Wiatraki, Kankan i Seks czyli rozmyślania włóczęgi

IMG_5960

W kwietniu tego roku, choć na chwilę udało mi się zostać flaneur, francuskim wędrowcem, który włóczy się samotnie po ulicach Paryża (pisałam o tym tutaj W literackiej kompaniji) Było to dla mnie prawdziwe odkrywanie, nie tylko uroków francuskiej stolicy, ale także odkrywanie własnej siebie. Pokochałam Paryż i znalazłam tam swoje miejsce na ziemi, choć chyba nigdy w życiu nie chciałabym tam mieszkać. Miłością bezgraniczną zapałałam do Montmartre, które w moim mniemaniu, jest rodzajem intrygującej wyspy w centrum wielkiego kolosa. Wiem, że grzmią burze krytyki nad tym miejscem, że się skomercjalizowało i że stało się modną dzielnicą nowobogackich, ale czy trudno im się dziwić. Wierzę, że ciągle jeszcze drzemie w Montmartre ta artystyczna dusza, ta atmosfera, która przyciągała tutaj van Gogha, Renoira, Daliego, Picassa, a potem artystów typu Dalida. I ciągle im podobne artystyczne dusze, lgną do tego miejsca tysiącami. Można tam pooddychać tym samym powietrzem, którym oni oddychali, choć pewnie bardziej zanieczyszczonym. Ale Montmartre to nie tylko sztuka, ale także, a może przede wszystkim, seks. Wszyscy słyszeliśmy o placu Pigalle i słynnym na cały świat Moulin Rouge, a to tylko malutki element całej „gorącej” układanki. Aromat erotyzmu unosi się tutaj delikatnie w powietrzu odurzając wszystkich przybywających jak delikatny narkotyk. Dlatego chodziłam po tych niesamowitych ulicach lekko błędna, onieśmielona, oczarowana i rozmyślałam o wiatrakach, prostytutkach, kankanie i oczywiście o artystach.
IMG_5957
WIATRAKI
Montmartre słynie z wiatraków, kiedyś podobno było im ich tam 40, a pozostały jedynie dwa. Służyły oczywiście do mielenia zboża na mąkę dla okolicznych farmerów, ale Paryż nie byłby Paryżem, gdyby do tej zaszczytnej funkcji nie dodał innych. Nie przesadzę, jeśli powiem, że w XVI, XVII wieku wiatraki-młyny pełniły także funkcje domów rozkoszy. Młynarze sprowadzali tutaj panienki dla farmerów, aby umilić im czekanie. Do teraz istnieje we Francji takie powiedzenie ” comme dans un moulin”, co znaczy, w wolnym tłumaczeniu: czuj się swobodnie jak we młynie. We młynie? Swobodnie? Nic się nie dzieje bez przyczyny. Później nie trzeba było nawet mielić mąki by przyjść do młyna na dziewczynkę. Na przełomie XVIII i XIX wieku pojawili się w Montmartre pierwsi bogaci mieszczanie, którzy zaczęli budować tzw. folies czyli eleganckie, wiejskie, otoczone drzewami domy by trzymać w nich swoje konkubiny. Podobno orgie były tu na porządku dziennym. W ramach rozrastania się Paryża folies przestawały być tak dyskretne i zamieniały się w eleganckie domy publiczne.

IMG_5936 (2)DZIEWCZYNKI
XIX wiek zmienił społeczne oblicze Francji, rewolucja wycięła starą arystokrację, a rozrastający się przemysł dał nowe możliwości  ludziom z niższych klas społecznych. Odbiło się to oczywiście na erotyzmie Montmartre, gdzie małe burdeliki zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu. Na ulicach pojawiły się kobiety w pantalonach, bez spódnic; były to często dziewczyny z robotniczych rodzin, które nie miały szans by się same utrzymać ze zwykłej pensji pracowniczej i większość z nich szukała albo gentil monsieur czyli miłego dżentelmena, albo dorabiała jako prostytutki. Ale nie było w tym wstydu; prostytucja na pół etatu była normą, panienkami zachwycali się i celebrowali je artyści i pisarze. Picasso, Renoir, Degas, Toulouse- Lautrec, van Gogh prosili o pozowanie do swoich obrazów. Słynne dzieło Picasso Les Demoisselles d’Avignon przedstawia właśnie grupę prostytutek z Montmartre.

IMG_6151Byłam w miejscu, w którym Picasso namalował ten obraz. Dom nazywa się Bateau Lavoir (jest na Place Emile Goudeau pod numerem 13), i teraz jest tam hotel, w rogu, którego ustawiono witrynę informującą o tym, że oprócz Picasso mieszkali tutaj w latach 1890 -1920 inni artyści jak Juan Gris, Van Dongen, Marie Laurencin, Modigliani. Była to artystyczna mekka ówczesnego Paryża. Oczyma wyobrażni widziałam rząd rozanielonych, skąpo ubranych panienek, które dzień w dzień schodzą się do Bateau – Lavoir i pozują młodemu mężczyźnie, nie wiedząc jeszcze, jaka czeka go sława, a je nieśmiertelność na płótnie.IMG_6153
O prostytutkach poeci i śpiewacy układali pieśni, a potem śpiewano je przy fortepianie na zjazdach rodzinnych i nie widziano w tym nic zdrożnego. Fach, jak każdy inny.

