L jak los

Kolejna porcja wspomnień z alfabetu:

Powrót do Anglii to powrót do nudnej rzeczywistości, a w moim przypadku powrót do bycia służącą. Jak inaczej mogłam nazwać swoją pracę? Z dnia na dzień coraz mniej mi to odpowiadało. Teresa, którą na początku podziwiałam, całkowicie mi odbrązowiała, okazało się, że nastroje ma bardzo zmienne, a zamiast na pracy, więcej czasu spędza zamknięta w sypialni z polskim budowniczym. To nie była moja sprawa, ale trochę mi przeszkadzało, że traktują mnie jak głupią, np trzaskając wejściowymi drzwiami, że niby właśnie jedno z nich weszło do domu, gdy idealnie słychać było tiptopki na schodach. Nie pytałam, nie komentowałam, nie uśmiechałam się ukradkiem. Robiłam swoje, ale cała ta sytuacja, z praniem cudzej bielizny i sprzątaniem toalet była dla mnie mocno poniżająca. I czułam się okropnie samotna. W domu miałam Anię i Macieja, jednak zaczynałam popadać w jakąś stagnację i otumanienie. Bez przerwy zastanawiałam się co by było gdyby… Kwietniowa, angielska pogoda nie pomagała, padało codziennie. Pewnie psycholodzy potrafiliby wyjaśnić ten stan, ja nie wiem jak to nazwać. Po prostu było mi źle. Maciej próbował mnie pocieszać opowiadając o naszej nadchodzącej podróży pociągami po Europie. Mieliśmy wyruszyć z Hiszpanii i kierować się na północ. Bilety na podróż zakupiliśmy już w listopadzie. Żyłam tylko myślą o wyjeździe. Tyle zobaczymy! Tyle zwiedzimy! Kraje, miasta, o których zawsze marzyłam! Zobaczę Michała Anioła we Florencji! Po przeczytaniu Udręki i Ekstazy było to moje wielkie marzenie. Zobaczę Gaudiego, Hortę, moja miłość do secesji zostanie zaspokojona. Zobaczę Pireneje, Wiedeń, węgierskie winnice… Wszystko mieliśmy zaplanowane, ułożone. Niestety los chciał inaczej. Jak to często bywa.
W okolicach kwietnia 2000 roku spadła na nas okrutna wiadomość, tata Macieja zachorował na raka i lekarze dawali mu tylko dwa miesiące życia. Nie miał nawet pięćdziesięciu lat. Z opowieści Macieja wynikało, ze tata był człowiekiem szczególnym, bardzo inteligentnym i życiowo zaradnym, w życiu przewidział wiele, chyba tylko nie przewidział własnej choroby. Na ból w dolnej części pleców narzekał już od jakiegoś czasu, ale lekarze dotychczas leczyli go na tzw. korzonki. W końcu znalazł się ktoś mądry, kto zrobił badania. Niestety zbyt późno. Zamiast do Hiszpanii pojechaliśmy do Polski, ja musiałam na chwilę do Krakowa, by na dworcu oddać nasze wymarzone, pociągowe bilety. Cóż? Życie. Nawet się zbytnio nie buntowałam w sobie. Potem dojechałam do Bydgoszczy. Spędziliśmy w Polsce dwa tygodnie. Poznałam rodzinę Macieja, a zwłaszcza jego tatę, któremu zamontowano szpitalne łóżko w dużym pokoju. By choć na chwilę oderwać się od smutnej rzeczywistości Maciej woził mnie po północnej Polsce, której nigdy wcześniej nie dane mi było zwiedzić, między innymi pojechaliśmy do Biskupina, Torunia, Gdańska. Drugi raz w życiu zobaczyłam polskiej morze. W Gdańsku mieliśmy niespodziankę. Spotkaliśmy Kamilę, która mieszkała z nami w tym pierwszym polskim domu w Londynie. Dokładnie tę, która 10 października 1998 otworzyła mi drzwi do domu w Londynie. Umówiliśmy się na sopockim molo na spacer. Kamila postanowiła wrócić do Polski na dobre, bo miała dość. Teraz pracowała w sklepie z bursztynami. Miło było pogadać i powspominać.
Niestety 2 tygodnie minęło zbyt szybko. Musieliśmy wracać. Ojciec nie pozwolił Maciejowi zostać, chciał, by jechał w świat, ułożył sobie życie i zwiedzał świat, za niego. Chyba dostałam jego błogosławieństwo, miło nam się gadało, o wszystkim i o niczym, tak jak lubię najbardziej. Maciej miał rację, tata był bardzo inteligentny. Pożegnaliśmy się ze łzami. Maciej nigdy już nie zobaczył taty; w krótkim odstępie czasu stracił syna i ojca. Czemu los jest czasami aż tak okrutny…

A tu wpisy innych blogerek na literkę L

http://ourfavtreats.blogspot.co.uk/2015/10/my-texas-alphabet-l-for-longhorn.html

http://francuskiezycie.blogspot.fr/2015/11/l-laboratoire.html

 

http://direction-sweden.blogspot.se/2015/11/l-for-list-l-jak-lista.html

 

12 uwag do wpisu “L jak los

  1. Od zawsze powtarzałam, że świat to mały jest … Wszędzie można, wszystkich spotkać.
    Co do przykrych wydarzeń to trzeba sobie zawsze powtarzać, że co nas nie zabije to wzmocni. Brzmi śmiesznie, ale coś w tym powiedzeniu jest 🙂

    Polubienie

  2. Pingback: Alfabet emigracji. L jak ludzie.

  3. Pingback: L jak Londyn i Leyland – Alfabet mojej emigracji |

  4. Pingback: L jak Londyn i Leyland – Alfabet mojej emigracji | | JustaPozaGranicami

Księga gości

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.