przeszłości regionu. 

Minerve jest A MUST dla miłośników historii średniowiecznej, zwłaszcza dla tych którzy fascynują się tematem katarów czy inaczej albigensów. Była to sekta religijna istniejąca na przełomie dwunastego i trzynastego wieku na południu Francji. Nie uznawali władzy papieża i mieli swoją własną doktrynę, hierarchię, a przede wszystkim skarb.  Oczywiście papieżowi się to nie podobało i zorganizował przeciwko nim krwawą krucjatę. Obiecuję, że napiszę o tym więcej, bo ich historia mnie bardzo interesuje.

Póki co, chcę wam tylko napomknąć, że Minerve było jednym z tych miasteczek w którym heretycy schronili się przed papieskimi wojskami. Niestety mimo dzielnej i długiej obrony, po tym jak najeźdźcy zniszczyli studnię i zabrakło dopływu wody, władze miasta postanowiły się poddać. Warunki były ciężkie. By uratować skórę katarzy mieli przyjąć katolicyzm.  Stu czterdziestu z nich jednak odmówiło odrzucenia swojej wiary i spalono ich żywcem na jednym z głównych placów miasta. 

W miasteczku jest naprawdę świetne, choć małe muzeum, które o tym opowiada. 

Miasteczko jest oczywiście na liście Najpiękniejszych Miasteczek i wiosek  we Francji.

Na koniec jeszcze napiszę, że od nazwy miasteczka pochodzi nazwa całego regionu, w którym produkuje się naprawdę wyśmienite, głównie czerwone wino Minervois. 

Le Somail – francuskie misteczko

Trafiłam tu przez mandat. Nie ma się czym chwalić. Przekroczyłam dozwoloną prędkość 80km na godzinę i nie wiadomo skąd pojawili się dwaj policjanci na motocyklach, a ponieważ nie miałam przy sobie gotówki (90 euro) to eskortowali nas do najbliższego banku. Moja córka miała frajdę, a ja już niekoniecznie. I tak przejechałyśmy przez Le Somail, a po załatwieniu formalności z policją wróciłyśmy tam na dłużej. Nawet nie wiem, czy można to miejsce nazwać małym miasteczkiem, może raczej taką większą wioską położoną malowniczo na samym brzegu kanału La Midi. Jest to dawny port. W sumie to wiele tu nie ma: kilka murowanych domów na krzyż, kamienny most, okrągła lodownia, kapliczka, parę restauracji i niespodzianka, przepiękny antykwariat. Wystarczy by zauroczyć. Podobno to miejsce przyciąga artystów z całego świata i wcale się nie dziwię. Jest tu po prostu cudnie i spokojnie. Wszystko przyjmuje rytm cicho wijącego się wśród pól kanału, którego flegmatyczność wręcz hipnotyzuje przybyszy. Widziałam ludzi snujących się leniwie wzdłuż brzegu, z bezustannym uśmiechem na ustach.
Miasteczko powstało praktycznie w tym samym czasie, co kanał, trzysta lat temu, jako miejsce odpoczynku dla pływających na barkach flisiarzy i rybaków. Wybudowano tu od razu kilka gospód, w których mogli odpocząć i porządnie zjeść i te miejsca ciągle istnieją i niektóre z nich do tej pory słyną z dobrego jedzenia. Mogę to potwierdzić, bo wróciliśmy wieczorem, już całą gromadą by się posilić w jednym z tych nadwodnych lokali o dziwnej nazwie “ L’O à la bouche”

Cassoulet z kaczka

Na koniec jeszcze wspomnę o tym antykwariacie. Całym sercem kocham takie miejsca, a ten zrobił na mnie niesamowite wrażenie ilością książek (podobno mają ich 50 tysięcy) i swoją malowniczością.

Jeśli kiedykolwiek traficie do Le Somail to wpadnijcie, do sklepiku – kafejki na łódce przycumowanej naprzeciwko antykwariatu. Kawa jest tam pyszna, a i chlebek wygląda smakowicie. Podobno jest to kolejne kultowe miejsce w tej wiosce.  

Powiem wam szczerze, że mogłabym tam zamieszkać.