IMG_5952
MOULIN DE LA GALETTE

U szczytu ulicy Lepic króluje majestatycznie jeden z ocalałych wiatraków Montmartre Moulin de la Galette, w którym obecnie znajduje się kabaret i nienajtańsza restauracja. Stałam przed nim i wpatrywałam się zauroczona.
Historia tej budowli była raczej burzliwa. Zaczął podobnie jak inne wiatraki od mielenia mąki i dostarczania uciech farmerom. W XIX wieku zaczęto tutaj wypiekać i sprzedawać słynny słodki chleb Galette i stąd nazwa młyna. Potem dodano do tego szklankę mleka. Podczas wojen napoleońskich, w trakcie ataku Kozaków na Paryż, właściciel młyna został zamordowany i przybity do skrzydeł wiatraka. Jego synowi zbrzydło, więc mielenie zboża i do sprzedaży chleba zamiast mleka dołożył wino i zamienił młyn w tzw. Guinguette. Był to rodzaj lokalu na świeżym powietrzu, gdzie często serwowano jedzenie i organizowano potańcówki, oczywiście z panienkami. Auguste_Renoir_-_Dance_at_Le_Moulin_de_la_Galette_-_Musée_d'Orsay_RF_2739_(derivative_work_-_AutoContrast_edit_in_LCH_space)Jeden z najsłynniejszych obrazów Renoira przedstawia właśnie Guinguette pod tym Młynem. Tańczący goście skąpani są w naturalnym i sztucznym świetle, cała scena aż się mieni od kolorów i aż czuć dynamikę tańca. Podobno Renoir, jak i inni impresjoniści był częstym gościem takich imprez i na tym właśnie obrazie utrwalił wielu swoich przyjaciół. W 1870 r. Francja była ponownie w stanie wojny, tym razem z Prusami. Paryż był oblegany przez długie miesiące i ponownie, o ironio losu, Prusacy ukrzyżowali na skrzydłach wiatraka kolejnego właściciela lokalu. Działalności młyńska zakończyła się na dobre, a zamiast mąki pojawił się tu kabaret i słynny na cały świat Kankan.

IMG_6114 (2)LAPIN AGILE
IMG_6098Jeśli będziecie kiedyś na Montmartre to polecam odwiedzić niewielkie muzeum Montmarte, znajdujące się na ulicy Rue Cortot pod numerem 12. Kiedyś był to dom należący do Maurice Utrillo, ale mieszkali tutaj i malowali Renoir, Emily Bernard, Suzanne Valadon, która była modelką, a później sama zaczęła malować.IMG_6096

Muzeum opowiada idealnie historię miejsca, opowiada o kankanie, o kabaretach, o życiu w kafejkach, o artystach malarzach, o pisarzach o bohemie, o plakatach i o rewolucji. Aż dziwne ile rzeczy się tam nazbierało, bo przecież budynek jest malutki.

IMG_6117Z jego okna widać ostatnią winnice na Montmartre, a za nią słynny kabaret Lapin Agile, który przypomina mały kolorowy cottage. IMG_6065Jego nazwa pochodzi od obrazu Andre Gill, na którym Królik (Lapin) ucieka z garnka. Podobno kiedyś była tam Gospoda. Z tym miejscem związana jest mała anegdotka: pewien pisarz, Roland Dorgeles , który był wielkim dowcipnisiem postanowił sobie zakpić z artystów i pożyczył od właściciela gospody osła. Do jego ogona, ów pisarz, przywiązał pędzle zamoczone w farbie, a osioł machając ogonem namalował obraz. Pisarz nazwał go ”Zachód słońca nad Adriatykiem” i pokazał na wystawie. O zgrozo, obraz wzbudził bardzo duże zainteresowanie.

IMG_6081W 1903 r. gospodę kupił pewien człowiek, którego wszyscy znają, aczkolwiek nikt nie wie jak on się nazywał. Jego postać znana jest, bowiem, ze słynnych secesyjnych plakatów Toulouse-Lautreca, których kopie bez problemu można kupić na każdym rogu Paryża.

