Nucleus – oaza w Chatham

               Chatham, małe miasteczko w południowo wschodniej Anglii nie słynie ani z kulinarnego podniebienia, ani z artystycznych działalności, a jednak na tej kulinarnej pustyni pojawiła się oaza, jak sami o sobie piszą, w postaci kafejki pod kosmicznie brzmiącą nazwą Nucleus. Założone przez ludzi o artystycznych duszach skupia w sobie kulturalne centrum, restaurację, kawiarnię i bar w jednym. Serwuje świeżo przyrządzone z lokalnych produktów potrawy i napoje z całego świata.

Nucleus (1)

Wejście pasażem

 

Postanowiłam sobie stworzyć katalog moich kafejek i restauracji w Kencie i podzielić się z wami moją opinią na temat tych miejsc, bo czasami jest tak, że chciałoby się gdzieś pójść, a nie ma gdzie. Może komuś coś podpowiem w ten sposób.

 

Nazwa „Nucleus” została wybrana tak, aby odzwierciedlać cel miejsca, jako kreatywne jądro czyli centrum, dla mieszkańców o podobnie wysublimowanych gustach z okolicznych miasteczek. Jest to innowacyjny ośrodek, oferujący przestrzeń do spotkań dla artystycznych umysłów i kulinarnych koneserów: można tam oglądać wytwory sztuki nowoczesnej przy lampce pysznego wina z lokalnych, kentowskich winnic, można wypić świeżo parzoną aromatyczną kawę słuchając recytacji miejscowych poetów, ale przede wszystkim można dobrze zjeść.

 

Nucleus (20)Nucleus (10)

Nucleus specjalizuje się w głównie w potrawach i przystawkach lżejszych, przeznaczonych na angielski lunch: są to zupy, kanapki, sałatki, tosty, różnego rodzaju zapiekanki, ale nie zabrakło też cięższego kalibru w postaci pysznego ważącego 6 uncji burgera lub krwistego steka.

 

Nucleus (18)Nucleus (15)Nucleus (16)

Większość produktów kupowana jest od lokalnych dostawców i gospodarstw w Kent i innych okolicznych hrabstwach, dzięki czemu żywność nie jest długo transportowana i nie traci na jakości, a Nucleus przyczynia się tym do wspierania lokalnej gospodarki.

Nucleus (20)Nucleus jest przytulną kawiarnią, o europejskim klimacie, z francuskimi, włoskimi daniami w karcie. Ma prawdziwie śródziemnomorski taras, otoczony palmami, podgrzewany kominkami w chłodne dni. Obsługa jest zawsze dobrze poinformowana, miła i służy pomocą zarówno w temacie jedzenia, jak i sztuki. Nucleus jest dla mnie i moich przyjaciółek miejscem, gdzie możemy dzielić się naszymi wrażeniami z życia i delektować na przykład bagietką z brie.

Menu Nucleus menu

Tel – 01634 406971

Nucleus Arts Centre, 272 High Street, Chatham, Kent, ME4 4BP

 

Scones na herbatkę

Scones na herbatkę

Stół jest pięknie udekorowany eleganckim obrusem, na nim pastelowe filiżanki, z których unosi się smużka pary, o cudownym zapachu mocnej, świeżo zaparzonej herbaty, kwiaciaste talerzyki, smukły wysoki czajnik wypełniony złocistym napojem, a obok mniejszy dzbanuszek do mleka. Tak wygląda stereotyp typowej angielskiej herbaty o piątej po południu. Herbaty, nie, jako pitego napoju, a jako  posiłku spożywanego po południu, coś w rodzaju naszego podwieczorku. Niestety większość Anglików nie ma już na to czasu. Zazwyczaj koło piątej kończą pracę i w tłumie innych zmierzają w stronę metra lub pociągu, by godzinę lub dwie później, zwycięsko dojechać do domu. Tak wyglądają angielskie, domowe realia. Jednak od czasu do czasu mieszkańcy wysp, zwłaszcza ich żeńska połowa lubią sobie odnowić stare czasy i jeśli nie w domu, to chociażby w jednej z popularnych herbaciarni. Zwłaszcza te tzn. posh, czyli eleganckie, pretendujące do miana salonowych, kultywują tradycje tea. Kiedyś takie herbatki były tylko dla wyższej klasy społecznej, obecnie każdy może się poczuć lady lub lordem i z gracją, odchylając najmniejszy paluszek do tyłu, delektują się łykami angielskiego przysmaku. Do herbatki podaje się zazwyczaj kanapki z ogórkiem, herbatniczki, jakieś ciasto ( dominuje marchewkowe, biszkopt z dżemem truskawkowym i orzechowo – kawowe). Ale prawdziwa herbatka nie może mieć miejsca bez mleczno – maślanych bułeczek zwanych scones. Poniżej umieszczę przepis na te pyszności. Teraz jednak chciałabym wam opowiedzieć jak należy „poprawnie“ zjadać bułeczki. Kroi się taką kulkę na pół i smaruje dżemem i kornwalijską, gęstą śmietaną i tutaj jest mały myk, bo jeśli chcemy się kierować wzorem dewońskim (Dewon to region Anglii na południowym zachodzie) to najpierw smarujemy bułeczkę śmietaną, a potem dżemem, a jeśli wzorem kornwalijskim to dżem będzie pierwszy, a na to obfita łyżka śmietanki. A jak sie pije herbatę? Mocno zaparzoną i oczywiście z mlekiem.

