Zamek, którego nie ma

Mieliście kiedyś tak, że jedziecie samochodem, przejeżdżacie przez nieznaną wioskę i nagle jakaś siła wyższa każe wam się zatrzymać, bo jest ładnie? Mnie się to ostatnio przytrafiło. Miejscowość nazywa się Hadlow. Stanęłam, bo wydawało mi się, że zobaczyłam zamek, choć jak się okazało zamku już nie ma. 399A8604Pozostała po nim brama i wysoka, niezwykle intrygująco wyglądająca wieża. Niezwykle, bo wśród pól i ogrodów Kentu nie spodziewałam się zobaczyć strzelistej wieżyczki, zupełnie jak budowle z Oksfordu. Zatrzymałam się i oczywiście sięgnęłam po telefon z wujkiem Google na ekranie. Okazało się, że wioska jest bardzo stara. W średniowieczu istniał tutaj dwór należący do Braci Szpitalników, a później wybudowano zamek, z którego ostały się, jak już wspomniałam, wieża i brama. Zamek zburzono w 20 wieku, wieża przetrwała, bo już wtedy wpisana była na listę zabytków. Niestety nie ma do niej żadnego dostępu, bo posiadłość znajduje się w rękach prywatnych. Niemniej warto ją zobaczyć choćby z daleka.399A8616

Poza pozostałościami zamku polecam spacer do lokalnego kościoła pod wezwaniem Marii. Typowy angielski kościółek, zbudowany z kentowskiego wapienia pamięta czasy sprzed najazdu Normanów. Jest uroczy.399A8608 Otoczony drzewami i cmentarzem, wśród których można sobie chodzić i rozmyślać o minionych czasach, a później po tak nakarmionej duszy, można nakarmić i ciało w lokalnej piekarni. Niestety w Anglii coraz mniej jest wiosek i miast, w których można znaleźć sklepy piekące na miejscu własny chleb. Hadlow jest jednym z tych miejsc.399A8631

Obecnie wioska jest spokojnym miejscem, niewiele się tu dzieje, a na mapie widnieje przede wszystkim ze względu na istniejącą tu od dawna głośną szkołą rolniczą. Na przełomie XIX i XX wieku było tu gwarno i ruchliwie. W wiosce działały dwa potężne browary produkujący angielskie ales z Hadlow. Niestety schyłek XX wieku zobaczył ich upadek. 399A8602Pozostałości po nich, piękne budynki, ze strzelistymi dachami zamieniono na mieszkania. Podobny los spotkał działające na rzece Bourne młyny. Choć jeden z nich został rozebrany na części, a następnie przeniesiony do skansenu w Sandling, o którym pisałam tutaj: Muzeum of Kent Life

Spędziłam w Hadlow chyba tylko godzinę. W lokalnym sklepie kupiłam świeże zioła, a w piekarni chlebek, co mnie niezwykle ucieszyło. I pojechałam dalej, ale jeśli będziecie kiedyś przejeżdżać przez wioskę to zatrzymajcie się na parę chwil. Warto

Tonbridge

Pewnie już wiecie, ze mam dużą słabość do małych miasteczek, zwłaszcza tych z wielowiekową historią. Lubię te angielskie i te francuskie, choć chyba w każdym kraju można znaleźć prawdziwe perełki.

O Tonbridge w angielskim Kent, słyszałam wielokrotnie, że urocze, ale przede wszystkim, że jest drogie do mieszkania, bo ceny domów lansują się w czołówce krajowej.  Mimo, że od Maidstone do Tonbridge jest tylko pół godziny, jakoś nigdy nie było mi „po drodze”. Aż pewnego dnia moja dentystka wysłała mnie tam na badania. Specjalnie pojechałam wcześniej i zostałam w miasteczku dłużej, by powłóczyć się po jego uliczkach i zakamarkach. Szczerze, to myślałam, że się poważnie zakocham, a tymczasem tylko w niektórych miejscach serduszko mocniej zabiło. Zabrakło mi w tym mieście duszy, bo tak nazywam, spokojnie, pozbawione zgiełku miejsca w centrum miasta. Główna ulica nie jest niestety wyłączona z ruchu samochodowego i daje się to poważnie odczuć. Już pominę fakt, że nie można zrobić zdjęcia bez auta w tle, lub nawet na pierwszym planie. Samochody, przed pięknymi budynkami to moja zmora. collage miastoA Tonbridge tych budynków trochę ma, bo historię ma bogatą. Miasteczko wyrosło w miejscu naturalnego skrzyżowania, gdzie porywista i dzika rzeka Medway zwęża się tworząc naturalny bród. Przechodziła tędy trasa pomiędzy Londynem, a miasteczkiem nad kanałem La Manche, Rye.  Wilhelm Zdobywca nadał tutejsze ziemie jednemu ze swoich wiernych rycerzy, który na początku rezydował w pobliskim zamku w Hadlow, (o której to miejscowości napiszę niedługo). W 11 wieku wybudowano w Tonbridge zamek, z którego najlepiej zachowała się brama wjazdowa. Tam właśnie skierowałam swoje kroki. Było to o tyle proste, że przed samą bramą jest duży, wygodny parking. collage zamek Weszłam przez bramę i pospacerowałam po dziedzińcu. Było zimno, ale słoneczko przegrzewało cudnie, tworząc na powierzchni wyraźne cienie o niesamowitych kształtach. Zrobiłam parę zdjęć. Ustawiłam aparat nisko, na ziemi, by zrobić taką panoramę od dołu i wtedy poczułam, że ktoś na mnie patrzy. W momencie, gdy już naciskałam przycisk, piękna modelka (a może to był model, nie znam się) weszła mi w obiektyw. Tonbridge (24)A po chwili zostałam otoczona przez jej/jego siostry i braci. Szare wiewiórki są tam bardzo przyzwyczajone do ludzkiej obecności, a chyba nawet liczą na jakieś smakołyki, niestety na mnie się zawiodły i po chwili odeszły do swoich zajęć. Z dziedzińca zamkowego jest bardzo ładny widok na rzekę i to właśnie tam można znaleźć zaciszne schronienie od hałasu ulicznego. Spacer wzdłuż rzeki jest bardzo przyjemny. collage rzeka

