Przejeżdżałam dzisiaj przez malowniczą, spokojną wioskę, o której już kiedyś pisałam, bo są tu pozostałości po dawnym zamku.

Patrząc na wiejską piekarnię, uroczy bar na rogu, strzeliste dachy dawnej suszarni chmielu chciałoby się powiedzieć, że jest tu sielsko, anielsko i do niedawna większość mieszkańców by to potwierdziła. Niestety parę dni temu wioską wstrząsnęła straszna tragedia. Sąsiad zabił sąsiada, a w zasadzie dwie swoje sąsiadki, matkę i córkę, a ojca poważnie zranił nożem i znajduje się on w szpitalu w ciężkim stanie. Wczoraj wszystkie gazety pokazały twarz mordercy. Ma tylko 28 lat i dość sympatyczną aparycję.

Jack Ralp, morderca.

Co skłoniło takiego człowieka do popełnienia zbrodni. Chciał być jak Raskolnikow i poczuć na własnych rękach krew? Czy może zemsta? Czy rabunek. Na razie policja nie zna, albo nie ujawnia motywu. Chłopak znał swoje ofiary, choć mieszkał na ulicy Carpenter Lane zaledwie od paru lat. Sąsiedzi powiedzieli prasie, że każdy zajmował się swoim biznesem, jak to się mówi. Nikt nikogo nie znał aż tak dobrze, spotykając się na ulicy mieszkańcy wymieniali się powitaniami i krótką rozmową o pogodzie, jak to w Anglii. Jedna z sąsiadek powiedziała, że tego dnia z domu dochodziły przeraźliwe krzyki. Tu jest artykuł na ten temat, choć ciągle mało informacji: Telegraph Murder in Hadlow

Jadąc przez tę wioskę tak sobie myślałam, że tak naprawdę nie wiemy kto mieszka obok za ścianą… Jakie tragedie mogą mieć miejsce po sąsiedzku… Aż mnie ciarki przeszły. Gdzie te czasy kiedy wszyscy się znali?