399A8475

Kornwalia

399A8472

Dewon

Pierwszy raz spróbowałam tego przysmaku na końcu kornwalijskiego świata, w małej herbaciarni z widokiem na Atlantyk i już zawsze będę nakładać dżemik, jako pierwszy, a tuż przed ugryzieniem kawałka, końcówką noża dołożę kopczyk ze śmietany. Oj niebo w gębie, mówię wam.  A ile kalorii…

399A8481

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała trochę historii. Romans Anglii z herbatą rozpoczął się w siedemnastym wieku, gdy król Karol II poślubił portugalską księżniczkę Catherine Braganza. Przywiozła ona ze sobą tradycję parzenia tego pysznego napoju i zaraziła swoją pasją stateczny angielski tron. Za rojalistami podążył cały naród. W 1706 roku Thomas Twinning otworzył pierwszą w Anglii herbaciarnię, za nią podążyły kolejne, zdobywając olbrzymią popularność, bo były praktycznie pierwszymi publicznymi miejscami, gdzie mogły oficjalnie przebywać damy; kawiarnie (coffee houses) były, bowiem zarezerwowane tylko dla gentelmanów.

Zwyczaj picia herbatki o piątej pojawił się ze względów praktycznych, ze względu na zbyt długi czas oczekiwania na posiłek pomiędzy obiadem a kolacją. I o ile pracująca klasa łapała „coś w biegu”, o tyle w wyższych grupach zwłaszcza wśród znudzonych pań przerodziło się to w prawdziwe towarzyskie wydarzenie. Oczywiście plotkowano przy tym niemiłosiernie. Czytaliście Jane Austen?

A teraz przepis:

Składniki: 300g zwykłej, białej mąki, 2 łyżeczki proszku do pieczenia, szczypta soli, 75g masła, w chłodnej temperaturze pokojowej (ani nie zimne, ani nie za miękkie), pokrojone w kostkę, 50g cukru pudru, 1 jajko, 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego, 120ml śmietany, Trochę mleka do posmarowania

Metoda

– Rozgrzej piekarnik do 200C / gaz 6.

– Za pomocą robota kuchennego wymieszaj razem mąkę, proszek do pieczenia, sól, masło i cukier, aż mieszanina będzie przypominać bułkę tartą.

– W osobnej misce ubić jajka, wanilię i śmietanę razem,

– dodać do masy mącznej, wymieszać rękoma, aż powstanie miękkie ciasto.

– zagnieść ciasto na gładką masę

– uformować 6-7 cm, raczej płaskie bułeczki

– ułożyć je na natłuszczonej blaszce i posmarować mlekiem

– piec przez około 15 minut lub trochę dłużej, jeśli są duże bułeczki.

– sprawdzić wykałaczką czy są upieczone

– podawać jak w opisie wyżej, jeszcze ciepłe

Przepis jest według bardzo popularnej w Anglii damy, lady Marry Berry telewizyjnej  specjalistki od pieczenia

Pączki – nie-pączki

Chyba tylko raz zdarzyło mi się popełnić kulinarny wpis. Dokładnie rok temu, gdy pisałam, co lubię w angielskich świętach (tu). Od tamtego czasu minęło dużo czasu i widzę, że duch zbliżających się świąt napędza mnie do spędzania więcej czasu w kuchni. Nie zrozumcie mnie źle, ja naprawdę bardzo lubię gotować, ale niekoniecznie o tym pisać. Chyba, że z okazji świąt…

