Bibury – najpiękniejsza wioska w Anglii

 

Dzisiaj opowiem wam o innej wiosce ze słynnego Cotswold, o którym pisałam tutaj Cotswolds

Spacerując po Bibury, wokół kamiennych, ukwieconych budynków lub ścieżką wzdłuż malowniczej rzeki Coln nietrudno zrozumieć dlaczego artysta William Morris nadał tej wiosce tytuł najpiękniejszej w Anglii. Od 1871 r. aż do swojej śmierci w 1896 r. ten wybitny wiktoriański poeta, projektant i artysta mieszkał w pobliskim Kelmscott Manor i lubił spacerować po pięknej okolicy otaczającej Bibury. Pragnął uspokoić swoje niespokojne serce. Zachwycał go zwłaszcza, podobnie jak i dzisiejszych turystów szereg kamiennych chałup w kolorze ochry, ustawionych bajkowo po drugiej stronie rzeki. Była to dawna część manufaktury do produkcji słynnej w tym rejonie wełny. Obecnie nazywa się Arlington Row i  widnieje prawie na każdej widokówce z Anglii. Do tych domków prowadzi ścieżka przechodząca  przez mały kamienny mostek. Bibury (34)

Naprzeciwko tych domków jest łąka – mokradło, która tworzy czteroakrowy rezerwat przyrody, przyciągając norniki wodne, traszki grzebieniaste, zimorodki, żaby i wczesne storczyki bagienne. Bibury (21)A w samej rzece i w istniejącej od 1902 roku farmie hoduje się tęczowe i brązowe pstrągi.Jest to najładniejsza farma jaka w życiu widziałam W tutejszej restauracji można zachwycać się smakiem ryb.Bibury (22)

Zaraz obok był kiedyś młyn do produkcji mąki. Podobno w średniowieczu jego właściciel młynarz, wdowiec, poślubił młodą dziewczynę o imieniu Mary. Niestety młoda dziewczyna nie pozostała długo pod urokiem bogatego wdowca i zakochała się w jego młodszym, przystojnym synu. Młynarz zawrzał gniewem. Podstępem zwabił młodzieńca na dach młyna i popchnął go w otchłań śmierci, a Mary w zimie, bez odpowiedniego odzienia wyrzucił z domu na mróz, zaryglował drzwi i biedna zamarzła szwendając się wśród mokradeł. Podobno straszy teraz w okolicy. BrrrBibury (20).jpg

Młyn na początku dwudziestego wieku przerobiono na lokalne muzeum z pokojem poświęconym Morrisowi. Niestety obecnie już nie istnieje. Koszty utrzymania w tym rejonie były za wysokie i młyn stał się prywatną rezydencją. Bibury (10)Bibury (15)Bibury (16)Bibury (5)W wiosce warto patrzeć chyba na wszystko, ale największe wrażenie robi położony nad rzeczką  imponujący hotel Swan, dawny siedemnastowieczny dwór właścicieli wioski. Bibury (27)Bibury (23)Większość starych, zachowanych budynków tutaj to budowle szesnasto- siedemnastowieczne, ale np lokalny pub Catherine Wheel pochodzi jeszcze z czasów Tudorów.

Catherine-Wheel-front-view

 

 

 

 

 

 

 

Po drugiej stronie rzeki osada jest skupiona jest wokół romańskiego kościoła pod wezwaniem Św Marii, ukrytego pięknie pod baldachimem cedrów. st-marys-church-biburyNiestety wiele oryginalnych ozdób i dzieł usunięto stąd i przeniesiono do British Museum, więc na miejscu można oglądać tylko repliki. Na skraju wioski znajduje się inny hotel Bibury Court Hotel, którego perypetie związane z dziedziczeniem tego miejsca w dziewiętnastym wieku zainspirowało Charlsa Dickensa do napisania swojej powieści Bleak House. bibury-court-hotelDziś hotel zachowuje charakter domu rodzinnego, w ogóle nie jest ponury, ale spokojny i bezpretensjonalny, z doskonałym jedzeniem. Wąska rzeka Coln biegnie przez jego ogród.

Nie będę wam opisywać historii wioski. Podobnie jak inne miejscowości w tym rejonie rozwinęła się ona wraz z boomem na tutejszą wełnę i przetrwała jak skansen w niezmienionej formie. Potwierdzam, że jest tutaj pięknie, ale atmosferę psują huragany turystów, zwłaszcza azjatyckich. Chyba nigdzie nie widziałam, poza samą Japonią takiego skupiska Japończyków.

Tu wam podam linka z noclegami w tym rejonie, ale czy znajdziecie coś taniego to nie wiem, bo popyt jest duży. http://www.cotswoldsaccommodation.com/

Polecam nawet wyrwanie się z Londynu na jednodniową wycieczkę w te rejony i przejazd przez kilka najpiękniejszych wiosek Cotswolds.

