Historia jednego placka

Jak przystało na „porządnego” człowieka zaczęłam rok z postanowieniami. W styczniu mam więc dry January, czyli nie piję alkoholu. Niech sobie wątroba i trzustka odpoczną. Postanowiłam również nie jeść słodyczy, a skoro ich nie jem, to nie będę też ich piekła. To postanowienie ze słodyczami wytrwało dwa dni, bo przyjaciółka z dobroci serca podrzuciła mi do domu paczkę z własnoręcznie stworzonymi dobrociami. Jedną z tych pyszności były orzechowe ciasteczka. Postanowienie wzięło w łeb, bo jakże nie zjeść takich delicji… postanowiłam jednak wytrzymać z niepieczeniem ciast. Do wczoraj…

Jak pewnie niektórzy z was wiedzą mam w domu dwa psy. Jeden już duży, mądry, dostojny i do szpiku kości cierpliwy. Drugi natomiast to szczeniak, a jak na szczeniaka przystało zachowuje się zupełnie jak szczeniak. Dobrze że ja mam anielską cierpliwość (tylko do psów). Pewnego dnia znalazłam to moje czworonożne stworzenie w szafce, bo nie domknęłam drzwiczek. A także w zmywarce, czy na szczycie schodów, po których nie wolno mu wchodzić i wielu wielu wielu innych interesujących miejscach. 

Ale wróćmy do tematu. Wczoraj przygotowując obiad otworzyłam lodówkę by z niej wyciągnąć parę produktów. Oczywiście mała ciekawska główka była już przy mojej nodze. Ręce miałam zajęte i zanim zareagowałam maleństwo zębami, pomagając sobie łapą, ściągnęło na podłogę całą paczkę jajek. Zgadnijcie ile się rozbiło? 

Cóż było robić? Miałam paczkę mrożonych truskawek i paczkę świeżych, więc padło na ucierane ciasto z galaretką i bitą śmietanę. Przyznam się szczerze, że chciałam go ozdobić tak, by wyglądało bardzo WOW, ale mi nie wyszło. Podczas nalewania galaretki przewróciła się jedna z truskawek i wypięła na świat swój jasny tyłek. Poza tym galaretka przykleiła się do papieru, którym wyłożona była blaszka i podczas wyciągania oderwał się jej spory kawałek. Ciasto upiekło się nierówno i w żaden sposób nie potrafiłam tego zatuszować. Próbowałam jakoś ozdobić do zdjęcia, stąd tyle owoców, ale to również mi się nie udało.

Tylko psu się podobało. Warował jak… pies czekając, aż spadnie jakaś jagoda lub truskawka na podłogę.

Jeśli mimo wszystko jesteście ciekawi przepisu na to ciasto to dajcie znać to zrobię kolejny post.

Skojarzenie nr. 6 Program TV Little Britain

Zapytałam was jakiś czas temu, o to, z czym się wam kojarzy Wielka Brytania i kilka osób napisało, że z serialem telewizyjnym Little Britain. Spotkałam się z wieloma poglądami na temat tego programu. Niektórzy uważają, że jest przezabawny, a inni, że jest niesmaczny, żałosny, przerażający. Sama jestem gdzieś pośrodku, bo szczerze wam powiem mam cholerny problem z wyśmiewaniem się z kogokolwiek. Rozumiem, że postaci w tej komedii są przerysowane by uwypuklić jakiś tam problem, ale ja czasami mam wrażenie, że jest to poniżanie innych i zabawianie innych cudzym kosztem. Oczywiście, nie musicie się ze mną zgadzać. Może nie mam odpowiedniego poczucia humoru. 

Dla tych którzy nie wiedza, o czym mówię to taki skrót informacyjny: 

Little Britain był to brytyjski skeczowy serial komediowy, który rozpoczął się jako słuchowisko radiowe w 2000 roku, a potem emitowany był jako serial telewizyjny w latach 2003-2007. Napisany i odegrany przede wszystkim przez dwóch aktorów Davida Walliamsa i Matta Lucasa. 

Program składa się z serii szkiców zawierających przesadną parodię Brytyjczyków z różnych środowisk. Pomysł jest taki, że program jest przewodnikiem po brytyjskim społeczeństwie skierowanym do osób spoza Wielkiej Brytanii. Każdy epizod rozpoczyna wprowadzenie do danej  postaci przez narratora (Tom Baker). 

Chyba tylko pierwszy sezon był najbardziej wierny zamierzeniom, bo charaktery pochodziły z szerokiego spektrum klasowego. W późniejszych odcinkach schlebiając publiczności, dominującym celem tej komedii stały się białe, marginalizowane społecznie grupy, obecnie powszechnie określane jako „chavs” (popełniłam kiedyś tekst na ten temat : https://dee4di.com/2014/11/19/fenomen-slowa-chav/ ). 

Najwyraźniejszą przedstawicielką tej grupy społecznej w programie jest Vicky Pollard, fikcyjna samotna matka, niezbyt inteligentna i  się wielu nadużyć w świetle prawa. Jej słynnym powiedzeniem jest „Am I bothered…?”