IMG_6091KANKAN

Podejrzewam, że o tym tańcu słyszeli wszyscy. Początkowo nazywany był „Chahut” czyli taniec-rakieta. Pojawił się w czasach upadku barier między klasami społecznymi, gdy rozwój przemysłu dawał ludziom nadzieję na pracę i lepsze życie. Klasa średnia mieszała się wówczas z paryską bohemą, przenikały się także dziedziny sztuki, a artyści prześcigali się w kreatywności i szukali nowych form by oddać swoistą euforię, jaka ich ogarniała. Kankana wykonywały tancerki nazywane chahuteuses, czyli niesforne dziewczyny. Starały się go wykonywać w maksymalnie prowokacyjny sposób, wyrzucając nogi do góry i podnosząc spódnicę tak, że można było zobaczyć bieliznę (bądź jej brak). Ich popisy wywoływały zawsze wielką wrzawę wśród widowni, która ciągle wracała, aby zobaczyć ponownie te taneczno-erotyczne prezentacje. IMG_5941 (2)Wielbicielem kankana był malarz Henri de Toulouse-Lautrec, częsty klient kabaretów, a zwłaszcza Moulin Rouge. Namalował on serię obrazów przedstawiających gwiazdy teatru, takie jak La Goulue, Valentin le Désossé, Ouadrille Naturaliste, La Môme Fromage, Grille d’Egout. W około 300 litografiach, które pochodzą z lat 1892-1899, widoczna jest jego skłonność do dekoracyjności. Dzięki niemu wiemy, jak wyglądało życie cyganerii na Montmartre na przełomie wieków.
IMG_6089LA GOULUE
Na zakończenie można jeszcze wspomnieć o królowej Montmartre. Louise Weber, bo o niej mowa, urodziła się, jako córka biednej szwaczki; gdy mama nie patrzyła podbierała ubrania bogatych klientów i stroiła się jak tylko mogła, czasami za plecami matki udawało jej się uciec w tych ciuchach na bal, na potańcówkę czy do kabaretu. Toulouse-Lautrec_-_Moulin_Rouge_-_La_GoulueSzybko stała się popularna w tych kręgach a gdy poznała Renoira, ten wprowadził ją do grupy modelek pozujących słynnym artystom i fotografom. Zaczęła zarabiać, a do tego jeszcze uwielbiała taniec i była w tym świetna. Henri de Toulouse-Lautrec - La Goulue Arriving at the Moulin Rouge with Two WomenBezpruderyjna, wygimnastykowana, ubrana w kolorowe peticoty i pantalony wirowała rytmicznie gdzie tylko się dało. Taki talent nie mógł pozostać niezauważony. Bez większego trudu została gwiazdą kabaretu w Moulin Rouge. Jej przezwisko La Goulue znaczy dosłownie klej, bo uwielbiała „przyklejać się” do kieliszków oglądających ją mężczyzn. Stała się słynna, bogata i rozchwytywana, ale jak to się dzieje w takich historiach skończyła na ulicy zapita, brudna i bez pieniędzy. Gdy zmarła pochowano ją na jakimś komunalnym cmentarzu. Na szczęście później wielbiciele kankana przypomnieli sobie o nieszczęśliwej gwieździe i przeniesiono jej zwłoki na cmentarz Montmartre. Została legendą. To prawdopodobnie na jej historii luźno bazuje film Renoira, syna słynnego artysty pt. Francuski Kankan. Francuski Kankan – cały film Film znakomicie odtwarza atmosferę czasów kabaretów. Polecam serdecznie

Oh rozmarzyłam się włócząc się po tym przesyconym namiętnością Montmartre. Po powrocie do domu przypomniało mi się, że idea kabaretu pojawiła się także w polskim filmie, zwłaszcza dwa filmy przychodzą do głowy : Hallo Szpicbródka
„Lata dwudzieste, lata trzydzieste” „Lata dwudzieste, lata trzydzieste”

Zapraszam

W samobójczym kręgu

IMG_5847Niedawno, ikona światowego kina Robin Williams popełnił samobójstwo. Wesołek nad wesołkami! WOW! Mimo, że słyszałam o jego zmaganiach z uzależnieniem to i tak spadło to na mnie jak grom…

Włócząc sie po ulicach i cmentarzach Paryża „spotkałam” inną ikonę światowej sceny Dalidę. Spotkanie to sprowadziło się do odwiedzenia jej domu i grobu na cmentarzu w Montmartre. Stopniowo poznawałam jej życie i zadałam sobie takie właśnie pytanie: czy tak musiała skończyć osoba, której czterech przyjaciół, mężów, kochanków popełniło samobójstwo? Nie wierzycie? Oto lista:
1.Luigi Tenco 27 stycznia 1967 roku na festiwalu w San Remo (tym samym, na którym zadebiutowała na światowej scenie Anna German), po nieprzychylnym przyjęciu jego piosenki przez publiczność strzelił sobie w łeb.
2. Lucien Morisse,były mąż arystki, we wrześniu 1970 strzeli sobie w łeb
3. Mike Brant 25 kwietnia 1975, w dniu wydania swojego kolejnego albumu rzucił się z okna hotelu pokojowego w Paryżu. Miał 28 lat. Przez ostatnie dwa lata dawał do 250 koncertów rocznie i był rozchwytywany! Ciekawostka, jego rodzicami byli polscy Żydzi, którym udało się przetrwać holocaust. W spadku zostawili mu poholocaustowy syndrom.
4. Richard Chanfray, 14 lipca 1983 roku zaczadził się, razem z nową przyjaciółką gazem w swoim Renault R25.

Dalida zachwycała świat swoim głosem przez 30 lat, była piękna, inteligentna, wykształcona (śpiewała w 10 językach), bogata, uwielbiana, a jednak 2 maja 1987 przedawkowała środki nasenne. Większość życia zmagała się z depresją, aż życie stało się nie do przyjęcia (jak napisała w swoim pożegnalnym liście).

Tyle pytań się wpycha do mojej niezbyt pojemnej głowy. Dlaczego ? I nawet nie śmiem i nie próbuje na nie odpowiadać, mimo przeczytania setek artykułów i publikacji o depresji. Dlaczego depresja zabija?