Tym razem zresztą inspiracją były nie tylko święta a moja córka Olivia, a właściwie jej szkoła, która jako projekt na święta kazała dzieciom przygotować coś na wspólny świąteczny obiad. Dzieci mają gotować w szkole, ale planować w domu i oczywiście na planowaniu się nie kończy, potrawę trzeba również wypróbować w domu. Dlatego właśnie zabrałyśmy się za wspólne pieczenie, bo na szkolny deser Olivii zamarzyły się pączki! Ale nie takie zwykłe pączki, polskie, pyszne z nadzieniem z róży, lub powideł. Nasze pączki są z piernika i upiekłyśmy je w specjalnej maszynie do pieczenia mini pączków. Jest ona idealnie prosta w obsłudze, zwłaszcza dla dziecka.

Składniki na 12 pączków:

Szklanka mąki (może być pełnoziarnista)

¾ łyżeczki proszku do pieczenia

¼ łyżeczki sody

1 łyżeczka cynamonu

½ łyżeczki imbiru

Szczypta mielonych goździków

Szczypta ziela angielskiego

¼ łyżeczki soli

Pół szklanki brązowego cukru

1 łyżka mleka

1 jajo

¼ szklanki startego jabłka

2 łyżki roztopionego masła

Wykonanie

Wymieszać ze sobą wszystkie sypkie składniki, dodać mleko, jajko, jabłko, masło i wszystko porządnie wymieszać, aż powstanie ciasto idealne do formowania kulek.

Maszynę nasmarować masłem, lub oliwą i rozgrzać. Uformowane kulki włożyć do maszyny, nie mogą być zbyt duże, bo ciasto wypłynie.399a7110 Zamknąć maszynę i piec około 8-10 min. Drugą serię przytrzymałyśmy za długo w maszynie i pączki wyszły twarde. Podejrzewam, że jeśli się nie posiada maszyny, to w piekarniku wyjdą równie pyszne.

Po ostudzeniu można je lukrować, posypać cukrem, kokosem, lub zamoczyć w polewie czekoladowej. Wszelkie inwencje dozwolone.399a7118

Nam smakowało bardzo.

 

Za co lubię angielskie święta

To będą moje szesnaste święta w Anglii (dwa razy spędziliśmy święta w Polsce, raz we Francji z przyjaciółmi i raz w Walii). Ponieważ Anglia stała się moją drugą ojczyzną, w święta staramy się godzić nasze polskie zwyczaje z tradycją angielską. Wiem, że wiele osób narzeka, że w Anglii święta stały się bardziej świecką tradycją i nie mają już wiele wspólnego z ich religijnym pierwowzorem. Mnie to jednak nie przeszkadza. Każdy może tutaj celebrować święta tak, jak chce, nikt nie krytykuje, nikt, nic nie narzuca. Oczywiście ulubionym zajęciem Anglików są zakupy, ale tak było od zawsze. Taka rozrywka narodowa. Już podobno Napoleon krytykował za to naród brytyjski. Ostatnio w Internecie pojawiło się zdjęcie choinki, w jakimś domu, która była tak obstawiona prezentami, że widać było tylko czubek. Słuchałam później w radiu rozmowy z właścicielką choinki. Była nią ciężko pracująca mama, która cały rok odkłada pieniądze na to, by Święta uczynić dla swoich dzieci wspaniałymi, pod każdym względem. Mówiła, że chce im podarować, co tylko może i spędzać z nimi czas na świątecznych przyjemnościach. Oczywiście wzbudziła sporo głosów krytyki, ale i pochwał.

Obserwuję moich angielskich znajomych od lat i widzę, że w święta dla nich są bardzo rodzinnym wydarzeniem, a zwłaszcza ważne są dzieci; dla malusińskich  święta powinny być magiczne.
Co ja po tylu latach pokochałam w angielskich świętach? Jest kilka mniej lub bardziej prozaicznych rzeczy. Oto one:

1. Mince Pie –

IMG_8750
Te małe, nadziewane babeczki pojawiły się w Anglii wraz z powracającymi z krucjaty rycerzami w trzynastym wieku. Nazwa jest myląca, bo mince po angielsku mówi się na mielone mięso, jednak, podobno w XIII wieku farsz składał się właśnie z mięsa i suszonych owoców, które rycerze przywieźli z ciepłych krajów. Teraz mince pie to słodziutki deser z kruchego ciasta, suszonych owoców, często namoczonych w alkoholu i przypraw takich jak goździki, gałka muszkatołowa, imbir, cynamon, czyli takich, które my najczęściej dodajemy do piernika. Gdy po raz pierwszy, wiele lat temu spróbowałam mince pie, zrobiło na mnie dziwne wrażenie, może, dlatego właśnie, że spodziewałam się mięsa. Teraz nie ma dla mnie świąt bez angielskiego ciasteczka, ale nauczyłam się też, że nie wszystkie są pyszne. Dla mnie najlepsze są te maślane, gdy proporcje ciasta do nadzienia są równe, z delikatnym podsmakiem brandy. Lubię je jeść delikatnie podgrzane w mikrofali lub w piekarniku, polane dostępną wszędzie w sklepach śmietaną z brandy lub koniakiem. Mniam, marzenie. Jeszcze nigdy nie próbowałam sama piec, ale kiedyś się odważę i o tym napiszę. Dla wszystkich jednak, którzy chcą spróbować podaję przepis:

Kruche ciasto:
• 120 g schłodzonego solonego masła
• 175 g mąki pszennej
• 1 szczypta soli
• 60 g cukru
• 1 żółtko
• 1 łyżka śmietany

Do miski włożyć masło, dodać mąkę, sól i cukier i pocierać w palcach aż się połączą (będą wyglądać jak gruboziarnista bułka tarta). Dodać żółtko i śmietanę i szybko wyrobić, by ciasto zbiło się w kulę. Owinąć w folię spożywczą i wstawić na godzinę do lodówki.

Nadzienie:
• 75 g ciemnego brązowego cukru
• 60 ml słodkiego wina
• 300 g żurawiny
• 1 łyżeczka cynamonu
• 1 łyżeczka imbiru
• pół łyżeczki zmielonych goździków
• 75 g rodzynek
• 30 g suszonej żurawiny
• Skórka z pomarańczy
• kilka kropel ekstraktu z migdałów
• pół łyżeczki ekstraktu z wanilii
• 2 łyżki miodu
• 25 ml brandy

W garnku wymieszać cukier i wino, aż do rozpuszczenia się cukru, na ogniu. Dodać żurawinę i wymieszać. Dodać cynamon, imbir, goździki, rodzynki, suszoną żurawinę, skórkę z pomarańczy. Doprowadzić do wrzenia i gotować przez około 20 minut, lub dopóki owoce się nie rozpadną i nie wchłoną całego płynu. Zdjąć z palnika, lekko ochłodzić. Dodać brandy, ekstrakt z migdałów, wanilii i miód, wszystko dobrze wymieszać.

Rozgrzać piekarnik do 190 stopni C. Lekko posypać mąką formę na 12 babeczek.
Kruche ciasto rozwałkować na powierzchni lekko posypanej mąką na grubość ok. 2 mm i wykroić kółka o średnicy ok. 8 cm. Nałożyć je do foremek. Dobrze docisnąć do dna. Nałożyć po łyżeczce nadzienia mincemeat do każdej babeczki, wierz przykryć resztą kruchego ciasta, z którego można powycinać wzory
Piec przez 12-15 minut w 190°C.
Studzić chwilę w foremkach a następnie wyłożyć na metalową kratkę.
Smacznego!
2. Muzyka w sklepach i na ulicachSalvation Army 11.12.14
Gdy wyjeżdżałam z Polski, wielkich galerii i supermarketów prawie nie było, nie było tradycji dekorowania sklepów na święta, dlatego w Anglii zachłysnęłam się tym. Teraz uwielbiam  śpiewać świąteczne przeboje podczas robienia zakupów. Moje serce się raduje od muzyki i od razu wszystko wygląda lepiej. Kocham też kolędników i grajków ulicznych, zawsze im rzucę coś do garnuszka, zwłaszcza, że w Anglii tacy kolędnicy zbierają często na wyższe cele. Jedną z najbardziej rozśpiewanych organizacji, przed świętami jest Salvation Army, protestancka armia dobroczyńców zbierająca na całym świecie dla potrzebujących, a zorganizowana na wzór organizacji wojskowych.

3. Santa grottos –
Moje dzieci, gdy były młodsze po prostu uwielbiały chodzić na spotkania z Mikołajem. Teraz już nie bardzo wierzą, że Mikołaj istnieje. Santa Grotto to po prostu dom Mikołaja, bajkowy, kolorowy, pięknie udekorowany.  Spotkać je można w wielu różnych miejscach, galeriach handlowych, centrach ogrodniczych, czy w centrum małych miasteczek. Oczywiście takie spotkanie z Mikołajem jest płatne, niemniej jednak warto, by zobaczyć cudowny zachwyt na twarzach naszych milusińskich. Do niektórych trzeba się zapisywać już z miesięcznym wyprzedzeniem, bo takie są popularne.