Inne charakterystyczne postaci, powtarzające się w wielu epizodach to: 

  • Poruszający się na wózku inwalidzkim Andy Pipkin, który, gdy tylko opiekun odwrócił wzrok wstawał, pokazując wszystkim, że tylko udaje niepełnosprawnego.  
  • Daffyd Thomas, który twierdził, że jest „jedynym homoseksualistą w wiosce” i przez co czuł się prześladowany, mimo że społeczeństwo wydaje się go całkowicie akceptować. 
  • Anne jest pacjentką Szpitala Stevena Spielberga w Little Bentcock, gdzie jest szkolona w zakresie integracji ze społeczeństwem. Wydaje się być poważnie upośledzona umysłowo, z wyjątkiem odbierania połączeń telefonicznych, kiedy rozmawia w całkowicie spójny i uprzejmy sposób. Często ucieka się do ekstremalnych zachowań, takich jak lizanie lub głaskanie twarzy innych ludzi, lub zniszczenie rzeczy wokół niej. Anne lubi kupę. Namalowała obrazek z kupy i napisała „Wesołych Świąt” w kupie. 
  • Carol Beer – to wiecznie rozczarowana kobieta, która wykonuje szereg prac wymagających bardzo bliskiego związku z jej komputerem, np. Urzędnik bankowy, biuro podróży czy recepcjonistka w szpitalu. Kiedy zostaje o coś poproszona, np o otwarcie konta bankowego, wakacje w Ameryce lub umówienie się na spotkanie, wpisuje informacje do swojego komputera. Gdy stwierdzi, że prośba nie może zostać spełniona, odpowiada z powagą „Komputer mówi„ nie ”.
  • Maggie i Judy to dwie dystyngowane kobiety z Instytutu Kobiet, które oceniają niektóre potrawy na różnych imprezach wolontariackich lub charytatywnych w wiosce Pox. Chętnie biorą udział w poczęstunku zapewnionym przez gospodarzy, ale gdy zostaną poinformowane, że ktokolwiek zaangażowany w jego przygotowanie pochodzi albo z innego niż białe pochodzenie etniczne lub jest żonaty z kimś nie białym, lub nie jest heteroseksualny (na przykład, gdy dowiaduje się, że ktoś o imieniu Sanjana Patel przyrządziła marmoladę), to Maggie obficie wymiotuje, często na kogoś innego. 
  • Kenny Craig jest hipnotyzerem, który występuje na scenie i często wykorzystuje swoje moce wyłącznie do własnych celów, takich jak pokonanie swojej matki w grze Scrabble, umawiania się na randki i uwodzenia kobiet oraz do zdobywania pieniędzy.
  • Emily, której prawdziwe nazwisko to Eddie Howard, jest niezręcznym i bardzo nie przekonującym transwestytą. W całej serii tylko raz została uznana za kobietę (mężczyzna, o którym mowa, przyłapał ją wtedy w męskiej łazience pubu, w którym był). Zamiast starać się być jak nowoczesna kobieta, Emily nosi przestarzałe, wiktoriańskie sukienki, a jej zachowanie jest zgodne z przestarzałym wiktoriańskim stereotypem, w tym mówienie przesadnie wysokim głosem, równie wysokim, nerwowym śmiechem, używając słowa „dama” jako przymiotnik dla prawie wszystkiego i udając, że nie ma siły, co tylko czyni ją jeszcze mniej przekonującą.
  • Bubbles DeVere to łysa i chorobliwie otyła kobieta, która na stałe zamieszkuje w luksusowym Hill Grange Health Spa. Ma zwyczaj rozbierania się, przede wszystkim po to, by utrudniać wszelkie próby zmuszenia jej do spłaty ogromnych długów i kosztów utrzymania, ale także dlatego, że uważa, że ​​jest wyjątkowo piękna.
  • Des Kaye niegdyś był prowadzącym program telewizyjny dla dzieci, ale teraz pracuje w sklepie budowlanym. Nigdy nie pogodził się z faktem, że nie jest już w telewizji. Często widuje się, jak dręczy innych członków personelu swoją marionetką (zwaną Croc O’Dile) i swoimi częstymi powiedzeniami „wicky woo”.
  • Dudley to zwykły facet, który zamówił sobie tajską żonę z magazynu. Jednak Ting Tong jest całkowitym przeciwieństwem szczupłej, pięknej narzeczonej, której się spodziewał. Nie jest z tego zbytnio zadowolony, ale dla seksu nadal pozwala jej zostać „jeszcze jedną noc”, mimo że jego wymarzona okazuje się być po prostu typowym ladyboy. 

Tutaj krótkie podsumowanie niektórych charakterów:

Czy ten serial faktycznie obrazuje społeczeństwo brytyjskie? W jakimś stopniu pewnie tak. Większość Polaków mieszkających w UK, zwłaszcza tych, którzy trafiają w okolice osiedli socjalnych mogłoby potwierdzić, że na własne oczy widziało taka wielodzietna Vikki czerpiącą ile się da z zasiłków i unikającą odpowiedzialności za cokolwiek. Podobnie z innymi bohaterami, ale… Czy powinna kogokolwiek śmieszyć mentalnie chora sikająca w supermarkecie, gej domagający się swych praw, samotna matka, której nie dano wykształcenia by potrafiła lepiej zarobić, czy ludzie, którym po prostu w życiu nie wyszło? 

Ciekawa jestem, jakie jest wasze zdanie na ten temat?

Obrazek z mojej ulicy

 Siedzimy sobie wczoraj wygodnie, ja na moim ulubionym fotelu przy oknie, oglądamy Brytyjczyków tańczących z gwiazdami, gdy nagle, niebiesko się zrobiło na naszej ulicy. Patrzę za okno,  a tu wielka karetka stanęła tuż na naszym podjeździe, a obok policja i oczywiście nie wyłączyli migających świateł na górze. Mieszkam w bardzo spokojnej dzielnicy i takie atrakcje w postaci policji bardzo rzadko się zdarzają. Karetki już częściej, bo ta moja ulica to taki trochę „Dom Starców”. Naprzeciwko mnie mieszka dziewięćdziesięciokilkuletnia staruszka,  obok niej mocno posunięte w wieku małżeństwo, a moim najbliższym sąsiadem jest siedemdziesięcioletni Terry. Mieszkają sami, nie mają rodzin, przynajmniej żyjących blisko i rzadko kiedy ich ktoś odwiedza. Jeszcze dwa lata temu w domu obok staruszki mieszkało kolejna starsze małżeństwo, ale najpierw karetka zaczęła się pojawiać u niej, najpierw co tydzień, później codziennie, aż w końcu któregoś dnia pod moimi oknami pojawił się korowód pogrzebowy. Rok później w jej ślady poszedł starszy pan. Było mi smutno, lubiłam ich obserwować pracujących wspólnie w ogródku. Pamiętam któregoś dnia ten starszy pan wyjeżdżając swoim samochodem stuknął stojące na podjeździe, moje auto. Na szczęście nic się nie stało i wybaczyłam mu ten incydent błyskawicznie. A teraz ich nie ma… 