„Po twych ulicach błądzę zadumany…” Ulica Literacka w Wilnie

„Po twych ulicach błądzę zadumany,

W starych zaułkach na kamieniach siadam,

Głosem znajomym mówią do mnie ściany

I z duszą murów o umarłych gadam.”

Ten piękny fragment wiersza Artura Oppmana znakomicie oddaje moje odczucia podczas spaceru po Wilnie. Byłam w tym mieście po raz pierwszy, a wszystko wydawało się jakoś dziwnie znajome. Nie mam tu nawet na myśli architektury, która mojemu mężowi przypomniała Bydgoszcz, a mnie trochę Warszawę, trochę krakowski Kazimierz. Nazwy, budynki, ludzie na pomnikach z wszystkim tym już się kiedyś spotkałam. Wspominałam już pewnie wielokrotnie, że jestem historykiem, a to miasto krzyczy historią, tą, którą dobrze znamy ze szkolnych ław, choć jej interpretacja jest tutaj troszkę odmienna. Ale nie będę się dzisiaj rozwodzić nad tym, kto wygrał bitwę pod Grunwaldem. Chciałam was zaprosić na wolno snujący się spacer po jednej ze zwykłych- niezwykłych ulic Wilna. Dlaczego mamy się poruszać jak muchy w smole? By nie przepuścić okazji spojrzenia na każdą z zawieszonych na murach plakietek poświęconych literatom litewskim i innym, którzy coś wspólnego z Wilnem mieli. ulica literatów 2ulica literatów 1Mówię wam niektóre to prawdziwe dzieła sztuki; namalowane, wyrzeźbione, wygrawerowane, z drewna, z metalu, z ceramiki, czarno-białe lub kolorowe… Tylko snuć się i podziwiać. Oczywiście nie jest możliwe zobaczenie każdej, mnie zdecydowanie uciekło kilka. 399A0043-2

399A0039

399A0033

399A0026Nie widziałam Szymborskiej, Słowackiego, a tej, której najbardziej żałuję, to tabliczki poświęconej Gałczyńskiemu. Bardzo lubię tego poetę, mieszkał w Wilnie kilka lat, na Zarzeczu, o którym napiszę osobno.

Te artystyczne szyldy podarowali miastu pisarze i artyści, zakochani w Wilnie. Na pomysł wpadła grupa wileńskich literatów w 2008 roku. Dlaczego właśnie w tym tajemniczym zaułku wileńskiej starówki?  Na przełomie wieków XIX i XX na tej krętej, wąskiej ulicy mieściło się dużo małych, klimatycznych księgarni i antykwariatów, a pod numerem piątym mieszkał sam wielki wieszcz Adam Mickiewicz (wiecie, że o narodowość mistrza toczą boje aż trzy kraje, Polska, Litwa ( przecież pisał Litwo ojczyzno moja…) i Białoruś, bo na jej ziemiach się urodził). 399A0055To tutaj, w małym pokoiku na poddaszu spotykali się filomaci i to tutaj powstawały wersy Grażyny i Dziadów.

Pod numerem 9 mieszkał tuż przed wojną inny wielki polsko- litewski pisarz, laureat nagrody Nobal, Czesław Miłosz.  Tak pisał o swoim pobycie w tym miejscu: „Ze wszystkich moich przystani, ta była chyba najbardziej kojąca, niby kwatera studenta niemieckiego uniwersytetu gdzieś koło 1800. Zresztą rozleniwiając, ciepło, bezpiecznie, cicho, bo najmniejszych nawet odgłosów ulicy…”399A0040

Może, dlatego ulicy nadano nazwę Literackiej: Literatu Gatve.

Lyons-le Foret, gdzie każdy kącik kryje tajemnice

Francja kojarzy się nam przede wszystkim z Paryżem, Prowansją czy Lazurowym Wybrzeżem i bardzo często odpycha od siebie prawdziwych podróżników swoim komercjalizmem, ilością turystów czy nawet sławą. Bo wydaje się, że wszystko jest już tutaj znane i opisane na milion sposobów. Pewnie tak, ale ja uwielbiam ten kraj, za podejście do sztuki, za naturę, góry, ludzi, sery, bagietki i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Ostatnio odkryłam nowe hobby; odwiedzanie we Francji małych bajkowych miejscowości, które wcale nie są aż tak dobrze znane na świecie. Poprzednio pisałam o zachwycającej wiosce Gerberoy, która jest wpisana na listę najpiękniejszych wsi Francji. Tak się okazało, że w okolicach, w których spędziłam ostatnio kilka tygodni jest więcej takich klejnotów. Jednym z nich jest Lyons-le-Foret, które oddycha powietrzem bukowego lasu, jednego z piękniejszych w Europie, największym w Normandii. Jest to naprawdę królewski zagajnik. Polowali w nim angielscy Planageneci, potomkowie samego Wilhelma Zdobywcy, którzy uważali te ziemie za swoje.  Mieli nawet swój zamek, po którym pozostało niewiele, jedynie wzgórze, które jak drużby pannę młodą otoczył pięknie korowód domów. Zmarł tutaj Henryk I syn Wilhelma.399A9790