Po włóczędze po zamku i nad rzeką wróciłam na ulice miasteczka. Z góry widziałam przyjemny kościółek i postanowiłam go odnaleźć. Był ukryty wśród uliczek po drugiej stronie High Street. Weszłam do środka, ale właśnie odbywał się koncert kolęd śpiewanych przez dzieci z lokalnej szkoły, więc zaniechałam zwiedzania. Posłuchałam chwilkę. Dzieci brzmiały wzruszająco. Miedzy innymi za te piękne koncerty w kościołach i słynnych miejscach lubię angielskie święta. collage kościół

Powłóczyłam się jeszcze po High Street zachwycając się powykrzywianymi, biało-czarnymi domami z czasów Tudorów, które pięknie zdobią miasteczko. Największe wrażenie zrobił na mnie Chequers Inn, przede wszystkim, dlatego, że z jego logo dyndała mi nad głową najprawdziwsza pętla szubieniczna. Tonbridge (47) Z tego, co później wyczytałam, w tym piętnastowiecznym domu pobierano opłaty dla rezydującego księcia, a w pokoju na pierwszym piętrze rezydował sędzia. W Chequers regularnie nie tylko wyznaczano kary, ale i je egzekwowano, np. chłostę. W XVI wieku spalono tutaj na stosie dwie kobiety, jedna za przekonania religijne, a drugą za otrucie męża.  Pętla na dębowym kiju była znakiem rozpoznawczym, ku przestrodze. Mnie ciarki przeszły po grzbiecie.collage chequers

Drugim budynkiem zasługującym na uwagę jest Port Reeve’s House, na który natknęłam się idąc w stronę kościoła. Jest to najstarszy budynek w mieście. W swej bogatej przeszłości służył, jako zajazd, sklep, dom mieszkalny. W czasie drugiej wojny światowej został poważnie uszkodzony przez bombardujących Niemców, ale na szczęście go z precyzją odrestaurowano.  Obecnie znajduje się w prywatnych rękach.collage Port Reeve_s House

Jeszcze mogłabym wymienić, co najmniej kilka takich historycznych budynków, ale nie chcę was zanudzać. Czy warto pojechać do Tonbridge? Jeśli ktoś lubi historię i czasy Tudorów to warto, jeśli ktoś szuka małego, rozkosznego miasteczka o spokojnej duszy, to może się rozczarować. Mnie się podobało, ale spędziłam tu pół dnia i mieszkam 30 minut stąd. Przyjeżdżającym z daleka radzę zrobić sobie tour po kentowskich miasteczkach i odwiedzić kilka z nich, dla jednego Tonbridge chyba szkoda czasu,

Q jak quality

Kontynuacja Alfabetu Emigracji. Litera Q

Pewnego zimowego dnia 2000 roku, moja siostra zapytała :

-Co robi tokarka Sony w łazience.

Dobre pytanie, pomyślałam- nie przypominam sobie bym ostatnio używała tokarki w łazience, ale może Maciej? Pobiegłam do łazienki i rozejrzałam się dookoła, a tu ani widu ani słychu tokarki.(Nie miałam wtedy pojęcia jak wygląda tokarka, ani jakie ma rozmiary) Zawołałam Bożenkę

-O czym ty mówisz, ja tu nic nie widzę

– Jak to nic, leży na pralce

– Jakiej pralce? Tokarka na pralce?

– Jaka tokarka?

– No przecież mówisz, że tokarka sony jest na pralce?