Piękny pomnik wystawili Paryżanie swojej diwie na Montmartre. Codziennie ktoś składa tam kwiaty. Nawet po śmierci jest kochana.

IMG_5845

rozmiałczą nas koty, rozdziubią nas wrony

IMG_5863

Przeczytałam w książce „Czekolada 2” , że cmentarz Montmartre słynie z kotów. I faktycznie jest ich tam pełno. Chyba czują się dobrze ze zmarłymi. Chodzą, powoli, leniwie podnosząc łapki jakby bojąc się obudzić śpiących. A może są to ucieleśnione dusze leżących tutaj ludzi?! Do żywych raczej nie podchodzą, uciekają spłoszone, gdy ktoś naruszy ich osobistą przestrzeń. Gdy się im nie przeszkadza, wylegują się wygodnie na nagrzanych słońcem grobach, lekceważąc wszystko co dzieje się wokół nich. Są to bardzo tajemnicze stworzenia, w krajach anglosaskich uważa się, że gdy kot siada na nagrobku, to znaczy, że osoba tam pochowana została za życia opętana przez złe moce. Gdy kot przeskoczy przez zmarłego, ten zamieni się w wampira. Niektórzy wierzą, że kot to inna postać wiedźmy, która przychodzi na cmentarz, czeka cały dzień, a wieczorami wykopuje z grobów kawałki kości czy włosów dla swoich magicznych potrzeb. Kot był w przeszłości obarczony bagażem zła, symbolem fałszywości, okrucieństwa i nieczystości. W średniowieczu spalano koty masowo na stosie, często razem z podejrzanymi o czarnoksięstwo, niewinnymi ich właścicielkami. Próbowano wyganiać złe moce z kotów ściskając ich ogony rozszczepionym drewnem (tzw branie kota w leszczoty). Zwłaszcza czarne koty zabijano nagminnie, aż dziw bierze, że czarny kot nie zniknął z tej ziemi przy skrupulatności z jaką próbowano go wytrzebić. Ale może to było tylko jedno z dziewięciu żywotów kota…

Cmentarz Montmartre to także przeraźliwe krzyki wron. Ten dźwięk dociera wszędzie, nie pozwala się skupić, przenika do najbardziej szarych, najdalszych komórek mózgu i sumienia. Siedzą na drzewach, albo kołują czarnym stadem nad grobami. IMG_5887

Czemuż one tak się wrzeszczą? Przypomniał mi się taki obraz Van Gogha „Pole ze stadem wron”. Sielankowe, ciepłe kolory zakłócają właśnie czarne plamy na horyzoncie, od których pociemniało niebo. Moja babcia zawsze mówiła, że gdy wrona kracze to jest to zły omen, zła nowina, że ktoś umrze. Bo wrona czy kruk to ptak złowieszczy. Na Rusi uważano, że te czarne ptaki stworzył sam diabeł. Że pod ich postacią chowają się wiedźmy i czarownicy. I pojawiają się zawsze tam gdzie pojawia się śmierć bo są to jej nieodłączni towarzysze.

Ale ornitolodzy mówią, że krakanie to jest taki wroni śpiew. Wrony na wiosnę, siadają w promieniach słońca, puszą swoje pióra, mrużą oczy i wykonując lekkie skłony wydają z siebie pomruki, stęknięcia, kliknięcia i krakania – i to jest właśnie śpiew. Szkoda, że o tym nie wiedziałam gdy włóczyłam się po alejkach tego pięknego cmentarza.

IMG_5915

Mogłabym, zamiast narzekać na wrzask, zwrócić uwagę na ten lament dla zmarłych.

Smutno mi… Boże… czyli cmentarz Montmartre

IMG_5902

Poranek wtorkowy zaczął się nadzwyczaj dobrze, od zimno-gorącego prysznica (z jakiegoś powodu hotelowy prysznic nie działał jak powinien), który pobudził wszystkie moje zmysły i chęć ponownego odkrywania piękna. Opuściłam hotel wcześnie rano. Gdy dochodziłam do przystanku, zobaczyłam, że mój autobus  właśnie odjeżdża. No cóż- pomyślałam – poczekam 15 minut na następny. Nie zawsze 95 zjawia się na wezwanie” I właśnie wtedy, jakby na przekór moim rozmyślaniom, kierowca autobusu otworzył okienko i zapytał przyjaźnie, czy chcę wsiąść. Chciałam. Zatrzymał więc autobus w połowie ulicy i otworzył mi drzwi. I jak tu nie wierzyć w magię?

IMG_5871

Po 10 minutach wysiadłam, bo dojechaliśmy do przystanku z napisem „cmentarz Montmartre”. Zaczęła się moja nowa przygoda. Cmentarz Montmartre powstał jeszcze w czasach rewolucji, w dawnych kamieniołomach gipsu. Pierwszymi „mieszkańcami” byli szwajcarscy gwardziści, zamordowani przez atakujący tłum gdy strzegli wejścia do królewskiego pałacu w ogrodach Tuileries. Pałac też zrównano wtedy z ziemią. Podobno liczba zabitych gwardzistów dochodziła sześciuset.