399A9791

399A9777 Na przedzamczu rozłożył się kolorowy plac, a na nim dawne drewniane sukiennice, ale jeśli spodziewacie się budynku rodem z krakowskiego rynku, to muszę was rozczarować. „Sukiennice”, czyli dawna hala targowa to w Lyons-la-Foret drewniany dach, oparty na porządnych palach. Wygląda jednak baśniowo, bo obok wtuliła się kawiarenka i kilka restauracji. Można usiąść przy stoliku, z lampką czerwonego wina i rozkoszować grzejącym już dość mocno, wiosennym słoneczkiem. Większość domów w wiosce zbudowano z rosnących wokół drzew na sposób normandzki. Na szczęście przetrwały one wojnę i miejscowość stała się swoistym żywym skansenem kolorowego stylu.399A9799

W wiosce, nad rzeką znajdują się ruiny klasztoru cystersów, wybudowanego na z finansów Henryka I na osuszonych bagnach. Kiedyś był to największy zespół klasztorny w Europie. Teraz ostały się jedynie kamienie i legendy. Podobno straszy tam sama angielska królowa Matylda, która w księżycowe noce szlaja się smętnie po murach. Wtóruje jej 4 mnichów zamordowanych przez rozszalały tłum podczas rewolucji francuskiej. Niesamowitości dodają miejscu częste mgły i unoszące się nad rozlewiskiem kruki. Opactwo nazywa się Abbaye de Mortemer czyli Opactwo śmierci. Mortemer AbbeyBudująca nazwa, prawda?

Jako ciekawostkę napiszę jeszcze, że Lyons-le-Foret słynni reżyserzy filmowi wybrali na plan do swoich wersji Madame Bovary:

uexaavwn

 

 

W 1933 Jean Renoir nakręcił Madam Bovary z Valentine Tessier a w 1991 Claude Chabrol nakręcił swoją z Isabelle Huppert w roli głównej.  https://www.youtube.com/watch?v=IrOR0zEndgs

Na koniec podam jeszcze raz linka, pod którym można znaleźć listę najpiękniejszych francuskich wsi: http://www.les-plus-beaux-villages-de-france.org/fr

Jedna z najpiękniejszych – Gerberoy

399A9703-2Wędrujemy po kocich łbach, wzdłuż kamiennych i drewnianych domów, porośniętych gęsto kwitnącą roślinnością. Mieni nam się w oczach od nadmiaru kolorów; czerwone, a nawet purpurowe tulipany, żółte żonkile, niebieskie hiacynty i dzwoneczki układają się w zniewalający chodnik, oprawiony, jak dzieło mistrza wiosenną zielenią. Jest pięknie, jakbyśmy się nagle przenieśli z prawdziwego świata, do świata bajecznych cudów; wydaje się, że tuż za rogiem niebieską okiennicę otworzy dla nas bladolica księżniczka, lub skrzacik w czerwonej czapeczce wyskoczy nieoczekiwanie z kłączy winorośli.

399A9661-2
Jesteśmy w Gerberoy, jednej z najpiękniejszych francuskich wiosek. Tych piękności jest we Francji 155. Skąd wiem? Od 1982 roku funkcjonuje w tym kraju spis najpiękniejszych wsi. Naprawdę znajdują się na niej tylko perełki, konkurencja jest wysoka, warunki, jakie trzeba spełnić nie są łatwe. Po pierwsze trzeba złożyć podanie o przyjęcie i to podanie musi poprzeć zdecydowana większość mieszkańców. Podstawowe kryteria są dwa: liczba mieszkańców wioski nie może przekroczyć dwóch tysięcy i w miejscowości muszą znajdować się, co najmniej dwa interesujące landmarki, o historycznej, lub artystycznej wartości. Po przyjęciu aplikacji, do wioski przyjeżdża specjalna komisja na wizytację. Panoszą się oni nieludzko, oglądają, sprawdzają, zadają pytania, zwracają uwagę na zaangażowanie mieszkańców, na ich specjalne inicjatywy. Tym razem kryteriów jest już 27, architektoniczne, ascetyczne, urbanistyczne itp., a gdy je delikwent spełni zostaje honorowo wpisany na listę najpiękniejszych. A wraz z wpisaniem pojawiają się również przywileje. Tu można znaleźć listę wszystkich tych piękności i trochę więcej informacji Les Plus Beux Villages de France399A9652
Wróćmy do Gerberoy. Wioska leży blisko granicy pomiędzy Normandią, a Pikardią, a kiedyś była to granica pomiędzy Królestwem Brytyjskim, a Francją i to jej położenie sprawiło, że niejednokrotnie Gerberoy była świadkiem krwawych walk. Od 922 istniał w niej zamek hrabiów Gerberoy, po którym niestety pozostały tylko ruiny, w postaci bramy. 399A9659-2W 1592 zatrzymał się w Gerberoy ranny w bitwie pod Aumale, król Henryk IV. Dom, w którym mieszkał zachował się do dziś.
Na początku dwudziestego wieku postimpresjonistyczny malarz Henri Le Sinader uczynił z Gerberoy swoja przystań. Założył i wypielęgnował tu cudowny ogród w stylu włoskim, zamieniając tym sposobem Gerberoy w wioskę róż.399A9694 Niestety, gdy my byliśmy w wiosce ogród był zamknięty dla zwiedzających, sezon zaczyna się dopiero w maju, ale znaczną jego część widać z daleka z pobliskiego wzgórza. Z tyłu za ogrodem widoczna jest również wieża kościoła St. Pierre, którego początki sięgają jedenastego wieku, a który niejednokrotnie ucierpiał wraz z zamkiem. Obecny wygląd zawdzięcza przebudowie w XV wieku. 399A9700-2 W wiosce jest też małe muzeum z regionalnymi historycznymi i artystycznymi pamiątkami. Najbardziej polecam jednak powolne włóczenie się ulicami wioski, wdychanie tutejszego kwiatowego powietrza i podziwianie architektonicznych i kwiatowych detali wioski.