       Wrócę jednak do wczorajszego widowiska przed oknem. Dom który stoi tuż obok mnie po lewej stronie należy do Guya, a on wynajmuje go na mieszkania i pokoje. Żyje tam około 7-8 osob.  Niektórzy mieszkają od lat zwłaszcza ci, wynajmujący mieszkanka ale w pokojach lokatorzy zmieniają się dość regularnie. Zazwyczaj nie ma z nimi większych problemów. Niedawno do jednego z pokoi wprowadził się nowy mężczyzna, który chyba lubi imprezy. Nie to żeby szalał, ale od kiedy tu mieszka, czyli od tegorocznego lata kilkakrotnie zaprosił gości. Wczoraj był jeden z takich dni. 

    Ratownicy i policja weszli do domu obok. Nie wiedziałam do kogo, ale po chwili zobaczyłam tego nowego lokatora, wraz z jego znajomymi jak stoją koło karetki i autentycznie płaczą. A płaczący mężczyźni nie zdarzają się często. Przyznam wam się szczerze, że zamiast koncentrować się na fokstrotach i walcach, z zainteresowaniem oglądałam to, co się dzieje za oknem. Nie tylko ja. W oknach sąsiednich  domów widziałam stające i przyglądających się osoby.  Oba samochody stały tam bardzo długo. Policja wyraźnie zbierała zeznania, rozmawiając z mężczyznami, a ratownicy udzielali im jakieś pomocy. W pewnym momencie przejeżdżający duży biały van próbował zmieścić się pomiędzy karetką, a stojącym po drugiej stronie autem. Ponieważ nie zwolnił wystarczająco, zahaczył i zerwał lusterko. Miałam wrażenie,  że prowadzący vana młody kierowca myślał, że mu się upiecze,  bo w karetce w tym czasie nie było nikogo,  ale za chwilę zobaczył stojący z boku policyjny samochód i chcąc nie chcąc wysiadł z auta i zgłosił, co zrobił. Musiał podać dane swojego ubezpieczyciela. I tyle.

Taniec z gwiazdami się skończył, a policja i karetka stały na zewnątrz jeszcze dobrą godzinę. W końcu odjechały.  Znowu było cicho, spokojnie, ciemno. Nagle pojawiły się trzy policyjne samochody, jeden większy, dwa mniejsze. Te dwa mniejsze zablokowały kawałek mojej ulicy po obydwu stronach, tuż przed moim domem, tak by nikt nie mógł przejechać. A ten większy stanął centralnie na moim podjeździe. Wyszło z niego kilka osób z jakimiś bagażami w rękach i  weszli do domu. Po chwili pojawili się z powrotem niosąc na noszach nieboszczyka. Spodziewałam się czarnego worka, w którym zazwyczaj wynosi się denatów w filmach, a tutaj panowie mieli worek czerwony odbijający się w ciemności  od świateł samochodów. Nie wiem, co się wydarzyło. Wyobraźnia podpowiada mi różne scenariusze. Nie sadzę, by się pobili, raczej facet zmarł na jakiś zawał lub wylew, a że odbyło się to podczas party policja musiała być zaangażowana. Może któregoś dnia zapytam o to Gaya. 

Dyniowe gadki i Jack – O’Lantern

Październik w Anglii jest czasem gdy mieszkańcy  hurtowo zaopatrują się we wszelkiego rodzaju  dynie.  Kupują je w sklepach, lub jeżdżą na farmy i plantacje by samemu zebrać to cudowne warzywo z grządki. Zdobią one potem domowe półki nad kominkiem, parapety okienne czy wejścia do domów. 

Jack – O’Lantern  to dynia o upiornej  twarzy, oświetlona od środka  świecami,  niewątpliwy znak sezonu Halloween.  Praktyka ozdabiania lampionów z dyni wywodzi się z Irlandii, gdzie początkowo do rzeźbienia używano dużych rzep i ziemniaków. Nazwa, pochodzi z irlandzkiej legendy o mężczyźnie imieniem Stingy (skąpy) Jack, który zaprosił na drinka samego diabła.  Zgodnie ze swoim imieniem, Skąpy Jack nie chciał płacić za swojego drinka, więc przekonał diabła, aby zamienił się w monetę, za którą Jack mógłby kupić ich drinki.  Gdy Diabeł to zrobił, Jack postanowił zatrzymać pieniądze i włożył je sobie do kieszeni obok srebrnego krzyża, który uniemożliwiał piekielnemu stworzeniu powrót do pierwotnej postaci. Po jakimś czasie i wielu błaganiach diabła, Jack w końcu go uwolnił, pod warunkiem, że nie będzie mu przeszkadzał przez rok i że jeśli Jack umrze, to diabelstwo nie zażąda jego duszy. 

 Rok później Jack ponownie przechytrzył diabła. Namówił go aby wspiął się na drzewo po jabłka.  Kiedy ten był na drzewie, Jack wyrył znak krzyża w korze, aby książę piekieł nie mógł zejść, dopóki nie obieca, że nie będzie mu przeszkadzał przez kolejne dziesięć lat.