– tokarka Sony? I nagle wybuchła śmiechem – pytałam, co to Carcassonne robi w łazience, książka znaczy się

– Aaaaaa to Carca sonne i wszystko jasne, zbitek głosek stworzył tokarkę i to nie byle jaką, bo Sony.

 

A wszystko, dlatego, że w naszej podróży w 2000 roku po południu Francji odwiedziliśmy to miejsce i stąd litera Q! Bo Q to znak jakości, a dla nas  małe miasteczko, żywcem wyciągnięte z trzynastego wieku było jednym z piękniejszych miejsc, jakie wtedy widzieliśmy. I nawet teraz, po latach, gdy już zwiedziliśmy kawał świata, ciągle Carcassone jest miejscem magicznym. Po zobaczeniu ruin zamków katarskich Carcassone otworzyło przed nami swe bramy jak bajka. img_20160623_0018Widoczne z daleka wydawało się nam fatamorganą, że jak się zbliżymy to się rozwieje, zniknie. Nic takiego się nie stało. Spędziliśmy w górnej i dolnej części miasta cały dzień. Ludzi było bardzo mało.01-cite-de-carcassonne-avec-montagne_600x400

Gdy wróciliśmy tam wiele lat później zdziwiły mnie kolejki i tłumy na ulicach. W jednej z gospód tamtejszych zjedliśmy pyszne fasolowe cassoulet i popiliśmy obficie białym winem. Chcieliśmy, żeby ta chwila trwała wiecznie. Nasz wypadek w Barcelonie i inne niedogodności poszły w zapomnienie. Chyba wreszcie zaczął się nowy etap. Może powinnam nazwać Carcassone przełomowym momentem w moim życiu. Dla odmiany, tym pozytywnym. Skoro takie miasto przetrwało zawieruchy historii (wiem, że je odbudowywano po drodze), to ja też siebie odbuduje.

Zdjęcia znowu słabe, bo zeskanowane z papierowych odbitek. Ale pamiątka jest

 

A tutaj są linki do wpisów innych bloggerek na literkę Q:

Q for Quesadillas

Q jak Queen

P jak Peyrepertuse

Kontynuacja Alfabetu Emigracji. LiteraP

 

Mój poprzedni wpis skończyłam, gdy we wrześniu 2000 roku, przebudziliśmy się nad ranem w samochodzie stojącym na poboczu drogi, gdzieś w Pirenejach, a obok był wygodny parking. Na parkingu stały typowo francuskie toalety z dziurą w podłodze zamiast sedesu, ale była tez umywalka z bieżącą wodą, więc mogliśmy się, choć trochę odświeżyć. Ruszyliśmy dalej. Naszym pierwszym celem były zamki katarów. peyrepertuse-logis-1Tajemnicze, majestatyczne, wkomponowane z precyzją w skały, na których były budowane. Niestety, dzięki skutecznej bule papieskiej, z tych pięknych zamków pozostały tylko ruiny. Dlaczego papież tak nienawidził katarów, czy albigensów, jak ich także nazywano? Po pierwsze głosili oni, że zło jest jednoznaczne dobru, że szatan jest tak samo potężny jak Bóg i to on stworzył niedoskonały świat i niedoskonałe ciało ludzkie. Odrzucali jakąkolwiek hierarchię czy to kościelną, czy świecką monarchię. Byli przeciwko instytucji małżeństwa, bo prowadziła ona do grzesznego stworzenia dziecka. Seks uznawali za okropny grzech, dlatego, miedzy innymi, katarzy nie jadali mięsa, bo zwierzęta spółkowały ze sobą. Czystość, wstrzemięźliwość we wszystkim i post wypełniały dni katarom. Opływający w złocie, zajadający najlepsze przysmaki świata papież, przed którym karki uginali prawie wszyscy, nie był chętny na takie wyrzeczenia. Urządzono krucjaty, jedną, potem kolejne i ruch katarski, którego głównym sercem były rejony dzisiejszej Langwedocji, na południu Francji został stłumiony, po kolei padała Tuluza, Narbonne, Montsegur i w końcu Beziers, w którym wymordowano siedem tysięcy ludzi; mężczyzn, kobiety i dzieci.

 

Kościół katolicki w przeszłości niejedną zbrodnią poplamił sobie ręce w imię Boga.

Dojeżdżając do pierwszego celu naszej podróży, rozmyślałam sobie o tych ludziach i podczytywałam książkę Labirynt Kate Mosse, która dość sporo nawiązuje do tamtych wydarzeń. Było rano, wilgotne powietrze, przesiąknięte rosą, jak mgiełką dotykało nam twarzy. Zatrzymaliśmy się u stóp skały, na parkingu, na którym stała budka z napisem Bilety, ale w budce nikogo nie było. Ruiny zamku dla zwiedzających otwierali dopiero o 10, a była 8. Mieliśmy dylemat szekspirowski iść czy nie iść. Głupio było tak na gapę, ale z drugiej strony mieliśmy świadomość, że szybko tu nie wrócimy. Przytłumiliśmy moralne rozterki i wspięliśmy się na szczyt góry, do ruin zamku.

img_20160623_0018

W drodze na szczyt

Byliśmy jedynymi zwiedzającymi.  To było przeżycie. Rześkie powietrze dodawało nam sił i radości, a widoki zaspokajały potrzeby ducha.