Groombridge Place – miejsce pełne tajemnic.

Miejsce pełne tajemnic i sekretów, gdzie drzewa mają twarze, a spod kamyczków spoglądają na nas czyjeś oczy.

 

399A3405399A3452399A3401

Tam właśnie pojechaliśmy pewnego  ranka, spragnieni przygodny i cienia od gorącego słońca. Pogoda nam zdecydowanie dopisuje, zupełnie nie po angielsku.  399A3561Groombridge Place to dawna posiadłość magnacka, przerobiona na raj dla dziecięcej wyobraźni. Kamienny dwór jest imponujący, otoczony fosą i ogrodami, niestety zamknięty dla zwiedzających. 399A3537Jednak na pewno sporo z was widziało jego wnętrze, bo to tutaj nakręcono kilka kostiumowych dramatów, z „Dumą i uprzedzeniem” na czele ( dwór służył, jako dom rodziny Bennet). Kiera and groombridgeWygląd dworu pozostał praktycznie w stanie niezmienionym od 350 lat, kiedy to zaprojektował go, ówczesny właściciel posiadłości Philip Pader, przy współpracy swojego przyjaciela, wielkiego architekta Christophera Wrena. Nic dziwnego, że filmowcy uważają go za idealne miejsce do kręcenia tam historycznych melodramatów. Urokowi nie oparł się także Peter Greenaway i stworzył tutaj swój słynny ‘Kontrakt Rysownika”.399A3541

Groombridge Place to raj dla dzieci. Zaraz przy wejściu są kafejki, gdzie można zaopatrzyć się w pyszne produkowane tutaj lody. Zaraz za lodziarnią jest tajemniczy, rodem z Krainy Czarów labirynt, wycięty w żywopłocie. Gdy już odnajdziemy wyjście można popłynąć łódką po bajkowym kanale- tunelu stworzonym przez płaczące wierzby. Łódka zwiezie nas na łąkę, na której co kilka godzin odbywają się pokazy ptaków drapieżnych. Nam udało się zobaczyć orła, jastrzębia i sokoła. Urocza małżeńska para z wigorem opowiadała anegdotki o swoich pupilach, a ptaki niepokojąco blisko latały nad naszymi głowami.

 

399A3380399A3395399A3384

Z łąki droga prowadzi do odosobnionego świata Robinsona Crusoe. Tutaj dzieci mogą się wyszaleć na dobre. Dwa olbrzymie domki na drzewie i wieża widokowa połączone są wiszącymi mostami, po których można biegać dowoli, wspinać się po linach itp. Konstrukcja została zainspirowana przez telewizyjnych serial dla dzieci o słynnym więźniu bezludnej wyspy.399A3413 Jest to jednak dopiero początek przygody. Wspinając się w górę, odwiedzamy w lesie dinozaury, tajemnicze tunele, wioskę indiańską, ukryte jeziora, paprotkowy las z czasów jurajskich, pogańskie kopce i miejsca obrzędów, a nawet cygański tabor.399A3445399A3483399A3468

Największą jednak atrakcją jest Boardwalk Challenge, podniesiona platforma, po której można chodzić, połączona w niektórych miejscach linami, gdzie można przemieszczać się dalej na linach, alla tarzan.

399A3503

 

Sprowadzone w dziewiętnastym wieku gigantyczne sekwoje stały się podstawą do stworzenia na nich fruwających wysoko huśtawek. Przyznam się wam po cichu, że moja wyobraźnia wariuje w takich miejscach i choć na chwilkę chciałabym być znowu dzieckiem.