Byłam na cmentarzu pierwsza. Podeszłam do mapy i wypisałam w kajeciku wszystkie „osoby”, które planowałam odwiedzić, z zaznaczeniem numerów alejek.

Mimo tego, przy takiej ilości grobów nie było łatwe znalezienie tego, czego szukałam. Nie zniechęcałam się, spacerowałam, oglądałam, wchodziłam między groby; dzięki temu zobaczyłam dużo pięknych rzeźb, oryginalnych posągów, znanych i nieznanych mi ludzi. Niektóre groby były pięknie odnowione, zadbane, inne, pokryte mchem; chyba nikt ich nie odwiedzał od wieków (dosłownie).

IMG_5862

Widziałam różowe, od opadłych płatków kwiatów,groby, które z daleka lśniły jak pudełka pełne landrynek, groby wśród kasztanowców i groby ukryte wśród pachnących bzów. Na cmentarzu myśli się lepiej, niż gdzie indziej, o sensie życia, o miłości, o przemijaniu, o ludziach, którzy kiedyś chodzili po tej ziemi. Znalazłam dużo polskich nazwisk, zwłaszcza z XIX wieku, wojskowi, pisarze, lekarze, i inni zwykli ludzie, których rozbiory wygoniły z kraju nad Wisłą. Przywędrowali tu po naszych narodowych powstaniach, które w równym stopniu były pokazem wielkiego polskiego patriotyzmu, jak i głupoty. Chodziłam ze łzami w oczach zwłaszcza po przeczytaniu inskrypcji „Jeszcze Polska nie zginęła…” na grobowcu Joachima Lelewela. Sama też jestem takim wygnańcem na obczyźnie, ale sama się na tę banicję skazałam. Czy żałuje? Czasami tak, kiedy tak jak dzisiaj spotykam na swej drodze takie polskie obrazki. Ogarnia mnie sentyment. Tych polskich akcentów na cmantarzu Montmartre jest więcej.

IMG_5839

Alejka numer 1 to Avenue Polonaise, a przy alejce numer 7 leży mój ulubiony poeta Juliusz Słowacki. Stanęłam przed jego grobem, odnowionym dzięki staraniom Polonii Paryskiej (bo przecież Słowacki umarł w biedzie i zapomnieniu) i wyrecytowałam z pamięci: Smutno mi Boże, dla mnie na zachodzie rozlałeś tęczę blasków promienistą, przede mną gasisz w lazurowej wodzie gwiazdę ognistą, choć mi tak niebo ty złocisz i morze…Smutno mi…Boże

IMG_5903 (2)

I znowu łzy w oczach i wspomnienia i sentyment. Ciekawe jakby się podobała dzisiejsza Polska, tamtym, dziewiętnastowiecznym patriotom.

IMG_5855

St Germain des Pres

IMG_5826-2

St-Germain- des-Pres to najstarszy kościół w Paryżu, zbudowany przez syna króla Chlodwiga, niegdyś opactwo benedyktynów. W średniowieczu opactwo bardzo urosło w siłę i kulturalnie i religijnie stało się praktycznie osobnym miastem w mieście. Niestety zostało zniszczone przez najazdy Normanów, a rewolucja dokonała reszty, jedynie sam kościół przetrwał zawieruchę. Po wielu przeróbkach świątynia łączy w sobie elementy romańsko – gotyckie, i ciągle można zobaczyć pozostałości z 6 wieku, są to godne podziwu kolumny triforium czyli galerii położonej wysoko nad nawą. Wewnątrz jest ciemno i trochę przytłaczająco, ale wielkość ścian i kolumn imponuje.

IMG_5783-2
W mroku kościoła wyraźnie rzuca się w oczy biały grobowiec polskiego króla Jana Kazimierza (kolejny polski element w Paryżu). Jan Kazimierz to chyba jedyny polski król, który abdykował i został przełożonym tego właśnie paryskiego opactwa. Wieża kościoła jest romańska, ale boki kościoła podtrzymują znakomite wczesnogotycki łęki oporowe. Mogłabym chyba w nieskończoność zanudzać opowieściami o walorach architektonicznych kościołów, ale podejrzewam, że takich fanatyków jak ja jest niewielu, więc koniec z opisywaniem kościoła.

IMG_5779-2

Po zwiedzeniu ciemnego wnętrza usiadłam sobie grzecznie na małym skwerku w cieniu kościoła i obserwowałam wszystko i wszystkich (jedno z moich ulubionych pomysłów na spędzanie wolnego czasu), nagle dotarł do mnie niezwykle głośny dźwięk rozmowy. Po polsku. Niedaleko usiadły dwie dziewczyny wyglądające na studentki, z książkami pod pachą, ale brzmiały okropnie, głośno i prostacko, używając co chwilę słów, które muszę raczej ocenzurować i nie powtarzać. Werbalnie zanieczyściły ciszę całemu otoczeniu. Zgrzytnęło mi w uszach i poczułam się bardzo nieswojo. Okropnie nie lubię krytykować Polaków i zawsze pragnę mieć powody aby ich chwalić. Ale chyba nie można mieć wszystkiego. Wstałam, zabrałam swoje zabawki, aby przenieść się na inne podwórko.