 Wkrótce jednak Jack zmarł, a Bóg za konszachty z diabłem nie chciał go wpuścić do nieba. Nie mógł też iść do piekła, bo diabeł obiecał mu, że go tam nie weźmie. Nie urządził się najlepiej. Biedna jego dusza krążyła w zawieszeniu, w kompletnej ciemności, pomiędzy piekłem, a niebem. Będąc jednak sprytnym Jack podwędził płonący węgielek z piekła i włożył go do środka wyciętej rzepy tworząc w ten sposób małą latarenkę. Tak narodziła się nazwa Jack of the Lantern”, skrócona pózniej do „Jack O’Lantern”. Szkoci i Irlandczycy pierwsze wykrzywione twarze wycinali w ziemniakach i rzepach, w Anglii używano do tego buraków, a dopiero gdy imigranci przenieśli tradycję za ocean, na scenie pojawiła się dynia i stała się ona integralną częścią obchodów Halloween. Bo dynia oryginalnie pochodzi z okolic Meksyku. 

W angielskich domach i szkołach organizowane są konkursy na najlepszą dynię. Pamiętam moja córka kiedyś zdobyła nagrodę za swoje ( z małą moją pomocą) artystyczne dzieło. Wyciełyśmy kota. 

Jeśli ktoś się wybiera w październiku do kafejki to na pewno na wejściu przywita go zapach tak zwanego pumpkin spice. Ale niech was nie zwiedzie nazwa, nie ma w tym nawet grama dyni.  Jest to mieszanka cynamonu, gałki muszkatołowej, goździków i czasami imbiru. Wymyślono ją w Ameryce jako przyprawę do ciasta dyniowego i stąd przyjęła się nazwa. Pamiętam taką scenę z serialu Criminal Minds, gdzie wszystkowiedzący Spencer tłumaczy komuś, że  pumpkin spice latte to oszustwo, nie ma w tej kawie dyni. Podejrzewam, że fani serialu wiedzą o kim mówię. 

W restauracjach za to można zamówić dyniowe risotto, dyniowe ravioli, dyniową zupę krem, dyniowe curry czy na deser wszelkiej maści dyniowe tarty lub nawet lody. 

Nie przesadzę jeśli powiem, że październik to bezdyskusyjnie dyniowy miesiąc. 

U nas w domu, od lat dynia pojawia się obowiązkowo. Ozdabia kuchnię przez kilka tygodni, a potem zazwyczaj ląduje jako pożywka do kompostu lub na stole w postaci curry. W tym roku udało sie upiec dyniową tartę, ale o tym w kolejnym wpisie. 

Lato, lato i po lecie…

Jak bardzo poważny jest ten wirus? Ile jeszcze osób umrze? A może to jedna wielka ściema? Może w ogóle korona nie istnieje? Może jest to jakiś zamach na nasze prawa człowieka? A może jest to jedynie nowa odmiana grypy? Przecież, co roku masa ludzi umiera na grypę. Ale czy możliwe byłoby stworzenie takiego spisku na poziomie międzynarodowym, z włączeniem w to wszystkich krajów i narodów? Czy to możliwe, że wszystkie głowy państw dałyby się namówić czy przekupić, by wziąć udział w takich konszachtach?

Na takich mniej więcej przemyśleniach upłynęło mi ostatnie lato. I na oglądaniu seriali. By za dużo nie myśleć. Zobaczyłyśmy z Olivią wszystkie sezony Lucyfera, którego uwielbiam. Miałyśmy nawet jechać do Paryża na spotkanie z aktorami, ale jak się domyślacie Korona pokrzyżowała nam plany. Poza tym zaliczyłyśmy wszystkie 15 sezonów Criminal Minds i muszę przyznać, że przy trzynastym sezonie sama po nocach rozwiązywałam kryminalne zagadki z wybebeszonymi ofiarami w moich snach. Podobne nocne wrażenie zrobiły na mnie Pamiętniki Wampirów.

O tym lecie nie mogę napisać, jak w poprzednich, że pojechałam tu czy tam, zobaczyłam to i tamto, bo prawie nigdzie nie byłam, jeśli nie liczyć długich włóczek z psem po okolicy oraz wypadu do kilku sąsiedniego wiosek. Mieliśmy jedynie fuksa, bo gdy na chwilę poluźnili obostrzenia czmychnęliśmy ze znajomymi do francuskiej Normandii. Udało się zrobić zapasy wina, sera i pasztetów a także trochę podładować akumulatory.

Dużo z moich znajomych mówi, że ten rok zbliżył członków ich rodzin do siebie. Dał czas by spędzać go razem. My mieliśmy bardzo podobnie, a zwłaszcza najszczęśliwszy był pies, który miał się z kim bawić i z kim wychodzić na bardzo długie spacery kilkakrotnie w ciągu dnia.

Na szczęście dopisała nam pogoda. To było lato stulecia, najcudowniejsze od bardzo dawna. Wszyscy Anglicy chodzili opaleni jakby wrócili ze swoich hiszpańskich wakacji. Każdy robił remont w domu i dopieszczał ogródki.


Czy baliśmy się choroby? Czy boimy się jej teraz? Nie. Jakoś nigdy nie przyszło nam do głowy, że może ona nas dotknąć. Nie znamy osobiście nikogo kto byłby chory. Może dlatego ta choroba wydaje się tak daleka i czasami zakrawa na teorię spisku.

Podobały mi się w Anglii udekorowane miśkami, innymi pluszakami i tęczowymi rysunkami domy, oraz ludzie wychodzący na ulice, co czwartek o dwudziestej by bić brawo dla pracowników służby zdrowia. Miało się wtedy poczucie solidarności, poczucie bycia częścią czegoś ważnego. Wspólna sprawa łączy ludzi.

Ale powoli każdy ma dość, a tu nasz Borys zapowiedział kolejne ostre restrykcje na być może sześć miesięcy. Nie tylko wprowadził oficjalne kary za ich łamanie, ale namawia również by sąsiad donosił na sąsiada. W każdej kafejce czy restauracji się nas spisuje. Pobiera się temperaturę jak odciski palców, każą rejestrować każdy krok online. Jakoś mi dziwnie z tą inwigilacją. Coś mi to przypomina.

