W kwietniu tego roku, choć na chwilę udało mi się zostać flaneur, francuskim wędrowcem, który włóczy się samotnie po ulicach Paryża (pisałam o tym tutaj W literackiej kompaniji) Było to dla mnie prawdziwe odkrywanie, nie tylko uroków francuskiej stolicy, ale także odkrywanie własnej siebie. Pokochałam Paryż i znalazłam tam swoje miejsce na ziemi, choć chyba nigdy w życiu nie chciałabym tam mieszkać. Miłością bezgraniczną zapałałam do Montmartre, które w moim mniemaniu, jest rodzajem intrygującej wyspy w centrum wielkiego kolosa. Wiem, że grzmią burze krytyki nad tym miejscem, że się skomercjalizowało i że stało się modną dzielnicą nowobogackich, ale czy trudno im się dziwić. Wierzę, że ciągle jeszcze drzemie w Montmartre ta artystyczna dusza, ta atmosfera, która przyciągała tutaj van Gogha, Renoira, Daliego, Picassa, a potem artystów typu Dalida. I ciągle im podobne artystyczne dusze, lgną do tego miejsca tysiącami. Można tam pooddychać tym samym powietrzem, którym oni oddychali, choć pewnie bardziej zanieczyszczonym. Ale Montmartre to nie tylko sztuka, ale także, a może przede wszystkim, seks. Wszyscy słyszeliśmy o placu Pigalle i słynnym na cały świat Moulin Rouge, a to tylko malutki element całej „gorącej” układanki. Aromat erotyzmu unosi się tutaj delikatnie w powietrzu odurzając wszystkich przybywających jak delikatny narkotyk. Dlatego chodziłam po tych niesamowitych ulicach lekko błędna, onieśmielona, oczarowana i rozmyślałam o wiatrakach, prostytutkach, kankanie i oczywiście o artystach.
WIATRAKI
Montmartre słynie z wiatraków, kiedyś podobno było im ich tam 40, a pozostały jedynie dwa. Służyły oczywiście do mielenia zboża na mąkę dla okolicznych farmerów, ale Paryż nie byłby Paryżem, gdyby do tej zaszczytnej funkcji nie dodał innych. Nie przesadzę, jeśli powiem, że w XVI, XVII wieku wiatraki-młyny pełniły także funkcje domów rozkoszy. Młynarze sprowadzali tutaj panienki dla farmerów, aby umilić im czekanie. Do teraz istnieje we Francji takie powiedzenie ” comme dans un moulin”, co znaczy, w wolnym tłumaczeniu: czuj się swobodnie jak we młynie. We młynie? Swobodnie? Nic się nie dzieje bez przyczyny. Później nie trzeba było nawet mielić mąki by przyjść do młyna na dziewczynkę. Na przełomie XVIII i XIX wieku pojawili się w Montmartre pierwsi bogaci mieszczanie, którzy zaczęli budować tzw. folies czyli eleganckie, wiejskie, otoczone drzewami domy by trzymać w nich swoje konkubiny. Podobno orgie były tu na porządku dziennym. W ramach rozrastania się Paryża folies przestawały być tak dyskretne i zamieniały się w eleganckie domy publiczne.
DZIEWCZYNKI
XIX wiek zmienił społeczne oblicze Francji, rewolucja wycięła starą arystokrację, a rozrastający się przemysł dał nowe możliwości ludziom z niższych klas społecznych. Odbiło się to oczywiście na erotyzmie Montmartre, gdzie małe burdeliki zaczęły rosnąć jak grzyby po deszczu. Na ulicach pojawiły się kobiety w pantalonach, bez spódnic; były to często dziewczyny z robotniczych rodzin, które nie miały szans by się same utrzymać ze zwykłej pensji pracowniczej i większość z nich szukała albo gentil monsieur czyli miłego dżentelmena, albo dorabiała jako prostytutki. Ale nie było w tym wstydu; prostytucja na pół etatu była normą, panienkami zachwycali się i celebrowali je artyści i pisarze. Picasso, Renoir, Degas, Toulouse- Lautrec, van Gogh prosili o pozowanie do swoich obrazów. Słynne dzieło Picasso Les Demoisselles d’Avignon przedstawia właśnie grupę prostytutek z Montmartre.