IMG_5800-2

W literackiej kompaniji

 

Jest takie francuskie słowo, wymyślone podobno przez Boudlaira – flaneur- które, gdybym była facetem, oznaczało by właśnie mnie. Flaneur to dosłownie włóczący się po ulicach, obserwujący i kontemplujący otoczenie. Tak, jak ja! Chodzę sobie szczęśliwa, podbudowana otaczającym mnie pięknem i marzę o maszynie do przenoszenia w czasie; żeby tak móc odwiedzić Mickiewicza i słuchać jak recytuje swoje słynne Litwo, ojczyzno moja… , żeby z Hemingwayem wypić lampkę, a może nawet butelkę czerwonego wina, żeby w towarzystwie impresjonistów wznieść toast przecedzonym przez cukier, absyntem. Woody Allen też chyba ma takie marzenia, dlatego stworzył swój „Midnight in Paris” film.

IMG_5756

Numer 12

Och rozmarzyłam się i włócząc się wzdłuż Bulwaru St Germain trafiłam na ulice Odeon. Tu, pod numerem 12 znajdowało się niegdyś wydawnictwo Shakespeare Co. Właścicielka Sylvia Beach gromadziła wokół siebie literacką śmietankę ówczesnego Paryża. Bywał tu Hemingway, Ezra Pound, F. Scott Fitzgerald, Gertrude Stain, czyli wszyscy z tak zwanego Straconego Pokolenia. Tam właśnie wydano po raz pierwszy Ulissesa.

Niestety wydawnictwo zostało zamknięte przez hitlerowców podczas wojny. Teraz pod numerem 12 znajduje się butik z ciuchami. Ładne te ciuchy, ale ciuchy to nie książki, więc poczułam się bardzo rozczarowana. Na szczęście pod numerem 10 jest bardzo interesujący antykwariat. Przypuszczam, że trafiają tam tacy, jak ja, flanerzy, poszukiwacze wielkich artystów, pisarzy, poszukiwacze straconego czasu, czy straconego pokolenia.

 

IMG_5776

Ruszyłam dalej i znowu trafiłam na dwa polskie tropy; gdzieś w środku bulwaru istnieje i dobrze się miewa polska księgarnia, a trochę wcześniej, chyba pod numerem 19 jest mała galeryjka, która właśnie wystawia prace polskiego artysty Mariusza Zabinskiego. Oczywiście, szybko go wygooglowałam, urodził się w 1956 roku w Warszawie, mieszka w Belgii, ale wystawia na całym świecie. Nazywają go tu ostatnim mistrzem kubizmu. Po cichu muszę się przyznać, że jego prace spodobały mi się bardziej niż prace Picasso.

Ze względu na kolory, swoją niebieskością trafił dokładnie na mój talerzyk.

IMG_5742

W końcu moja dzisiejsza wędrówka zakończyła się sukcesem; znalazłam, co chciałam; pod numerem 170 Deux Magots i pod numerem 172 Cafe de Flore. Przeszłam wzdłuż obu z nich i porobiłam parę niestety nie- najlepszych zdjęć. Obie były ulubionym miejscem pisarzy, podobno w Cafe de Flore Hemingway jednym ciągiem napisał ‚Słonce też wschodzi” Zastanawiałam się „wejść, nie wejść do którejś z nich”, ale w końcu stwierdziłam, że „lampka wina nie zaszkodzi”. Padło na Magotów tylko dlatego, że maja tam pojedyncze stoliki wychodzące na ulice, gdzie można siedzieć i obserwować przechodniów. Wino było pyszne. Dostałam też słone precelki. Siedziałam sobie i bazgrałam w kajeciku i myślałam o dawnych klientach tego lokalu. Filozof – egzystencjalista Sartre podobno uwielbiał tu przychodzić i prowadzić długie dyskusje z Simone Beavoir o ludzkiej indywidualności i świadomości własnego bytu.

IMG_5805

Tych dwoje ludzi to  bardzo dziwna para; nigdy nie wzięli ślubu, podobno na początku Sartre zaproponował Simone dwuletni kontrakt (haha dla czytelniczek „Pięćdziesięciu twarzy Greya” brzmi znajomo, prawda?)ale przedłużyło się to prawie na całe życie. Czytali wzajemnie swoje prace i zaspokajali swoje seksualne potrzeby, powiedziałabym nawet, aż na wyrost; podobno Simone uwodziła młode studentki, które uczyła, te stawały się jej kochankami, a potem podrzucała je Sartrowi. Napisała na ten temat książkę: „Zaproszona” Ciekawa jestem jakby zareagowano na coś takiego w dzisiejszym świecie?! Simone była jedną z pierwszych kobiet, które zdały trudny egzamin z filozofii na Sorbonie, jej książka „Druga płeć” została zaakceptowana jako poważny materiał filozoficzno – naukowy. Gdy zmarła w 1986 roku, na jej pogrzeb przyszły tłumy kobiet, dla których była wzorcem, ideałem feministki. Dzięki jej działalności, aborcja we Francji została uznana za legalną.
Zabawne, czytając o Simone Beauvoir znalazłam kolejny polski element; pisarka przez jakiś czas, związana była  z amerykańskim pisarzem Nelsonem Algrenem, który napisał książkę” Człowiek o złotej ręce”, uznaną przez środowiska emigracyjne za wyjątkowo antypolską. Nie wiem czy chcę ją przeczytać, czasami wystarczy mi wrażeń obserwując naszych rodaków w Anglii.