A tu nadchodzi długa, deszczowa jesień…

Skojarzenie nr. 5 Melonik

Zapytałam się was kiedyś o wasze skojarzenia z Anglią, stereotypy, z jakimi się spotkaliście. Lista odpowiedzi jest bardzo długa. Anglia kojarzy się z różnymi rzeczami, niektóre wydają się przeciwstawiać sobie wzajemnie. Wzięłam sobie za punkt honoru, po 22 latach mieszkania w Anglii rozprawienie się z tymi opiniami i argumentami. Opowiedziałam już o kilku m.in. o królowej, o angielskim śniadaniu i o herbacie. Dzisiaj zabieram się za proste nakrycie głowy zwane melonikiem, które bardzo często kojarzy wam się z angielskimi dżentelmenami. Melonik to po angielsku bowler hat i pojawił się na brytyjskich wyspach w 19 wieku.

A było to tak: młodszy brat hrabiego Leicester Edward Coke chciał mieć kapelusz dla swoich gajowych lepszy niż cylinder, który mocniej trzymałby się głowy, nie spadając od podmuchu wiatru, uderzenia gałęzi czy podczas kłopotów z kłusownikami. Udał się więc do firmy kapeluszniczej Lock, aby złożyć zamówienie. Prototyp został szybko wykonany przez głównego projektanta Locka, Thomasa Bowlera, stąd też angielska nazwa tego nakrycia głowy. Podczas inspekcji podobno Edward Coke rzucił kapelusz na podłogę i nawet nadepnął go, aby ocenić jego wytrzymałość. Melonik musiał przejść ten barwny test pozytywnie, bo Coke zadowolony zapłacił 12 szylingów. Do dziś każdy kolejny hrabia Leicester kupuje takie cudo dla swoich gajowych po upływie roku służby.

Meloniki miał różne stopnie znaczenia w kulturze brytyjskiej. Były popularne wśród klasy robotniczej w XIX wieku, ale od początku XX w.  kojarzone były częściej z biznesmenami pracującymi w dzielnicach finansowych Londynu, czyli w tzw. City, stąd określenie na tych urzędników i bankowców jako „City Gents”. Podejrzewam, że widzieliście choć raz w życiu film Mary Poppins. Ojciec rodziny w tym filmie to właśnie taki noszący melonik City Gent.

24112981815_6975a79196_b


Tradycja noszenia meloników w City skończyła się w latach 1970tych i w dzisiejszych czasach nosi się je już jedynie dla zabawy, ale stereotyp pozostał. Wykorzystał go nieistniejący już bank Bradford & Bigley jako swoje logo. Obecnie ta instytucja jest częścią innego banku Santander.

W Szkocji i Irlandii Północnej melonik jest noszony tradycyjnie przez członków głównych wspólnot lojalistycznych, takich jak Orange Order, Independent Loyal Orange Institution, Royal Black Preceptory i Apprentice Boys of Derry podczas ich parad i corocznych uroczystości. 800px-12_July_in_Belfast,_2011_(012)

Popularność meloników nie zatrzymała się tylko na brytyjskich wybrzeżach-brytyjscy kolejarze przynieśli ją do zachodniej Ameryki. Meloniki były one tak praktyczne, że zostały szybko zaadoptowane przez banitów z Dzikiego Zachodu, takich jak Butch Cassidy i Billy and the Kid. W Stanach melonik jest znany pod nazwą Derby.

W Ameryce Południowej mieszkanki plemienia Ajmara i Keczua w Boliwii, dzięki brytyjskim kolejarzom lat 20tych noszą meloniki do dziś. Bolivian-Women-10002520

Meloniki oczywiście stały się częścią popularnej kultury, filmu i literatury. Pan Phileas Fogg, angielski gentleman, bohater książki Vernego „W 80 dni dookoła świata” przyczynił się do wykreowania wizerunku. Jeśli w filmie lub książce jest mowa o brytyjskości to oczywiście musi pojawić się melonik. Tak było w filmach Thomas Crown Affair z Pierce’em Brosmanem w roli głównej, w skeczach Monthy Pytona, w serii o słynnym Dr Who. Nie mogę nie wspomnieć tutaj o Chaplinie czy Flipie i Flapie – ich komedie działy się oczywiście w Ameryce, ale postaci je odtwarzające byli z krwi i kości Brytyjczykami.

CHARLIE CHAPLIN AS "THE KID"

Charlie Chaplin is shown in his tramp role in the silent film „The Kid” dated 1921.

Najbardziej niesympatyczną postacią w meloniku jest chyba Aleks z przerażającego, jak dla mnie filmu Kubricka „Mechaniczna Pomarańcza”.

d9e2b1524eeaab6675ec49cf702f7e33

Melonik stał się również inspiracją dla malarstwa. Kojarzycie scenę z filmu Thomas Crown Affair gdzie nagle tłum panów w melonikach zapełnia galerię. Twórcy wykorzystali tutaj motyw Syna Człowieka z obrazów belgijskiego malarza Rene Magritte, u którego  pojawia się on w ponad 50 obrazach, symbolizując burżuazyjnych mężczyzn, nie wyróżniających się tłumu, nie oryginalnych, niczym nie zaskakujących, anonimowych. Mój ulubiony obraz tego artysty to Golconda czyli Deszcze Meloników

W meloniki od czasu do czasu pojawiają się królewskie głowy, co widać na zdjęciach:

a podobno fanem tego nakrycia głowy była kwintesencja brytyjskości, czyli Winston Churchill.

USA Winston Churchil 1929

British politician Winston Churchill when he called on President Herbert Hoover during his visit to U.S.A., at the White House in Washington in 1929. (AP Photo)

Teraz na ulicach brytyjskich miast nie spotyka się już dżentelmenów w bowler hats chyba, że udających się na jeden z kawalerskich wieczorów, które nie moga  się odbyć bez odpowiedniego przebrania, ale o tym kiedy indziej.

Na koniec chciałam zapytać gdzie jeszcze spotkaliście się z motywem melonika? W jakich filmach lub dziełach sztuki?