Byłam w miejscu, w którym Picasso namalował ten obraz. Dom nazywa się Bateau Lavoir (jest na Place Emile Goudeau pod numerem 13), i teraz jest tam hotel, w rogu, którego ustawiono witrynę informującą o tym, że oprócz Picasso mieszkali tutaj w latach 1890 -1920 inni artyści jak Juan Gris, Van Dongen, Marie Laurencin, Modigliani. Była to artystyczna mekka ówczesnego Paryża. Oczyma wyobrażni widziałam rząd rozanielonych, skąpo ubranych panienek, które dzień w dzień schodzą się do Bateau – Lavoir i pozują młodemu mężczyźnie, nie wiedząc jeszcze, jaka czeka go sława, a je nieśmiertelność na płótnie.
O prostytutkach poeci i śpiewacy układali pieśni, a potem śpiewano je przy fortepianie na zjazdach rodzinnych i nie widziano w tym nic zdrożnego. Fach, jak każdy inny.
U szczytu ulicy Lepic króluje majestatycznie jeden z ocalałych wiatraków Montmartre Moulin de la Galette, w którym obecnie znajduje się kabaret i nienajtańsza restauracja. Stałam przed nim i wpatrywałam się zauroczona.
Historia tej budowli była raczej burzliwa. Zaczął podobnie jak inne wiatraki od mielenia mąki i dostarczania uciech farmerom. W XIX wieku zaczęto tutaj wypiekać i sprzedawać słynny słodki chleb Galette i stąd nazwa młyna. Potem dodano do tego szklankę mleka. Podczas wojen napoleońskich, w trakcie ataku Kozaków na Paryż, właściciel młyna został zamordowany i przybity do skrzydeł wiatraka. Jego synowi zbrzydło, więc mielenie zboża i do sprzedaży chleba zamiast mleka dołożył wino i zamienił młyn w tzw. Guinguette. Był to rodzaj lokalu na świeżym powietrzu, gdzie często serwowano jedzenie i organizowano potańcówki, oczywiście z panienkami. Jeden z najsłynniejszych obrazów Renoira przedstawia właśnie Guinguette pod tym Młynem. Tańczący goście skąpani są w naturalnym i sztucznym świetle, cała scena aż się mieni od kolorów i aż czuć dynamikę tańca. Podobno Renoir, jak i inni impresjoniści był częstym gościem takich imprez i na tym właśnie obrazie utrwalił wielu swoich przyjaciół. W 1870 r. Francja była ponownie w stanie wojny, tym razem z Prusami. Paryż był oblegany przez długie miesiące i ponownie, o ironio losu, Prusacy ukrzyżowali na skrzydłach wiatraka kolejnego właściciela lokalu. Działalności młyńska zakończyła się na dobre, a zamiast mąki pojawił się tu kabaret i słynny na cały świat Kankan.
LAPIN AGILE
Jeśli będziecie kiedyś na Montmartre to polecam odwiedzić niewielkie muzeum Montmarte, znajdujące się na ulicy Rue Cortot pod numerem 12. Kiedyś był to dom należący do Maurice Utrillo, ale mieszkali tutaj i malowali Renoir, Emily Bernard, Suzanne Valadon, która była modelką, a później sama zaczęła malować.
Muzeum opowiada idealnie historię miejsca, opowiada o kankanie, o kabaretach, o życiu w kafejkach, o artystach malarzach, o pisarzach o bohemie, o plakatach i o rewolucji. Aż dziwne ile rzeczy się tam nazbierało, bo przecież budynek jest malutki.
Z jego okna widać ostatnią winnice na Montmartre, a za nią słynny kabaret Lapin Agile, który przypomina mały kolorowy cottage.
Jego nazwa pochodzi od obrazu Andre Gill, na którym Królik (Lapin) ucieka z garnka. Podobno kiedyś była tam Gospoda. Z tym miejscem związana jest mała anegdotka: pewien pisarz, Roland Dorgeles , który był wielkim dowcipnisiem postanowił sobie zakpić z artystów i pożyczył od właściciela gospody osła. Do jego ogona, ów pisarz, przywiązał pędzle zamoczone w farbie, a osioł machając ogonem namalował obraz. Pisarz nazwał go ”Zachód słońca nad Adriatykiem” i pokazał na wystawie. O zgrozo, obraz wzbudził bardzo duże zainteresowanie.