IMG_5806

IMG_5821
Siedziałam sobie u Magotów, gdy nagle, bez zapowiedzenia zaczęło grzmieć i kolorowe błyskawice pojawiły się nad kościołem St Germaine- des-Pres, jakby obraz Zabinskiego nagle się ożywił. To był naprawdę niezapomniany widok.

IMG_5814

Aż mi garb urośnie

IMG_5704

I jakimś cudem trafiłam pod Notre Dame. Piękna jest jak zawsze. Podobno swój majestat zawdzięcza Victorowi Hugo. Przez wieki zapadała się powoli i zamieniała w ruinę, aż do momentu, gdy słynny pisarz wydał swoją książkę o garbatym zakochanym w Cygance Esmeraldzie. Ludzie na całym świecie pokochali tę historię i zaczęli przyjeżdżać do Paryża aby oglądnąć świątynię. Władzom Paryża było wstyd, że katedra tak źle wyglądała i szybko znalazły się fundusze na jej restauracje. Teraz dostojnie króluje nad Sekwaną. Dzisiaj odpuściłam sobie jej zwiedzanie w środku, długość kolejki mnie po prostu przeraziła.

IMG_5732

Poszłam poszukać Mickiewicza. Muzeum i polska biblioteka były niedaleko, na Quai d’Orlean, nad samą Sekwaną, z pysznym widokiem na Notre Dame i most zakochanych. Niestety w poniedziałek muzeum jest nieczynne. Poszłam więc na lody. Wyglądały rewelacyjnie, ale kupienie dwóch gałek zajęło mi prawie 15 minut bo kelner musiał wypalić papierosa. Po skończeniu, wyrzucił niedopałek na ulicę, nie umył rąk (bo po co) i niezadowolony, że mu przeszkodzono zaczął serwować lody. Na swoje nieszczęście, para Amerykanów stojąca przede mną w kolejce nie mówiła ani słowa po francusku i kelner właśnie na nich wywarł swoją złość. Mnie się upiekło bo wiedziałam, że chcę: café et de caramel crème glacées.

IMG_5735

Z lodami w ręku, idąc przed siebie, jakimś cudem znowu trafiłam na Boulvard St Germain i mam ambitny plan przejscia całej tej ulicy (jestem przy domu z numerem 5), aż do numerów 170 i 172 aby odwiedzić ulubione miejsca Sartra i Hemingwaya i odszukać kościół St-Germain-des-Pres, który podobno jest najstarszym kościołem w Paryżu.

IMG_5740 (2)

Le Village Ronsard

„Musze się zdecydować w która stronę iść” – myślałam- „podążać szlakami Hemingwaya czy szukać śladów polskich w Paryżu”. A przecież już ich trochę znalazłam: obraz w St Severin, pomnik Szopena w ogrodzie Luksemburskim, piękne zdjęcie Mazur, i księgarnię polską na Bulwarze St Germain. A wiem, że w Paryżu jest muzeum Mickiewicza i to gdzieś na wyspie, niedaleko Notre Dame. Póki co, mój żołądek dawał się już porządnie we znaki. Rozglądnęłam się dookoła, jak wszędzie w Paryżu Bulwar St Germain obfituje w restauracje i w jednej z nich Le Village Ronsard wydawało mi się,że jest więcej ludzi niż w innych. Zazwyczaj to jest dobry znak. Ceny tez nie były tragiczne. Weszłam do środka i usiadłam przy stoliku przy oknie. We Francji nie trzeba czekać na kelnera, aż cie posadzi, można usiąść gdzie się ma ochotę. Kelner przyniósł mi menu, ale ja zamówiłam specjał dnia napisany kredą na tablicy. Nie miałam pojęcia co zamawiam. Saucisse Aveyronnaise okazało się bardzo dobrą kiełbasą z ziemniaczanym pure. Nie był to szczyt marzeń, ale zaspokoiłam głód, a lampka pysznego Bordeaux wprawiła mnie z powrotem w doskonały nastrój.
Tak sobie myślałam, ze rozumiem Hemingwaya, bo cudownie się siedzi, myśli i pisze przy dobrym winie, czy kawie, czy posiłku. Nic dziwnego ze stworzył wielkie dzieła mając takie stymulatory. Obok mnie przy stoliku siedzi jeszcze jedna sama kobieta (poza mną oczywiście), myślę, ze to tez turystka bo nie mówi po francusku. Ma około 60 lat, siwe, ale ciągle bardzo puszyste kręcone włosy, takie jakie zawsze chciałam mieć. Nosi sportowe buty do fioletowego sweterka, a w Paryżu trudno jest zobaczyć sportowe buty u Francuzek. Zamówiła sałatkę i lampkę białego wina. Ciekawe co ją tu przywiodło samą? Czeka na kogoś? Zwiedza? Mieszka? Pracuje? Oczywiście wyobraźnia w mojej głowie stworzyła już całe gotowe scenariusze życia tej pani, a pewnie rzeczywistość jest zupełnie inna.
Zamówić jeszcze jedno wino? Chyba nie. Nie znoszę toalet we Francji, a po drugiej lampce pewnie by się bez tego nie obyło. Zastanawiałam się gdzie mam pójść. Dzień jest słoneczny, więc chyba nie ma sensu chować się w muzeum, ani siedzieć tu dłużej analizując życie pani siedzącej obok przy stoliku, która właśnie zamówiła tarte jabłkową na deser. Fajnie jej, ale ona zjadła sałatkę a nie wielką kiełbasę, więc może sobie pozwolić na deser. Ja już nic więcej nie przełknę. Dla mnie un cafe s’il vous plait.
Odważyłam się i odwiedziłam toaletę. Czyściutka, pachnąca, wcale nie przypomina kabin z dziurami. Wróciłam, a tu na stole wiaderko z rachunkiem. Nastała chwila prawdy; 20.70 euro za kiełbasę to nie mało, ale biorąc pod uwagę pyszne wino i kawę to mogę im wybaczyć.
Zapłaciłam i zostawiłam napiwek. Zawsze zostawiam. Moja pierwsza praca w Londynie była w restauracji Pollo Bar gdzie płacono nam £5 tygodniowo. Resztę miałyśmy z napiwków. Nie wiem jak jest we Francji, ale kto wie?
Gdy wychodziłam, samotna pani ze stolika obok skrupulatnie studiowała mapę Paryża. „A nie mówiłam?! Turystka!”