Skojarzenie nr 4: dwa krany w łazience

 Uznawane są za jeden z największych absurdów angielskiej rzeczywistości: dwa krany w łazience. Moje pierwsze spotkanie z nimi nie było przyjemne. Po skorzystaniu z toalety chciałam umyć ręce, odkręciłam kurek z czerwonym kółeczkiem u góry, podłożyłam ręce pod strumień lecącej wody i wrzasnęłam wniebogłosy. Jak pewna małpa w kąpieli poparzyłam się wrzątkiem. Każdy kto przyjeżdża do Anglii, nie tylko z Polski, ale także z Europy zastanawia się nad tym fenomenem.

Dlaczego Anglicy mają dwa krany? 

9A070003-56CF-4737-BE8B-05925E04FE15

Niektórzy uważają że są oni zbyt przywiązani do tradycji i ponieważ tak było już w czasach Wiktoriańskich to tak musi zostać. Inni widzą w tym niedoskonałości hydraulicznego systemu w domach angielskich. 

A jak jest naprawdę? 

Ci którzy uważają, że dwa krany jest to pozostałość zamierzchłych czasów mają sporo racji. Wielka Brytania należy do pionierów jeśli chodzi o wynalezienie systemów ogrzewania domów i wody. Nie będę tutaj wchodzić w szczegóły  i opowiadać o Jamesie Wattsie, i jego maszynie parowej, którą szybko wykorzystano w celach hydraulicznych. Było takich naukowców i wynalazców dużo więcej. Londyn, był jednym z pierwszych ogrzewanych  miast. 

Wiele brytyjskich domów datuje się na dziewiętnasty

i wczesno dwudziesty wiek, czyli  czasy kiedy zainstalowano w nich pierwsze proste urządzenia i  rury przesyłające zimną wodę do kuchni.  Póżniej wprowadzono specjalne cylindry, w których podgrzewano wodę do kaloryferów i do kranów. Nie wolno było zimnej mieszać z tą ciepłą, bo zimna pochodzi z podziemnych zasobów lub głównych zbiorników  i jest pitna, natomiast ciepła, jeśli stała zbyt długo w zbiorniku robiła się nieświeża,  a także cylinder w środku często rdzewiał. Było dużo wypadków zatruć. Wprowadzono więc specjalne prawa regulujące te kwestie i tak powstały dwa krany. Prawo istnieje do teraz, zostało jednak trochę zmienione, bo pojawiły się nowe technologie. Obecnie można mieć jeden kran, jeśli system ma odpowiedni  bojler i zawory. Jak już napisałam powyżej zimna woda w angielskich kranach nadaje się do picia. 

6AB210B8-AF4D-437E-AFFD-DE08D53A910F

 Podobno jeszcze jednym atutem dwóch kranów w łazience jest kwestia oszczędzania wody. By umyć ręce należy zatkać umywalkę korkiem,  nalać odpowiednią ilość ciepłej i zimnej wody i użyć mydła. W ten sposób zużycie wody jest dużo mniejsza niż kiedy myjemy ręce pod strumieniem bieżącej wody.
CAD3367D-0177-4BE2-9020-E0B59DC8D69A

Na zakończenie jeszcze napiszę, że z moich rozmów z Anglikami wynika, że sporo z nich spotkała się z krytyką dwóch kranów w łazience  ze strony cudzoziemców i nie było im przyjemnie. Jest to jakby część historii i kultury brytyjskiej dlatego warto zastanowić się zanim kolejny raz będziemy komentować krany do mieszkańców tego kraju. Nie wszystko wszędzie musi być takie same. Czasami wlasnie po to podróżujemy, by zobaczyć tę odmienność. 

Za udostępnienie zdjęć chciałabym serdecznie podziękować moim koleżankom: Ani, Anecie  i Agacie.

 

Skojarzenie nr 3 Angielskie śniadanie

Kolejne skojarzenie i stereotyp : Brytyjczycy codziennie rano wstają i przygotowywują sobie pełne angielskie śniadanie, przed wyruszeniem do pracy lub szkoły.

 Ile w tym prawdy? Niewiele. Muszę przyznać, że Brytyjczycy kochają swoje słynne śniadania, ale to nie znaczy, że jadają je każdego dnia. 

399A6364

Angielskie śniadanie składa się zwykle ze smażonych lub sadzonych jajek, bekonu, kiełbasek, pieczarek, pomidorów, fasolki w sosie pomidorowym i chleba. Czasami dodaje się inne składniki, takie jak crumpets, black pudding, coś jak nasza kaszanka, zrobione z krwi lub smażone placki ziemniaczane zwane brown hash. Nie jada się tego jednak codziennie. Dla mieszkańców wysp jest to często niedzielna uczta, kiedy po pełnej wrażeń sobocie można wstać trochę później niż zazwyczaj, przygotować na spokojnie posiłek i spożywać go z rodziną.

Moi znajomi delektują się takim jedzeniem może raz w miesiącu i to najczęściej w porze lunchu. Nazwano to nawet Brunch (dwa słowa połączone ze sobą Breakfast i Lunch).

Angielskie puby często serwują angielskie śniadanie przez cały dzień, więc można je zjeść nawet na obiad, jeśli ktoś chce. Do śniadania oczywiście pija się herbatę. O brytyjskiej miłości do herbaty pisałam wcześniej osobny tekst i to nie jest tylko stereotyp: Brytyjczycy często piją od 3 do 7 filiżanek herbaty dziennie z odrobiną zimnego mleka.

 

Co więc tak naprawdę Brytyjczycy jedzą na śniadanie w Wielkiej Brytanii? 