4. Świąteczne występy w szkołach –
Moje dzieci, co roku biorą udział w świątecznym przedstawieniu i co roku, jest ono inne. Oczywiście nawiązuje do naszych jasełek i często opowiada historię Józefa i Marii, ale z twistem, dużą ilością muzyki i tańca. Wczoraj właśnie wróciłam z takiej szkolnej produkcji mojego syna i powiem wam łzy lały mi się rzęsiście. Nie tylko mogłam zobaczyć mojego syna na scenie, ale dzieci w drodze do odkrycia historii cudownego narodzenia zawędrowały także do Polski i opowiadały o polskich zwyczajach świątecznych. Przez 7 lat szkoły mojego syna jeszcze nigdy nie słyszałam jak angielskie dzieci mówią cudownie Wesołych Świąt, po polsku.

5. Koncerty kolęd –
O koncertach na ulicach już wspomniałam w punkcie 2. Teraz chcę napisać o koncertach w kościołach i świątyniach chrześcijańskich. Moje dzieci każdego roku brały udział w takich przedsięwzięciach. Było to bardzo wzruszające zobaczyć śpiewające maluchy w cudownej średniowiecznej katedrze. Ich głosy brzmiały anielsko.

6. Love Actually i Bridget Jones’s Diary
Angielska telewizja rok w rok pokazuje filmy o tematyce świątecznej. Każdego grudnia pojawiają się też nowe świąteczne produkcje w kinach, ale dla mnie bezkonkurencyjne są dwa filmy, właśnie te wymienione wyżej. Widziałam je wielokrotnie i przyznam się po cichu, że mogłabym oglądać je naokrągło. Nastrajają mnie bardzo pozytywnie i uroczyście.
Jestem w trakcie przygotowywania wpisu o filmach świątecznych i już niedługo pojawi się on na blogu. Zapraszam
7. Kartki-

IMG_8753
Mój mąż nie cierpi tradycji pisania kartek. Po co – mówi – skoro widzisz się z tymi osobami codziennie. Ale dla mnie jest to piękny zwyczaj, pokazujący, że o sobie pamiętamy. Do bliższych osób piszemy bardziej osobiste życzenia, do znajomych używamy kartek, na których życzenia już są i wystarczy się podpisać. Te kartki później, przez święta zdobią nam pokoje, a po świętach można je oddać do specjalnych zsypów, gdzie się je recyclinguje ( jest takie słowo?)

8. Christmas Dinner
Oczywiście w naszym polskim domu zawsze jest postna Wigilia, ale w dzień Bożego Narodzenia jemy uroczysty obiad „po angielsku”. Wzięło się to stąd, że mieszkamy tutaj i nie chcemy naszych dzieci pozbawiać tradycji ich nowej ojczyzny, (chociaż to Anglia jest właściwą ojczyzną dla moich dzieci, bo się tu urodziły). Nie chcemy by dzieci czuły się pozbawione zwyczajów kulturowych, które celebrują ich znajomi i przyjaciele. Z drugiej strony są to bardzo piękne tradycje. I nawet smaczne:
Klasyczne angielskie menu potrafi być bardzo smaczne. Na przystawkę je się pasztet, często z żurawiną, lub koktajl z krewetek, lub wędzonego łososia z buraczkami i odrobiną chrzanu.
Danie główne to oczywiście pieczony, nadziewany szałwią indyk, podany z pieczonymi w piekarniku ziemniakami, pieczoną pietruszką, brukselką i innymi warzywami z wody, lub polanymi bułką tartą rozgrzaną na maśle. W osobnym dzbanuszku podaje się tony sosu pieczeniowego i żurawinę. I nie może zabraknąć tak zwanego Yorkshire pudding, czyli słonego ciasteczka z ciasta zbliżonego do naleśnikowego, upieczonego w piekarniku, w kształcie kubka. Te świeżo robione w domu są przepyszne.
Na deser to jak wspomniałam wyżej mince pies, lub tzw christmas pudding, który podaje się polany wysokoprocentowym alkoholem i podpala zapałką. U nas w domu ten pudding gości sporadycznie, jedynie, kiedy mamy angielskich gości, bo poza mną nikt go nie lubi.

Wpis powstał w ramach Adwentowego Kalendarza Klubu Polki na Obczyźnie. Więcej informacji i nasz rozkład jazdy można zobaczyć tutaj http://klubpolek.pl/kalendarz-adwentowy/