 

Niestety zdjęcia mam raczej marnej jakości, są to zeskanowane kopie papierowych fotografii, które straciły już swe kolory od leżenia w albumie. Mimo to, kilka wam pokażę.  Zawsze mam nadzieję, że tam wrócę, by zrobić lepsze.

Tutaj są linki do wpisów innych bloggerek na literkę P. Zapraszam:

P jak przyjaźń

P jak Pewna na obczyźnie Polka

P JAK POLACY ZA GRANICĄ

P JAK POLKI MIESZKAJĄCE WE WŁOSZECH CZYLI RZYMSKIE SPOTKANIE

P for Pol-Tex / i co to znaczy

Groombridge Place – miejsce pełne tajemnic.

Miejsce pełne tajemnic i sekretów, gdzie drzewa mają twarze, a spod kamyczków spoglądają na nas czyjeś oczy.

 

399A3405399A3452399A3401

Tam właśnie pojechaliśmy pewnego  ranka, spragnieni przygodny i cienia od gorącego słońca. Pogoda nam zdecydowanie dopisuje, zupełnie nie po angielsku.  399A3561Groombridge Place to dawna posiadłość magnacka, przerobiona na raj dla dziecięcej wyobraźni. Kamienny dwór jest imponujący, otoczony fosą i ogrodami, niestety zamknięty dla zwiedzających. 399A3537Jednak na pewno sporo z was widziało jego wnętrze, bo to tutaj nakręcono kilka kostiumowych dramatów, z „Dumą i uprzedzeniem” na czele ( dwór służył, jako dom rodziny Bennet). Kiera and groombridgeWygląd dworu pozostał praktycznie w stanie niezmienionym od 350 lat, kiedy to zaprojektował go, ówczesny właściciel posiadłości Philip Pader, przy współpracy swojego przyjaciela, wielkiego architekta Christophera Wrena. Nic dziwnego, że filmowcy uważają go za idealne miejsce do kręcenia tam historycznych melodramatów. Urokowi nie oparł się także Peter Greenaway i stworzył tutaj swój słynny ‘Kontrakt Rysownika”.399A3541

Groombridge Place to raj dla dzieci. Zaraz przy wejściu są kafejki, gdzie można zaopatrzyć się w pyszne produkowane tutaj lody. Zaraz za lodziarnią jest tajemniczy, rodem z Krainy Czarów labirynt, wycięty w żywopłocie. Gdy już odnajdziemy wyjście można popłynąć łódką po bajkowym kanale- tunelu stworzonym przez płaczące wierzby. Łódka zwiezie nas na łąkę, na której co kilka godzin odbywają się pokazy ptaków drapieżnych. Nam udało się zobaczyć orła, jastrzębia i sokoła. Urocza małżeńska para z wigorem opowiadała anegdotki o swoich pupilach, a ptaki niepokojąco blisko latały nad naszymi głowami.

 

399A3380399A3395399A3384

Z łąki droga prowadzi do odosobnionego świata Robinsona Crusoe. Tutaj dzieci mogą się wyszaleć na dobre. Dwa olbrzymie domki na drzewie i wieża widokowa połączone są wiszącymi mostami, po których można biegać dowoli, wspinać się po linach itp. Konstrukcja została zainspirowana przez telewizyjnych serial dla dzieci o słynnym więźniu bezludnej wyspy.399A3413 Jest to jednak dopiero początek przygody. Wspinając się w górę, odwiedzamy w lesie dinozaury, tajemnicze tunele, wioskę indiańską, ukryte jeziora, paprotkowy las z czasów jurajskich, pogańskie kopce i miejsca obrzędów, a nawet cygański tabor.399A3445399A3483399A3468

Największą jednak atrakcją jest Boardwalk Challenge, podniesiona platforma, po której można chodzić, połączona w niektórych miejscach linami, gdzie można przemieszczać się dalej na linach, alla tarzan.

399A3503

 

Sprowadzone w dziewiętnastym wieku gigantyczne sekwoje stały się podstawą do stworzenia na nich fruwających wysoko huśtawek. Przyznam się wam po cichu, że moja wyobraźnia wariuje w takich miejscach i choć na chwilkę chciałabym być znowu dzieckiem.