Oto kilka przykładowych śniadań brytyjskich:

  • Owsianka z mlekiem, lub wodą
  • Płatki kukurydziane lub zbożowe z mlekiem
  • Tosty z dżemem
  • Tosty z masłem
  • Bacon Butty – Dwa tosty złożone ze sobą, a w środku smażony bekon, skropiony sowicie brown sauce, czyli brązowym sosem z octu balsamicznego, koncentratu pomidorowego, pieprzu i pieprzu cayenne. 
  • Tost z jajecznicą
  • Tost z jajkiem sadzonym 399A6385
  • Tost z fasolką w sosie pomidorowym (i zawsze będzie to z puszki, bo nikt w domu sam tego nie robi).
  • Naleśniki, grube amerykańskie albo takie jak nasze cieniutkie crepes z Nutellą, sokiem cytrynowym i cukrem, marmoladą, syropem klonowym (popularne, gdy w domu są dzieci).
  • Egg Soldiers, czyli jajka na miękko, a do nich pokrojone w paseczki tosty, które idealnie mieszczą się w jajku by je zamoczyć w rozpływający się żółtku. 399A5671
  • Crumpets (inna nazwa pikelet) z masłem – to takie okrągłe ciastko drożdżowe, niesłodkie, smażone jak naleśniki
  • Bubble and squeak – to najczęściej śniadanie jedzone na drugi dzień świąt lub po jakimś wykwintnym niedzielnym obiedzie. Jest to coś w rodzaju ziemniaczanego placka (z ziemniaków pozostałych z obiadu dnia poprzedniego) wymieszanych z resztkami warzyw zwłaszcza kapusty. 
  • Sausage roll – gotowa bułka z angielską kiełbaską, kupiona najchętniej w jakiejś kafejce. 
  • Słodkie europejskie croissanty lub duńskie drożdżówki najchętniej z rodzynkami i cynamonem
  • Tostowane teacake z masłem lub dżemem – drożdżówka z rodzynkami lub innymi suszonymi owocami.

 

Jeśli znacie jeszcze jakies to napiszcie w komentarzu. I też ciekawa jestem czy któreś z nich próbowaliście i jeśli tak, to, jak wam smakowało?

 

Skojarzenie nr 1 Herbata po angielsku

 Zrobiłam wczoraj długą listę stereotypów i skojarzeń, a jeszcze kilka dodaliście i muszę do tej listy dopisać.  Zabieram się więc do dzieła by się rozprawić z każdym z tych punktów, mam nadzieję, że będziecie ze mną do końca. To oczywiście będzie pokazane z mojego punktu widzenia, bazując na moim doświadczeniu i na kontaktach, które mam ze społecznością brytyjską i angielską. Jaka jest różnica między nimi? O tym też napiszę przy okazji. Jeśli ktoś się nie zgadza ze mną to chętnie na ten temat podyskutuję, pod warunkiem że będziecie mieć argumenty poparte jakimiś dowodami czy doświadczenia, a nie dlatego, że czegoś nie lubicie, bez chamstwa czy hejtu. 

 

Na pierwszy ogień idzie herbata.

399A5589male

Podaliście mi kilka skojarzeń z nią związanych: ilość wypitej herbaty, popołudniowa herbatka, cream tea, sposób podania herbaty i przede wszystkim mleko do herbaty. Przeprowadziłam badania wśród znajomych poczytałam trochę na ten temat, obejrzałam kilka filmów i programów, więc muszę wam powiedzieć, że przygotowałam się dobrze do tego tekstu. 

 

Czy Brytyjczycy są na pierwszym miejscu pod względem picia herbaty na świecie?

Nie są, nie są nawet w pierwszej dziesiątce. Tzn. każdego roku ten ranking się trochę zmienia, ale  podobno na czele znajduje się Uzbekistan, potem Kenia gdzie się tą herbatę hoduje. Wielka Brytania dominuje jednak niewątpliwie w Europie.

Według badań jeden Brytyjczyk wypija około 876 kubków w roku, czyli Łącznie Brytyjczycy piją 165 000 000 kubków dziennie, 60 000 000 000 rocznie.

 

W jaki sposób Brytyjczycy piją herbatę?

Herbata musi być mocna, ulubionym gatunkiem jest english breakfast, podana w kubku i obowiązkowo z mlekiem. English breakfast to mieszanka 3 herbat: z Kenii oraz Assam i Cejlon. Podobno idealnie pasuje z mlekiem, a śniadanie ma w nazwie, bo proponowana była szczególnie rano, ze względu na zawartość sporej ilości dawki kofeiny. Taka mocna herbata dorobiła sie nazwy builder’s tea tzn herbata budowlańca, bo podobno to oni, jeszcze w czasach rewolucji przemysłowej rozkochali sie w tym słodkim napoju z mlekiem. Nie znali kawy, więc pobudzała ich energię, rozgrzewała, a także pozwalała przełknąć to, co przynosili na lunch, czyli najcześciej suchy chleb z serem. W ostatnich czasach jednak popularność herbaty wsród pracownikow fizycznych spadła, kawa jednak wygrywa.

 Czy herbata jest podawana w  filiżance z porcelany kostnej?  

1E72EB2B-0532-4B0E-A386-49FF0090F108

Wyższe klasy społeczne,  hotele, oraz kafejki, które propagują powrót do dawnych tradycji ciągle tak podają herbatę, ale nie jest to praktyczne i w normalnych brytyjskich domach już dawno się od tego odeszło.  Herbatę pija się po prostu w kubkach. 

Z mlekiem ? 399A5587male a

Podobno na temat tego co się wlewa najpierw do filiżanki herbatę czy mleko napisano grube tomy. Według Guardiana tak Niemcy rozpoznawali brytyjskich szpiegów, bo najpierw wlewali do filiżanki mleko a potem gorącą herbatę. Skąd się to wzięło? Właśnie od tej kostnej porcelany, która jest nie tylko piękna ale i bardzo cieniutka i pod wpływem gorącego płynu mogła po prostu pęknąć. Mleko obniżało temperaturę napoju. Przeciwnicy wlewania mleka najpierw, mówią, że mleko może się zważyć pod wpływem temperatury, a poza tym osoby tracą przyjemność oglądania jak zmienia się kolor herbaty z ciemnego na taki jasny, miodowo -karmelowy. Bo herbata to nie tylko smak, zapach, to także wygląd.