Dorosłym tam też się spodoba, zwłaszcza miłośnikom ogrodów i kryminałów, bo częstym gościem dworu był Artur Conan Doyle, autor serii o słynnym detektywie Sherlocku. Nie dziwię się, że wyobraźnia pisarza stworzyła takie niesamowite historie, spacer po lesie i ogrodach na pewno przyczynił się do stymulacji umysłu.  Zaraz przy wejściu do ogrodu jest mały domek, w którym odtworzono gabinet wielkiego pisarza. 399A3560

 

Stare, oprawione w skórę książki i dębowe meble przenoszą nas w zupełnie inny świat tajemnic. Conan Doyle tu, w Groombridge umieścił akcję swojej ostatniej powieści o Sherlocku „Dolina Strachu”. Posiadłość jest tam przemianowana na Birlstone Manor. Najbardziej zakochał się tutaj Artur w ogrodach, a jego ulubionym był Drunken Garden.

399A3552399A3554

W Groombridge Place wiele się dzieje, warto sprawdzić ich stronę internetową, bo organizowane są tam specjalne shows, przedstawienia teatralne ( np. o Piotrusiu Panie), zajęcia plastyczne z dziećmi, bale kostiumowe, czy lekcje strzelania z łuku. Lunch można zjeść na miejscu w kafejce, lub po prostu urządzić sobie piknik w lesie, lub na łące, lub wśród cudownie pnących się winorośli, bo w Groombridge Place jest najprawdziwsza winnica.399A3512 Jedzenie w kafejce jest normalno- angielsko- nijakie, ale polecam skosztować lody, lub napić się koli i lemoniady, ale nie tych, które obecnie można znaleźć w sklepach, tylko opartych na dawnych wiktoriańskich przepisach. Moje dzieci najpierw nie chciały spróbować, a gdy je przekonałam nie chciały mi oddać, bo tak im smakowało.399A3527

Tutaj podaję link do strony internetowej : Groombridge Place Webside

Skansen – Museum of Kent Life

 

Zapraszam was dzisiaj do niezwykłego miejsca jakim jest Museum of  Kent Life, atrakcji, która oferuje dobrą zabawę i mile spędzony czas dla całej rodziny. Zwłaszcza teraz, gdy nadchodzą wakacje, a nam brakuje pomysłów, co zrobić z dziećmi by im się nie nudziło. kent life zabawy Dzieci mogą się bawić zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz, mogą spróbować swych sił i talentów na kole garncarskim, mogą wsiąść na ciągnik, oglądać, a nawet dotykać żyjące tam zwierzęta, a wiosną podziwiać nowo narodzone krówki i owieczki itd. itd.

train1

Mogą sie także przejechać rozkoszną ciufcią, frajda jest gwarantowana.

Kent Life jest to skansen, gospodarstwo rolne, park, ogród, plac zabaw, muzeum; wszystko to w jednym, położone na obszarze 28 akrów. Kent Life bada historię Kent opowiadając o produkcji rolnej na przełomie wieków, o dawnych farmach i ich dziedzictwie. Zwłaszcza nostalgicznie traktuje produkcję chmielu. Ten typowy składnik piwa, który nadaje mu posmak goryczki, sprowadzono do Anglii z Francji, w szesnastym wieku. Południowe hrabstwo Kent miało idealną glebę i klimat do uprawy tej rośliny. Od tamtej pory kentowscy gospodarze nie narzekali na brak dobrobytu. W Kent Life możemy się nauczyć bardzo dużo o chmielu, ale także o tym jak żyli ci, którzy go uprawiali. kent life w srodku budynkówMożna odwiedzić stare domy przeniesione tutaj z okolicznych wiosek dla ocalenia,  urząd pocztowy, czy wiejską kaplicę. Z budowli gospodarczych są tam stajnie, stodoły, kurniki, a także bardzo charakterystyczne dla Kentu tzw Oast houses, ze specjalnym, stożkowatym kominem;  domy – piece, w których suszono zebrany chmiel.kent life budynki