Dorosłym tam też się spodoba, zwłaszcza miłośnikom ogrodów i kryminałów, bo częstym gościem dworu był Artur Conan Doyle, autor serii o słynnym detektywie Sherlocku. Nie dziwię się, że wyobraźnia pisarza stworzyła takie niesamowite historie, spacer po lesie i ogrodach na pewno przyczynił się do stymulacji umysłu.  Zaraz przy wejściu do ogrodu jest mały domek, w którym odtworzono gabinet wielkiego pisarza. 399A3560

 

Stare, oprawione w skórę książki i dębowe meble przenoszą nas w zupełnie inny świat tajemnic. Conan Doyle tu, w Groombridge umieścił akcję swojej ostatniej powieści o Sherlocku „Dolina Strachu”. Posiadłość jest tam przemianowana na Birlstone Manor. Najbardziej zakochał się tutaj Artur w ogrodach, a jego ulubionym był Drunken Garden.

399A3552399A3554

W Groombridge Place wiele się dzieje, warto sprawdzić ich stronę internetową, bo organizowane są tam specjalne shows, przedstawienia teatralne ( np. o Piotrusiu Panie), zajęcia plastyczne z dziećmi, bale kostiumowe, czy lekcje strzelania z łuku. Lunch można zjeść na miejscu w kafejce, lub po prostu urządzić sobie piknik w lesie, lub na łące, lub wśród cudownie pnących się winorośli, bo w Groombridge Place jest najprawdziwsza winnica.399A3512 Jedzenie w kafejce jest normalno- angielsko- nijakie, ale polecam skosztować lody, lub napić się koli i lemoniady, ale nie tych, które obecnie można znaleźć w sklepach, tylko opartych na dawnych wiktoriańskich przepisach. Moje dzieci najpierw nie chciały spróbować, a gdy je przekonałam nie chciały mi oddać, bo tak im smakowało.399A3527

Tutaj podaję link do strony internetowej : Groombridge Place Webside

Upnor Castle twierdza na rzece Medway

Rzeka Medway miała w dawnych czasach dla monarchii brytyjskiej kluczowe znaczenie, wiodła nią droga do Europy, a przede wszystkim do Francji. Nad jej brzegami otwarto za czasów Elżbiety I doki, budujące potężną elżbietańską flotę, której udało się pokonać hiszpańską Wielką Armadę.IMG_0398 Rzeka Medway musiała, więc być chroniona, zwłaszcza, że na jej wodach stacjonowały statki królewskie, dlatego też wybudowano na wschodnim brzegu rzeki zamek Rochester (pisałam o nim tu https://dee4di.com/2015/10/11/z-wiezy/ ), a na zachodnim, gdy stosunki brytyjsko – hiszpańskie stawały się coraz bardziej napięte postawiono inną twierdzę, tzw Upnor Castle. Był to niewielki, dwupiętrowy zameczek, otoczony murem z wieżami, oraz trójkątną platformą, na której ustawiono działa skierowane w stronę rzeki.

Zamek położony był wśród zalesionych wzgórz. Najładniejszy widok na zamek jest z naprzeciwka, z drugiego brzegu rzeki. Niestety w przeciwieństwie do swojego sąsiada w Rochester, zameczek był zaniedbywany i bardziej używano go, jako składowisko broni i materiałów, niż budowlę obronną. Nic dziwnego, że gdy przyszło do walki zamek nie wytrzymał pod naporem Holendrów, w 1667, którym niestety udało się dotrzeć do stoczni i spalić znaczną jej część. IMG_0423

Obecnie zamek jest przyjemną atrakcją turystyczną. W środku można oglądnąć i posłuchać rekonstrukcji tej niefortunnej bitwy z Holendrami. Audio wizualna projekcja ukazuje jak flota nieprzyjaciela płynie wzdłuż Medway i niszczy znaczną część brytyjskiej floty królewskiej.

Poza tym można w zamku obejrzeć kilka komnat, z manekinami rekonstruującymi dawne życie w tym miejscu. IMG_0458Można przejść się wzdłuż murów, posiedzieć na armatach, jak to zrobiły moje dzieci lub podziwiać cudny widok na rzekę.

Proponuję także pospacerować się po okolicy. Wioska położona obok jest bardzo malownicza, składa się przede wszystkim z jednej brukowanej ulicy, na której stoją  stare  tudorowskie domy, a w kwiatowych ogródkach podziwiać można  rozkoszne rzeźby.

A nawet wypić piwko w pubie z syreną. Nie wierzycie? To proszę:IMG_0554

Można nawet skoczyć z muru: IMG_0509

Upnor Castle jest obecnie własnościa organizacji English Heritage, która organizuje w zamku sporo imprez i pokazów. W ten weekend odbędzie się rekonstrukcja ataku Duńczyków na zamek, w godzinach od 10 do 17.

http://www.english-heritage.org.uk/visit/places/upnor-castle/

Wejscie od dorosłego kosztuje 6.40 funtów, od dziecka 4 funty, a bilet rodzinny kosztuje 16.80.