Odchylony palec

W filmach często pokazują, ze wyższe klasy społeczne pijąc herbatę z filiżanki odchylały najmniejszy paluszek do tyłu, trzymając za uszko. To podobno bzdura wymyślona przez Amerykanów.  Biorąc filiżankę ze stolika, bierzemy także spodek, czy jak wolicie talerzyk i oba trzymamy w rekach. Upijając łyk herbaty odkładamy  filiżankę zawsze na talerzyk. Nigdy nie może być tak, że trzymamy w ręce tylko filiżankę, a spodek zostaje na stole. Ma to sens? To tyle z etykiety wyższych klas. 

Herbata jest w Anglii celebracją i lekarstwem na wszystko.

Wygrałeś coś? Napij się herbatki. Jesteś smutny? Zrobię ci cuppa czyli kubek herbaty. Chce ci się pić? Postawię czajnik. Zimno ci? Napij się gorącej herbaty.

 

Trochę historii  

 Herbata przyjechała do Anglii w siedemnastym wieku z kolonialnych Indii. Oczywiście na początku była towarem luksusowym, ale bardzo szybko pootwierały się w Anglii herbaciarnie,  gdzie można się było spotkać przy herbatce i dyskutować. Z biegiem czasu stała się dostępna dla wszystkich. Obecnie około 80% Brytyjczyków jest uzależnionych od herbaty. Potwierdzają to moje badania wśród znajomych,  tylko nieliczna grupa stwierdziła, że nie pije herbaty, reszta uważa że herbata jest dobra na wszystko.

Tea Dunking

Nucleus (18)

Znacie to określenie? Do herbaty obowiązkowo musi być podane jakieś ciasteczko, które będzie użyte do namoczenia w herbacie zanim się je zje. Jest to tzw. dunking. Musi to być biscuit, a nie cake- znacie różnicę ?  Jest nawet lista najlepszych ciastek które się do tego nadają. Na pierwszym miejscu jest Chocolate Digestive, później Jammie Dodgers, Bourbon Creams, Shortbread, Marland Cookies i inne.  Moczenie podobno uwalnia więcej słodyczy  poprzez rozpuszczenie cukrów, a jednocześnie zmiękczając teksturę, a także to także topi czekoladę na herbatnikach w celu uzyskania bogatszego smaku. Brytyjczycy tak kochają moczyć herbatniki że domagają się stworzenia specjalnego dnia dla namoczonych ciasteczek.

 

Cream tea czyli herbatka o piątej.


1399D88D-B53F-42B2-A510-3DCB1B404D08

Jest to lekki posiłek coś a’la nasz podwieczorek, który jadało się kiedyś pomiędzy 03:30 a piątą. Składały się na niego oczywiście herbata, małe kanapeczki, najczęściej z ogórkiem, ciasteczka, scones, małe drożdżówki i/ lub chleb z dżemem. Tradycja zaczęła się w dziewiętnastym wieku kiedy bogaci ludzie nie potrafili wytrzymać z głodu między lunchem, a kolacją.  Teraz w domach stosuje się głównie tą tradycję w przypadku młodszych dzieci. Bardzo często jest to ich ostatni posiłek, zanim pójdą spać. Małe dzieci w angielskich domach często nie jadają tego, co dorośli. Oczywiście nie wszędzie i nie wszyscy, ale spotkałam się z tym tak często, że mogę potwierdzić że zdecydowana większość Anglików tak robi.

Cream tea za to wróciła pełną gębą do kafejek,  restauracji oraz hoteli i nową modą stało się celebrowanie urodzin czy innych okazji właśnie w taki sposób. Można się też umówić z koleżankami na pogaduchy przy herbatce i ciasteczku. Jeśli ktoś z was wybiera się w Anglii, w hrabstwie Kent to mogę służyć listą adresów gdzie tak podawana herbatka jest naprawdę smaczna i cudnie wygląda. W obecnych czasach często z lampką prosecco. 

Earl Grey 

Na zakończenie wspomnę tylko o mojej ulubionej herbacie Earl Grey. Nazwa pochodzi od hrabiego Karola Greya,  brytyjskiego premiera w latach trzydziestych osiemnastego wieku, który dostał taką herbatę z bergamotą w prezencie od jakiegoś dyplomaty. A potem tylko taką pił herbatę, bo tak mu posmakowała. W sprzedaży pojawiła się pół wieku później oczywiście w Londynie. Jest to czarna herbata do której dodano olejki bergamoty, małego owocu, hybrydy pomiędzy cytryną a gorzką pomarańczą. To nadało herbacie unikalnego smaku i zapachu. Herbata nie jest tak mocna jak np. english breakfast i ma owocowy posmak, dlatego tradycyjnie pije się ją bez mleka. Dla jej smakoszy zobaczyć kogoś pijącego EARL Grey z mlekiem to jakby popełnić bluźnierstwo. Brytyjscy pijacze English Breakfast uważają Earl Grey za perfumowaną herbatę i nie sięgają po nią zbyt często. 

 

 Podsumowanie:

Herbata to ciągle najbardziej ulubiony napój Brytyjczyków, pije się ją z mlekiem, ale nie w filiżankach z porcelany kostnej (to rzadkość), ale w normalnych kubkach w domu. Herbatka o piątej stała się po prostu dziecięcym podwieczorkiem lub kolacją, a jedynie dla zachowania tradycji serwuje się nią po staremu  w różnych restauracjach czy kafejkach.

 

A już totalnie na zakończenie moja brytyjska przyjaciółka o irlandzkich korzeniach kazała mi zjeść pajdę świeżo upieczonego soda- chleba, z irlandzkim solonym masłem i popić to mocną, słodką herbatą English Breakfast, oczywiście z mlekiem. Jeśli kiedyś sprobowaliście, to dajcie znać