Każdy sezon przynosi coś nowego i zróżnicowanego do zrobienia i zobaczenia w Muzeum, dlatego przy każdej mojej wizycie spotkała mnie inna atrakcja;

wiosną oglądałam nowonarodzone owieczki i próbowałam świeżych truskawek; latem były oczywiście żniwa i brałam udział wraz z dziećmi w pikniku pluszowego misia; jesienią trafiłam na festiwal jabłka i miałam okazję spróbować świeżego ciderka, a zimą odwiedził Kent Life najprawdziwszy Św. Mikołaj i wspólnie oglądaliśmy nowoczesną, bardzo śmieszną wersję jasełek. Trochę żałuję, że moje dzieci już w tę prawdziwość Mikołaja nie wierzą. Urosły. W zamian za to zrobiły się na tyle duże, że z czystym sumieniem mogę ich zabrać na imprezę z okazji Haloween, na poszukiwanie duchów, bo o Kent Life mówią, że jest to najbardziej nawiedzone muzeum w Anglii. Podobno Kent Life było kiedyś częścią majątku należącego do Sir Thomasa Wyatta,  kochanka Anny Bolyn, niefortunnej żony Henryka VIII, która straciła głowę za niewierność. I podobno od tamtej pory nawiedza dom swojego ukochanego, a on wpada, by się z nią spotkać. Późną porą przychodzą do tego kentowskiego gospodarstwa także  inne duchy: niedoszła panna młoda, która zginęła w wypadku na Bluebell Hill (pisałam o tym tutaj: https://dee4di.com/2016/02/28/autostopowiczki/), niemiecki pilot, którego samolot zestrzelono w tym rejonie podczas wojny, kobieta której dziecko zmarło tuż po urodzeniu, siada czasami na ganku jednego z domów z zawiniątkiem w ręce, a inna młoda dziewczyna okrąża dookoła suszący się chmiel w oast house. Brrrr. Mimo, iż nie wierzę w takie historie, na samą myśl, ciarki przechodzą mi po grzbiecie. Jeśli chcecie przekonać się sami, jak to jest z tymi duchami, proponuje zapisać się na nocne zwiedzanie muzeum. Można, a jak!img_0041

Adres Museum of Kent Life: Lock Lane, Sandling, Maidstone, Kent, ME14 3AU

Tel: 01622 763936

Ich strona interentowa: http://www.kentlife.org.uk/

Bilety: dorosły 9.50, dziecko 7.50, bilet rodzinny 29.95

Można także kupić bilet na cały rok i jeździć ile się chce: koszt dorosły 35, dziecko 27.50

 

 

Śladami megalitów w Kent

Nie tak dawno opowiadałam wam o malowniczej angielskiej wiosce Aylesford, gdzie w piątym wieku rozegrała się bitwa pomiędzy celtyckimi Bretonami a saskimi najeźdźcami. W bitwie prawdopodobnie zginało dwóch dygnitarzy, po obydwu stronach barykady, Catigern, syn celtyckiego wodza i Horsa, brat saskiego przywódcy.  Nie wiadomo, kto wygrał w tej bitwie, kroniki anglosaskie jednak wspominają, że Catigers został pochowany niedaleko miejsca, gdzie zginął. Przez wieki przyjmowano, że jego grobowiec to tzw Kit’s Cotty House, w rzeczywistości neolityczny grobowiec stojący w polu przy skrzyżowaniu dróg Pilgrim Way i A229 z Maidstone do Rochester. Niestety nie jest widoczny z drogi. Jeśli się nie wie gdzie szukać, to ciężko go znaleźć. IMG_4966IMG_4964Najlepiej podjechać samochodem na parking restauracji o tej same nazwie Kit’s Cotty, na parkingu jest napisane, że jest dla tylko dla gości, jednak restauracja jest zamknięta w ciągu dnia, dopiero wieczorem zjeżdżają się samochody. Adres restauracji to 15 Old Chatham Rd, Blue Bell Hill, Aylesford, Kent ME20 7EZ. Zostawiamy auto i idziemy w górę wzdłuż drogi, przy której stoi lokal, dochodzimy do głównej drogi (Rochester Road), przechodzimy na drugą jej stronę i tam drewniany drogowskaz każe nam skręcić w lewo, w dół po schodkach. IMG_4923Kolejne pięćset metrów idziemy cudownym korytarzem z drzew i pnących roślin. Skręcamy w prawo i oczom naszym ukazuje się w całej okazałości grobowiec, lub to, co z niego pozostało z czasów pomiędzy 4300 i 3000 rokiem p.n.e.IMG_4940

IMG_4952Trzy wielkie kamienie, w pozycji stojącej, przykrywa czwarty, najwyższy o długości 2,4m. Kiedyś cała konstrukcja była pokryty glinianym kopcem (55 metrów), a wokół wykopany był rów na głębokość około 3 metrów. Niestety w 1867 część grobowca wysadzono w powietrze.

Słowo Kit w nazwie grobowca to celtyckie słowo oznaczające bitwę, oznacza to, że faktycznie w tym rejonie miała miejsce jakaś bitwa, czy była to wspomniana wyżej bitwa z saskimi najeźdźcami, czy wcześniejsza znana z legend celtyckich bitwa drzew, nie wiadomo. Może była to jedna i ta sama bitwa. IMG_4802Niedaleko stąd jest starożytna wioska Eccless i jej nazwa świadczy o tym, że już od najdawniejszych czasów było w tym rejonie chrześcijaństwo. Niedaleko od tej wioski są pozostałości kolejnego neolitycznego grobowca, teraz już bardziej przypominające porzuconą stertę kamieni, Lower Kit’s Cotty. IMG_4910IMG_4905Okoliczna ludność uważa, że to miejsce jest nawiedzone i od czasu do czasu można usłyszeć odgłosy bitwy.