Adres zamku, High Street, Upper UpnorRochester ME2 4XGTel: 01634 718742

Najbliższa stacja kolejowa  – Strood

 

Tańcząc z sarnami

Knole Castle (7)

W 1456 roku arcybiskup z Canterbury kupił sobie olbrzymią posiadłość w południowym Kencie. Przebudował dom, w panującym wówczas stylu Tudorów, ale bardziej upodobnił go, do Sali uniwersyteckiej w Oxfordzie, niż do mieszkalnej siedziby. Podobnie jak słynna szkoła dwór ma dwa dziedzińce. Brama wejściowa, prowadzi do pierwszego dziedzińca zwanego Zielonym.Knole Castle (4)

Potem jest druga brama wiodąca do bardziej kameralnego dziedzińca, z kolumnami, wokół którego zorganizowane są pomieszczenia mieszkalne.

Dom położony jest na niewysokim wzgórzu, knole, jak to wówczas mówiono na takie wzniesienia i stąd nazwa całej posiadłości – Knole. Z daleka wygląda jak prawdziwa twierdza.

Knole Castle (39)

Majątek należał do arcybiskupów z Canterbury przez lata, aż do czasu odwiedzenia go przez Henryka VIII. Ukryty za drzewami, dom na górce, spodobał się królowi okrutnie. Arcybiskup Cranmer, nie był głupi i lubił swój łeb na karku trzymać, dlatego też, kryjąc niechęć, podarował Knole królowi. Utrzymał głowę na chwilę, tylko po to, by parę lat później spłonęła ona na stosie, na polecenie córki Henryka, Krwawej Mary. Następczynią Mary była  znana ze swojej mądrości i upartości Elżbieta. Nie była tak okrutna jak jej poprzedniczka, starała się być raczej hojna i dlatego podarowała Knole swojemu kuzynowi Thomas’owi Sackville. W rękach tej rodziny posiadłość pozostaje do dziś.Knole Castle (35)

Po przejściu obu dziedzińców, wchodzi się otoczonym kolumnami wejściem do Wielkiej Sali (Great Hall), komnaty pełnej portretów przodków rodziny Sackville. Między innymi wisi tam podobizna tegoż właśnie kuzyna, któremu Elzbieta podarowała dom, a który służył jej lojalnie przez całe swoje życie.

The Great Staircase at Knole was remodelled by Thomas, 1st Earl of Dorset between 1605-1608 at Knole, Sevenoaks, Kent

Stamtąd droga prowadzi na wybudowaną w XVII wieku klatkę schodową, drewniane arcydzieło ówczesnej architektury wnętrzarskiej.

 Giovanna Baccelli


Giovanna Baccelli

U podnóża schodów leży naga Giannetta Baccelli, sprowadzona przez księcia tancerka z Paryża.  Schodami wchodzi się na górę do  Galerii Brązowej, niesamowitej komnaty, długiej i wąskiej, zabudowanej drewnianymi kasetonami i panelami, wyposażonej w najwspanialsze meble, jakie w tamtych czasach można było znaleźć w Anglii. Meble te, głównie pochodziły z pałaców królewskich, bo jednym z przywilejów rodziny Sackville była możliwość zabierania rzeczy, którymi królowie już się znudzili. Dalej za galerią są sypialnie, mniejsze, ale nie mniej warte zobaczenia.

Według organizacji National Trust, która na spółkę z rodziną Sackville, zajmuje się posiadłością, dwór mógł być zorganizowany na wzór kalendarza; ma 365 pokoi, 52 klatki schodowe, 12 wejść i 7 dziedzińców.

W prawdziwym dworze nie mogło oczywiście zabraknąć Sali balowej, olbrzymiej, fantastycznej pod każdym względem. untitled3Na fryzie ściennym potwory, gryfony, syreny, inne mityczne i magiczne postaci tańczą jakby w rytmie balowej muzyki.

Knole jest idealnym miejscem, by przenieść się w czasy Stuartów i pooglądać, jak żyła wtedy arystokracja. Na zakończenie ciekawostka; pisarka Vita Sackville-West uwielbiała Knole, niestety nie mogła go odziedziczyć, bo przypadł w udziale męskiemu potomkowi. Spędzała tu jednak mnóstwo czasu. Zapraszała słynną przyjaciółkę Virginię Woolfe, a Virginia właśnie w tym miejscu osadziła fabułę swojej książki „Orlando”.

Wokół domu, rozciąga się wspaniały park, na pół dziki. Raj na ziemi dla dzieci, które mogą się tam wspinać po drzewach lub karmić najprawdziwsze w świecie sarny i jelenie. Podchodzą one bardzo blisko i czasami potrafią wręcz być natrętne.

Knole idealnie nadaje się do robienia filmów i teledysków. Jednymi z pierwszych, którzy to zauważyli byli Beatles i nagrali tu wideo do Penny Lane i Strawberry Fields Forewer. Kręcono tu sceny do The Other Boleyn Girl, Burke and Hare, Sherlock Holmes a nawet do Piratów z Karaibów.

Dom jest otwarty od 10 do 16, park do 17. Wejście kosztuje 7.60 dorosły, 3.85 dziecko, rodzinny bilet kosztuje 19.20.

