Kontynuacja Alfabetu Emigracji. Litera Ę
RONALD MCDONALD HOUSE był naszym siódmym adresem w Londynie, kolejnym, w którym spędziliśmy tylko 2 tygodnie. Na szczęście po śmierci Davida pozwolono nam tam mieszkać, dopóki nie znajdziemy czegoś pewnego. Sytuacja nie wyglądała zachęcająco, pieniędzy było mało, nie mieliśmy mieszkania, ja nie miałam pracy, a co gorsze, nie miałam ochoty jej szukać… nie miałam ochoty żyć. Z pękniętym sercem nie widziałam, jaki w ogóle jest cel mojego pobytu na tym świecie. Maciej, choć sam cierpiał był cierpliwy i bardzo pomocny. Nie pozwalał mi myśleć, zmuszał mnie do wychodzenia z domu, do zwiedzania, do spacerowania. Nasze rodzeństwo ciągle było w Anglii i oni także próbowali rozpogadzać moje dni. Każdy starał się jak mógł, więc i ja się zaczęłam starać. Próbowałam sobie wmawiać, że mam teraz takiego małego aniołka, który opiekuje się swoją mamą, że przybył na ziemię, by przekazać mi nowinę. Jaką nowinę? Tego jeszcze nie potrafiłam określić. Miałam lepsze i gorsze dni, ale obecność bliskich, kochających ludzi zdecydowanie pomagała.
W końcu znaleźliśmy mieszkanie numer osiem. Znajdowało się w obskurnym bloku w okolicach Elephant and Castle i Cumberland Road, niedaleko East Street Market, na którym byłam częstym gościem. Nawet nie po to, by coś kupić. Włóczyłam się wśród straganów pełnych warzyw i owoców, mięsa, ryb, ciuchów, przyrządów domowych itp. Byle nie być sama. Razem z nami, wśród tego hałaśliwego blokowiska mieszkały moje siostry i bracia Macieja, a także znajomy Bułgar Martin, drobniutki człowieczek, chorobliwie nieśmiały, który próbował nauczyć nas pić kawę wymieszaną z kolą, dla lepszego pobudzenia. Największym marzeniem Martina było sprowadzenie do UK swojej dziewczyny, co ze względu na wizę nie było takie proste. Martin jednak poruszył niebo i ziemie. Elena przyjechała i szybko zaczęła sprzątać angielskie domy. Niedługo później wzięli ślub, na który zostaliśmy zaproszeni. Dzięki Martinowi dowiedzieliśmy się o tzw biznes wizie, czyli wizie dla pracowników z Europy Środkowo- Wschodniej, samozatrudniających się. Maciej pracował wówczas dla agencji, jako pomocnik przy budowie w Royal Opera House w Londynie na Covent Garden. Dzięki temu udało mi się zobaczyć parę generalnych prób wielkich spektakli, było to niesamowite przeżycie. W Operze Maciej poznał Maddi, bardzo sympatyczną Rumunkę, która pózniej przez krótki czas zamieszkała z nami. Ona nauczyła mnie jak się jada bakłażany,wcześniej opalając je na ogniu. Maddi była samozatrudnioną sprzątaczką i to ona też poleciła nam swojego księgowego, który pomógł nam otworzyć konto biznesowe i napisał biznes plan. Kosztowało nas to majątek, 900 funtów od osoby. Głupi, nie wiedzieliśmy, że takie rzeczy w Anglii są niesłychanie proste do załatwienia, a ludzie tacy, jak ten księgowy żerują na naiwności ludzkiej. I wzbogacają się. Niestety takich historii, o tym jak rodak potraktował rodaka, a zwłaszcza Polak Polaka mam w zanadrzu wiele. Opowiem tylko jedną; Edytę poznałam w autokarze, którym przyjechałam do Anglii. Siedziała obok mnie i cała drogę szczebiotała o tym, że jedzie do swojej najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa, że ma już zapewnioną pracę i mieszkanie. Cieszyła się strasznie na spotkanie z ukochana osobą, a ja słuchałam z zaciekawieniem i trochę z zazdrością, bo sama jechałam w nieznane, nikt na mnie nie czekał, teoretycznie miałam jedynie zapewniony dach nad głową. Miło mi się jednak gadało z nowopoznaną koleżanką. Wymieniłyśmy się numerami. Około miesiąca później Edyta zadzwoniła do domu, w którym mieszkałam. Płakała. Ukochana koleżanka zabrała jej wszystkie pieniądze, bo jej były potrzebne na depozyt do wynajęcia do domu. W zamian dała malutki pokoik bez okna, prawie w stylu Harrego Pottera. I to było to zapewnione mieszkanie. A praca? Edyta dostała kartkę z numerami telefonów do różnych agencji zatrudniających sprzątaczki. Problem był taki, że Edyta nie mówiła po angielsku i nie mogła tam zadzwonić, a przyjaciółka i jej koleżanki za każdy wykonany telefon żądały parę funtów. Za każdą duperelę chciały parę funtów. Jedyne, co słyszała od koleżanek to „Nie pękaj, każdemu było ciężko na początku.” Edyta spędzała dnie sama, płacząc w poduszkę, a w końcu zadzwoniła do mnie. Sprzątałam wówczas dla Bożeny. Opowiedziałam jej, więc o Edycie, a ona zaprosiła ją na spotkanie. I tak krok po kroku Edyta zaczęła stawać na nogi. Miała regularną pracę i po jakimś czasie udało jej się wyprowadzić z przeklętego domu. Pieniędzy oddanych na depozyt nigdy nie oddzyskała.