Dla tych, co lubią dłuższe wycieczki, polecam dojście do megalitów, od strony Bluebell Hill. Na miejscu zwanym Picnic area można zostawić auto. Widok stamtąd na leżącą u stóp wioskę Eccless jest niesamowity.IMG_7813 Na tej stronie internetowej znajdziecie dokładny opis trasy http://www.walkingbritain.co.uk/walks/walks/walk_b/2104/

Jeśli jesteście zainteresowani pieszymi wycieczkami po Anglii to zapraszam niedługo na mojego bloga, będę pisać o angielskim camino czyli Pilgrim Way od Winchester do Canterbury. W planach mam przejście całej trasy, początkowo jednak będę to robić etapami

 

Podróż w przeszłość

Skanseny mają to do siebie, że potrafią nas przenieść całkowicie w inny świat, w inne czasy. Ten, o którym chcę wam dzisiaj opowiedzieć położony jest w Walii, na obrzeżach miasta Cardiff i jest szczególny pod kilkoma względami. Przede wszystkim nie ogranicza się tylko do jednego okresu w czasie. Można w nim, na obszarze ponad 100 akrów, znaleźć zabytki z przekroju prawie tysiąca lat i obserwować jak ewoluowały rożne grupy społeczne Walii na przestrzeni wieków. Muzeum powstało dzięki podarowaniu w 1946 roku, przez lorda z Plymuth posiadłości St Fagans, z zamkiem i 18 akrami ziemi dla miasta Cardiff. Wzorowane jest na powstałych wcześniej skansenach skandynawskich.Walia  (32)

W muzeum znajduje się ponad czterdzieści budynków reprezentujących architekturę Walii. Część terenu obejmuje małe gospodarstwo rolne z domem farmera intensywnie pomalowanym na czerwony kolor by odstraszać wszelkie złe licha, ze stożkowatym, kamiennym chlewem z osiemnastego wieku, dwoma wodnymi młynami, jeden do wyrabiania mąki, a drugi do wełny i z areną do popularnej kiedyś walki kogutów. Walia  (50)Walki kogutów zabroniono w Anglii w 1835roku, arena jest chyba jedyną pozostałością na wyspach brytyjskich, po tej wątpliwej rozrywce. Gospodarstwo koncentruje się na hodowli lokalnych ras rodzimych zwierząt. Produkty z piekarni i młynów są dostępne do kupienia.  Ręcznie wypiekany chleb i bułeczki są rewelacyjne.Walia  (59)

Na terenie skansenu można zobaczyć zabytki kultów religijnych: wybudowany w dwunastym wieku kościół parafialny św Teilo, odnowiony i przywrócony do stanu sprzed reformacji i protestancka a ściślej mówiąc unitarna kaplica. Jest tam też budynek wiejskiej szkoły, poczta, budka do pobierania myta, sklepy spożywczo – przemysłowe, gdzie można na przykład skosztować lokalnych lodów. Gwalia_Stores_and_Moss-Vernon's_Portrait_Studio,_St_FagansChoć pierwotnie muzeum miało na celu zachowanie aspektów walijskiego życia wiejskiego, to obecnie można na terenie skansenu zobaczyć rząd sześciu domków robotniczych, wyglądających dokładnie tak, jak w dziewiętnastym wieku, gdy na tych terenach kwitł przemysł metalurgiczny. W jednym z domków pali się nawet kominek i można cieszyć się jego ciepłem siedząc na bujanym fotelu obok.

Muzeum organizuje pokazy tradycyjnego rzemiosła i opowiada o pracy kowala, garncarza, tkacza czy młynarza. Dużą frajdą, jest możliwość popracowania na kole garncarskim i zrobienia własnych kubków, czy wazoników z gliny. Gliniana twórczość moich dzieci ozdabia teraz półki w naszym saloniku.Walia  (47)

Na terenie skansenu znajduje się dom kupca z czasów Tudorów, otwarty w 2012 roku, i jest on najnowszym dodatkiem do kolekcji muzeum.

St Fagans palacDuże wrażenie robi biały dwór pochodzący z czasów elżbietańskich, wielokrotnie przerabiany, ostatnie wnętrza pochodzą z przełomu wieków XIX i XX. Wyposażenie odzwierciedla sposób życia arystokracji z czasów fin de siecle.