Adres domu: Sevenoaks TN15 0RP

Z Londynu znakomite jest połączenie pociągiem do Sevenoaks.

Dla zmotoryzowanych jest parking, kosztuje 4 funty od pojazdu.

Na miejscu można skorzystać z kafejki, lub urządzić sobie piknik w parku. Polecam zwłaszcza tę drugą opcję.

Dom na skraju „dżungli”

Kojarzycie małego, rezolutnego chłopca, który biegał wśród wilków, słuchał się niedźwiedzia i pantery, a największym jego wrogiem był tygrys o niesamowitym imieniu Shere? michael-orr-shere-khan-vs-mowgli-by-mikeorrmike-d7519i8Niedawno w kinach pojawiła się nowa wersja tej historii, a ja chciałabym was zaprosić do domu człowieka, w którego głowie zrodzili się Mowgli, Bagheera, Baloo i inni bohaterowie Księgi Dżungli. Rudyard Kipling był niesamowitym pisarzem; inteligentnym, odważnym i przenikliwym, a jego wyobraźnia osiągnęła szczyty. Dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Indiach i baśnie opowiadane przez hinduskich służących stały się tłem jego najlepszych opowieści. Kipling był też dziennikarzem i poetą, pisywał wiersze dla brytyjskich żołnierzy na różnych frontach. Był niezwykle płodnym skrybą, uwielbiany przez wielu, krytykowany, zwłaszcza za swoje poglądy polityczne, przez innych.

Bateman's (40)Na widok domu w hrabstwie East Essex, jakby na widok pięknej kobiety, Kipling miał podobno zakrzyknąć: „To Ona! Tylko Ona! Uczyń z niej uczciwą kobietę – szybko!” I ja mu się nie dziwię. Siedemnastowieczna budowla po prostu grzeszy urodą. Kipling kupił ją w 1902r i mieszkał tam aż do swojej śmierci w 1936. Nowy dom miał przynieść autorowi długo wyczekiwany spokój i zapomnienie. Był autorem skrajnie kontrowersyjnym, oskarżanym przez wielu o imperializm, rasizm, egoizm, był postacią, którą w obecnych czasach nazwalibyśmy celebrytą, o którego każdym kroku ludzie chcą wiedzieć jak najwięcej. Bateman’s położony w malowniczej wiosce Burwash miał być ucieczką i sanktuarium po niedawnej śmierci córki.

Ten pokaz slajdów wymaga włączonego JavaScript.

Nazwany przez Kiplinga „dobrym i spokojnym miejscem”, dom kupiony za ok 9tys nie miał łazienek, ciepłej wody ani elektryczności. Jednak Kipling mógł sobie pozwolić na unowocześnienie przybytku, w tym celu zarządził przerobienie starego młyna na nowoczesną turbinę i generator dostarczający światło elektryczne do domu.Bateman's (38) Pomagał mu w tym inżynier znad Nilu William Willcocks. Kipling miał, bowiem bardzo dużo przydatnych znajomości, za swojego przyjaciela mu uważać samego króla Jerzego. Pisarz uwielbiał gości, oprowadzał ich wtedy po domu, dumny jak paw, opowiadając historie domu i te własne wymyślone. Obecnie domem zajmuje się National Trust, organizacja, o której wspominałam wielokrotnie, opiekująca się dawnymi posiadłościami na terenie Anglii. Zadbali oni, by Bateman’s pozostał w stanie, w jakim zostawił go Kipling, by czuć było w tym domu jego ducha. Atmosfera panuje rodzinna. Pokoje, opisywane przez niego, jako „nietknięte i nie-fałszywe ‚, wyglądają tak samo, jak wtedy, gdy żył; orientalne dywany i artefakty odzwierciedlających jego silny związek z Indiami. W pomieszczeniach pełno jest pamiątek po wielu podróżach. W gabinecie pełnym szaf z książkami, stoi dostojne, rozłożyste biurko, na którym pisarz napisał jedno ze swoich najsłynniejszych dzieł „Kim”. batemanshouse_02Pod blatem usadowił się pełen wywalających się papierów kosz, założę się, że masę tam notatek i pomyłek autora.  Jeden z pokoi stoi umeblowany jak go zostawił ukochany syn Kiplinga John, zanim dołączył do Gwardii Irlandzkiej i wyruszył na front Pierwszej Wojny Światowej. Nigdy nie powrócił. Miał dopiero 18 lat. Ponieważ to koneksje Kiplinga umożliwiły krótkowzrocznemu Johnowi zaciągnięcie się do armii, pisarz do końca życia nie wybaczył sobie śmierci syna. Stał się opiekunem cmentarzy i grobów żołnierzy, którzy zginęli na frontach wojennych. Sam swojego syna nigdy nie odnalazł, dopiero długo po śmierci autora, w 1992 zidentyfikowano, z dużym prawdopodobieństwem grób Johna Kiplinga.