W 1903 r. gospodę kupił pewien człowiek, którego wszyscy znają, aczkolwiek nikt nie wie jak on się nazywał. Jego postać znana jest, bowiem, ze słynnych secesyjnych plakatów Toulouse-Lautreca, których kopie bez problemu można kupić na każdym rogu Paryża.
KANKAN
Podejrzewam, że o tym tańcu słyszeli wszyscy. Początkowo nazywany był „Chahut” czyli taniec-rakieta. Pojawił się w czasach upadku barier między klasami społecznymi, gdy rozwój przemysłu dawał ludziom nadzieję na pracę i lepsze życie. Klasa średnia mieszała się wówczas z paryską bohemą, przenikały się także dziedziny sztuki, a artyści prześcigali się w kreatywności i szukali nowych form by oddać swoistą euforię, jaka ich ogarniała. Kankana wykonywały tancerki nazywane chahuteuses, czyli niesforne dziewczyny. Starały się go wykonywać w maksymalnie prowokacyjny sposób, wyrzucając nogi do góry i podnosząc spódnicę tak, że można było zobaczyć bieliznę (bądź jej brak). Ich popisy wywoływały zawsze wielką wrzawę wśród widowni, która ciągle wracała, aby zobaczyć ponownie te taneczno-erotyczne prezentacje. Wielbicielem kankana był malarz Henri de Toulouse-Lautrec, częsty klient kabaretów, a zwłaszcza Moulin Rouge. Namalował on serię obrazów przedstawiających gwiazdy teatru, takie jak La Goulue, Valentin le Désossé, Ouadrille Naturaliste, La Môme Fromage, Grille d’Egout. W około 300 litografiach, które pochodzą z lat 1892-1899, widoczna jest jego skłonność do dekoracyjności. Dzięki niemu wiemy, jak wyglądało życie cyganerii na Montmartre na przełomie wieków.
LA GOULUE
Na zakończenie można jeszcze wspomnieć o królowej Montmartre. Louise Weber, bo o niej mowa, urodziła się, jako córka biednej szwaczki; gdy mama nie patrzyła podbierała ubrania bogatych klientów i stroiła się jak tylko mogła, czasami za plecami matki udawało jej się uciec w tych ciuchach na bal, na potańcówkę czy do kabaretu. Szybko stała się popularna w tych kręgach a gdy poznała Renoira, ten wprowadził ją do grupy modelek pozujących słynnym artystom i fotografom. Zaczęła zarabiać, a do tego jeszcze uwielbiała taniec i była w tym świetna.
Bezpruderyjna, wygimnastykowana, ubrana w kolorowe peticoty i pantalony wirowała rytmicznie gdzie tylko się dało. Taki talent nie mógł pozostać niezauważony. Bez większego trudu została gwiazdą kabaretu w Moulin Rouge. Jej przezwisko La Goulue znaczy dosłownie klej, bo uwielbiała „przyklejać się” do kieliszków oglądających ją mężczyzn. Stała się słynna, bogata i rozchwytywana, ale jak to się dzieje w takich historiach skończyła na ulicy zapita, brudna i bez pieniędzy. Gdy zmarła pochowano ją na jakimś komunalnym cmentarzu. Na szczęście później wielbiciele kankana przypomnieli sobie o nieszczęśliwej gwieździe i przeniesiono jej zwłoki na cmentarz Montmartre. Została legendą. To prawdopodobnie na jej historii luźno bazuje film Renoira, syna słynnego artysty pt. Francuski Kankan. Francuski Kankan – cały film Film znakomicie odtwarza atmosferę czasów kabaretów. Polecam serdecznie
Oh rozmarzyłam się włócząc się po tym przesyconym namiętnością Montmartre. Po powrocie do domu przypomniało mi się, że idea kabaretu pojawiła się także w polskim filmie, zwłaszcza dwa filmy przychodzą do głowy : Hallo Szpicbródka
„Lata dwudzieste, lata trzydzieste” „Lata dwudzieste, lata trzydzieste”
Zapraszam