Walia  (60)Dla mnie największą atrakcją była jednak celtycka wioska, rząd okrągłych, krytych strzechą, błotem i trawą domów bez okien, położonych wśród lasów i posągów bóstw celtyckich. W jednym z domów można zobaczyć jak wyglądało życie w czasach pogańskich. Wnętrze było bardzo ciemne, zadymione, bo na środku znajduje się palenisko, a dym ucieka przez jedyną tylko szparę w dachu, lub drzwiami. W tym samym pomieszczeniu wraz z ludźmi mieszkały zwierzęta. Było to bardzo interesujące dla dzieci.

Wejście do muzeum jest za darmo, otwarte jest codziennie od 10 do 5, z przerwą świąteczną od 23 do 28 grudnia. Adres St Fagans National History Museum, Cardiff, CF5 6XB,

http://www.museumwales.ac.uk/stfagans/

Polecam gorąco

Mountfitchet Castle Stanstead

Stanstead zna chyba każdy Polak w Anglii. To lotnisko, na którym lądują samoloty z wielu polskich miast. Ciekawa jestem ile osób zwróciło uwagę, tuż przed ostatnim zjazdem z autostrady M11, na znak z napisem Castle Mountfitchet? Odkąd odkryłam tę nazwę koniecznie chciałam tam pojechać i w końcu się udało. Zapakowałam dzieciaki do auta przyjechaliśmy i odkryliśmy cudne miejsce.

Zamek, a w zasadzie gród, Moutfitchet został wybudowany przez Normanów, zaraz po ich przybyciu, wraz z Wilhelmem Zdobywcą, na ziemie angielskie. Wcześniej znajdowała się tu siedziba Sasów i Wikingów i miejsce to miało strategiczne położenie na drodze do Londynu. Należał do rodziny Moutfitchet, stąd nazwa miejsca. Wybudowany całkowicie z drewna, otoczony jest fosą, wałem i ogrodzeniem z drewnianych bali.IMG_2244 Na początku lat osiemdziesiątych został całkowicie odrestaurowany i teraz jest to tak zwane ‚open museum’, czyli po naszemu skansen. To miejsce to prawdziwy wehikuł czasu. Przeniósł nas w okolice 1066 roku i mogliśmy poznać jak wyglądało wtedy ludzkie życie, jak budowano domy, w jakich warunkach mieszkano, spano, co jedzono i czym się zajmowano. Na terenie całego grodu jest kilka chat; kowala, świecznika, rzeźnika, miejsce, gdzie się robi zbroje, miejsce siedziby dworu książęcego, są kurniki i chlewy, jest młyn, są wieże obronne.

Swobodnie, jak po wiejskim podwórku spaceruje sobie domowe ptactwo, ale nie tylko, można tu spotkać kozy, owce, a nawet jelenie. Moje dzieciaki były zdziwione, jak dostojnie wygląda ptak, który króluje na angielskim bożonarodzeniowym stole.

Największą jednak atrakcją miejsca jest wisielec. Dynda on sobie w centralnym miejscu grodu i fotografowany jest częściej niż niejeden celebryta. Obok wisi pusta klatka, do której pakują się wszystkie dzieci, i nawet dorośli. Z jakiegoś powodu każdy chce doświadczyć jak działał średniowieczny system penitencjarny.

U podnóża grodu jest świetne miejsce na piknik, można przysiąść na drewnianych ławeczkach i zajadać się własnym, przyniesionym suchym prowiantem, a można także pójść do małej kafejki i zamówić, co nieco. Tylko nie nabierzcie się tak jak ja. Za ladą stoi figurka starszej pani, wygląda tak wiarygodnie, że udało mi się złożyć jej zamówienie na herbatkę. Dzieci miały mnóstwo radochy.IMG_2311

Zaraz obok grodu jest jeszcze jedno magiczne dla dzieci miejsce tzw. Dom na Wzgórzu (House on the Hill), a w nim Muzeum Zabawek. Powstało to dzięki kolekcji Alana Goldsmitha.  Muzeum składa się z 70 tys. indywidualnych eksponatów. Czego tam nie ma; lalki, lalki barbie, figurki, pluszaki, kolejki, żołnierzyki, zamki, samochody, postacie ze znanych bajek i filmów. Mnie najbardziej rzuciła na kolana kolekcja Gwiezdnych Wojen.

Obok budynku muzeum są sporej wielkości modele dinozaurów i stacja paleontologiczna, gdzie przez chwilę nasze dzieci, odkurzając piasek pędzlami mogą poczuć się jak prawdziwi naukowcy.

W domu na wzgórzu jest jeszcze jedna wystawa, tylko dla odważnych Nawiedzony Dwór (Hounted Manor). Labirynt tajemniczych komnat i korytarzy, po którym podobno spacerują duchy dzieci.

Mountfitchet Castle otwarty jest od marca do listopada, od 10 rano do 5 po południu, wejście do grodu i muzeum zabawek kosztuje 9.95 Dorosły, 7.95 Dziecko (od 3 do 13 lat), za wejście do Hounted Manor trzeba dodatkowo dopłacić.

http://www.mountfitchetcastle.com/