Bateman’s zdecydowanie jest wart odwiedzenia, po to, by poczuć ducha słynnego mieszkańca tego domu, lub by powłóczyć się po urodziwych pokojach i ogrodach, z których Kipling był niezrównanie dumny. Ze swojej nagrody Nobla sfinansował w ogrodach czarujące jezioro. Bateman's (92)Przyjemnie jest nad nim usiąść i wpatrywać się w zielonkawo – niebieską taflę wody. Można poczytać Księgę Dżungli. Otaczające domostwo lasy idealnie wprowadzają w atmosferę książki. Odczuwa się tam radość wymieszaną ze smutkiem, z refleksją.

Adres posiadłości to; Bateman’s Lane, Burwash, East Sussex, TN19 7DS, można dojechać pociągiem do oddalonego o 3 mile Etchingham, a stamtąd jeżdżą autobusy. Parking na samochód jest za darmo. Na miejscu są toalety, herbaciarnia, gdzie można zjeść lunch, lub miejsce na piknik. Można na teren ogrodów wprowadzać psy, ale tylko na smyczy. Bilet wejściowy kosztuje 10 funtów dla dorosłego, 5 dla dziecka, a rodzinny 25 funtów.

Domem i ogrodami zajmuje się National Trust i na ich stronie można znaleźć dużo informacji http://www.nationaltrust.org.uk/batemans

 

W odwiedzinach u premiera

Chartwell (37)Winston Churchill jest postrzegany przez wielu ludzi, jako największy Anglik wszechczasów, wygrał kilkakrotnie plebiscyt na najważniejszego obywatela Wielkiej Brytanii. Był oczywiście politykiem, żołnierzem, pisarzem, historykiem, a i zdarzało mu się być murarzem, co można pooglądać w ogrodach Chartwell, gdzie znajdował się jego dom, w którym mieszkał przez 40 lat, niedaleko Westerham, w hrabstwie Kent. Dla Churchilla miejsce to było szczególnie ukochane, często uciekał tu, pomiędzy lasy i doliny, przed zgiełkiem życia i przygniatającymi jego barki problemami wagi państwowej. Chartwell (24)
Churchill zobaczył Chartwell po raz pierwszy w 1922 roku. Typowo wiktoriański dom, zbudowany przy użyciu miejscowych materiałów, wymagał bardzo dużo pracy i pieniędzy, zanim ktokolwiek mógłby się do niego wprowadzić. Churchill i jego żona pokochali jednak to miejsce jak i całą okolicę. Zatrudnili architekta Philipa Tilden by przebudował budynek. Długo to trwało i dopiero w kwietniu 1924 roku Churchill i Clementine mogli wprowadzić się do nowego domu. Niestety prace przy domu i przy ogrodzie konieczne były chyba do końca życia i Churchill niektóre z nich wykonywał całkowicie sam, jak typowa głowa rodziny- złota rączka.
W domu jest mnóstwo pamiątek po Churchilu, jego notatek, obrazów i szkiców. Jednymi z ważniejszych miejsc są biblioteka i gabinet premiera, pozostawione jakby dopiero, co wstał on od stolika, od swoich zapisków i książek. Gabinet znajduje się na piętrze, niedaleko sypialni premiera. Pozwoliło mu to na dyktowanie sekretarkom, gdy leżał wygodnie w swoim łóżku z baldachimem. collage
Sercem domu jest jadalnia z widokiem na cudownie wypielęgnowany angielski ogród. Czuje się tu prawdziwie rodzinną atmosferę. Ogród był oczkiem w głowie Churchila, zainspirowany przez ruch artystyczny Art and Craft ciągnie się na obszarze 300 akrów, a jego centralnym punktem są aleje pełne kolorowych kwiatów i kwitnących krzewówcollage ogród Pomiędzy domem, a centrum dla odwiedzających, na zboczu wzgórza znajdują się trzy rybne stawy, położone jeden nad drugim  i prawdziwy leśny gaj. Chartwell (6)U podnóża ogrodu warto odwiedzić pracownię Churchilla, która także wygląda jakby premier wyszedł na chwile, ale zaraz wróci i zabierze się za malowanie; jego wciąż pokryta farbą paleta leży obok sztalug i płócien, ukończone obrazy leżą na kupce sięgającej sufitu.
Chartwell należy teraz do narodu brytyjskiego i opiekuje się nim organizacja, o której wielokrotnie pisałam National Trust. Posiadacze karty mają oczywiście wstęp za darmo, dla innych bilet kosztuje 13 funtów, a dla dziecka 6.50, bilet rodzinny kosztuje 32.50 funtów.
Adres domu to Mapleton Road, Westerham, Kent, TN16 1PS, najłatwiej dojechać samochodem, bo od stacji pociągowej w Edenbridge trzeba kolejne 4 mile pokonać na piechotę, lub znajdując lokalne autobusy.