Mazury w Paryżu

Ogród Luksemburski otoczony jest wysokim, żelaznym ogrodzeniem, które od czasu do czasu służy jako galeria fotografii. Obecna kolekcja upamiętnia Pierwszą Wojnę Światową (z okazji setnej rocznicy jej rozpoczęcia) i nazwana jest ‚Pola Bitewne Europy w czasach pokoju’. Są to znakomite zdjęcia (jest ich 79) autorstwa irlandzkiego fotografa Mikea Sheila, przedstawiające tereny, na których kiedyś miały miejsce działania wojenne. Oczywiście wśród nich nie mogło zabraknąć Polski.

IMG_5649

Zaraz przy bramie można zobaczyć cudowne Mazury we kolorach złocistej mgły. Piękne zdjęcie. Podobno cała kolekcja w sierpniu ma przybyć do St James Parku w Londynie, więc może się wybiorę aby zobaczyć ją ponownie. Ogród Luksemburski zapamiętałam inaczej. Poprzednio byłam tu wieczorową porą w lutym i Ogród wydawał się jakiś smutny, bez kwiatów, czy liści na drzewach. A teraz właśnie weszłam przez bramę jakby do zupełnie innego świata, gdzie wszystko toczy się kocim leniwym ruchem. Jest dużo kolorowych wiosennych kwiatów, drzewa: kasztanowce, lipy, topole ukoronowane są jasnozielonymi młodymi jeszcze liśćmi. Ludzie spacerują, rozmawiają, śmieją się, a niektórzy rozsiedli się wygodnie na krzesłach pod drzewami czy pomnikami w uroczych kasztanowych alejkach.

Podobno ogród ten założyła żona Henryka IV Maria Medyjska bo tęskniła za swoim pałacem i ogrodami we Florencji (pałac Pitti i ogrody Boboli). Faktycznie podobieństwo jest duże, ale te ogrody we Florencji wydaja się jakby bardziej niedostępne, kiedy tu w Luksemburskim ogrodzie każdy czuje się jak u siebie mimo, że w samym Pałacu Luksemburskim zadomowił się francuski Senat.

IMG_5667William Faulkner, Henry James, Victor Hugo pięknie pisali ogrodach luksemburskich; to tutaj Cozette po raz pierwszy spotyka swojego ukochanego. W książce, którą czytam, ‚Czekolada 2’ – mała dziewczynka lubi przychodzić do ogrodu by popatrzeć na łódki.

IMG_5668

Niestety łódek nie znalazłam, za to napatrzyłam się na królującą nad ogrodem wieżę Montparnasse.

IMG_5669

Do chyba 2010 roku był to najwyższy budek w Paryżu (210m), zbudowany na początku lat 70tych i przez lata uznawany za najbrzydszy. Mnie tez się nie podoba. Dzielnica Montparnasse zawsze kojarzyło mi się z Hemingwayem i spółką i przez tę nieszczęsną wieżę bardzo straciło w moich oczach, ale teraz się ku niemu ociepliłam; w końcu to także jest część mojego ukochanego Paryża. Ogród Luksemburski opuściłam wejściem na wprost Panteonu. Paryż jest tak znakomicie pomyślany, że każdy budynek, ogród, rzeźba zawsze są na wprost czegoś innego, aby można było podziwiać tę rzecz w całej znakomitości, – idealna symetria przestrzenna. Do Panteonu nie poszłam, bo odkryłam obok niego kolejne średniowieczne cudo kościół St Etienne du Mont. Obeszłam go dookoła i był zamknięty, a szkoda, bo w środku podobno pochowani są filozofowie Racine i Pascal, mogłabym oddać im typowo filozoficzny hold.

IMG_5683