Ja to się temu dziwię. Jakoś w Polsce każdy każdemu umie pomóc. A za granicą jakby inne osoby. Przecież nikt nikomu pracy nie odbierze. Nie rozumiem takiego zachowania „bo nie możesz mieć lepiej niż ja”. Przykre to.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Zgadzam się, okropnie przykre. Nie wiem czemu tak jest. Na szczęście to się trochę zmieniło. Polacy, zwłaszcza ci, co postanowili tu zostać na stałe sa całkiem fajni i pomocni
PolubieniePolubienie
Bo ty jesteś Polka co mieszka dłużej albo osoba wyjątkowa, gdyż pomogłaś Edycie także mając swoje początki. Czy tak nie jest zdecydowanie lepiej niż wyrywanie sobie tych ofert pracy nawzajem. Druga sprawa to trzeba też wiedzieć komu pomagamy, bo z kolei może się okazać, że damy mu wszystko a potem nas wykiwa. Na szczęście Twoja koleżanka naprawdę chciała pomocy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Na prawdę w Polsce każdy każdemu umie pomóc? 😉 Chyba coś przegapiłam 😉
PolubieniePolubienie
Ja chyba też. Widać nieodpowiednich Polaków znałyśmy, w nieodpowiednich rejonach Polski bywamy. Albo po prostu pecha mamy 😉
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Też nie wiem jak to tłumaczyć. Tak samo nie wiem jak rozumieć polską gościnność, nieziemską urodę Polek i wiele, wiele innych…
Chyba w innym kraju żyję 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
E,pojechałabyś do mojej świekry, to byś zobaczyła tradycyjną polską gościnność. A co do urody Polek – to już mieszkająca na stałe w UK Dee powinna ocenić 🙂
PolubieniePolubienie
NADROBIŁAM 3 OSTATNIE LITERKI Z ALFABETU.. JESTEŚ NIESAMOWICIE SILNĄ OSOBĄ! DZIECI MUSZĄ CZUĆ SIĘ WSPANIALE, WIEDZĄC ŻE MAJĄ TAK SILNĄ PODPORĘ JAK TY 🙂 Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, po coś, trzeba tylko znaleźć ten ukryty sens niektórych „znaków”.
Co do „ę” to … Polacy za granicą są straszni! Już niedługo napiszę moją przygodę w UK, gdzie poznałam od razu swoich rodaków i ich „gościnność”, którą podobno mamy w genach
Ściskam mocno!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo dziekuję za tak miłe słowa, a na historię o polskiej gościnności czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie wiem dlaczego, ale fascynuje mnie Anglia, chociaż nigdy tam nie byłam i nawet nie znam angielskiego hehe Świetny blog 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję ślicznie, Anglia potrafi fascynować i ma dużo do zaoferowania. Choć potrafi wkurzyć 😉. Pozdrawiam serdecznie
PolubieniePolubienie
Pingback: F jak Falafel | Nie zawsze poprawne zapiski Dee
Pod wrażeniem! Jak zwykle! 🙂
PolubieniePolubienie
Pingback: H jak heca | Nie zawsze poprawne zapiski Dee