Książkę pożyczyła mi moja droga przyjaciółka Oliwia, która przeczytała ją aż dwa razy, a ja przyznam, że mam problem, nie mogę się zdecydować czy mi sie podoba, czy nie. Gdyby wziąć pod uwagę tylko fabułę książki, to tak naprawdę nic się w niej nie dzieje. Typowo polski pan D przyjeżdża do Anglii na wakacje, a my śledzimy go krok po kroku. Ale jeśli spodziewamy się jakiś niesamowitych wydarzeń to bardzo się rozczarujemy. Przygody pana D to podwójny kran w łazience, śniadanie angielskie, lewostronny ruch itp. Podejrzewam, że książka z założenia miała być dowcipna wymieniając po kolei wszystkie osobliwości angielskie, do których my Polacy nie jesteśmy przyzwyczajeni. I chyba taki jest jej cel. Jest to jakby lista rzeczy, które rażą lub zaskakują Polaków po wylądowaniu na wyspach brytyjskich. Lista ubrana w prostą fabułę i wierzę, że to może być śmieszne. Mnie jednak trochę przeszkadza straszne uogólnianie tematu, powierzchowność, ironia, ale może się czepiam. Muszę oddać autorce, że zauważa też wady pana D i pokazuje, że i on czasami może być pozytywnie zaskoczony. Ale trochę tego za mało.
Książka przypomniała mi moje początki w Anglii, kiedy miałam podobne frustracje jak pan D. Do tej pory są rzeczy, z którymi nie umiem się pogodzić i wkurzają, jak choćby te dwa osobne krany w wielu miejscach. Ale przez te wszystkie lata nauczyłam sie traktować Anglię jak swoją drugą ojczyznę, pokochałam ten pełen kontrastów i osobliwości kraj i chyba trochę takiej miłości mi w tej książce zabrakło, bo tak jak dzieci nie lubią słuchać jak się ciągle krytykuje ich rodziców, tak mnie też taka ciągła krytyka Anglii zniechęciła i zmęczyła. Myśle, że książka łatwiej dotrze do osób nowych w UK, albo i takich, którzy nigdy tam nie byli. Dla tych, którzy mieszkają dłużej może wydać sie zbyt jednostronna. Poleciłam książkę kilku moim koleżankom blogerkom i jestem bardzo ciekawa ich opinii, czy mają podobne do mnie odczucia, czy może dostrzegły w książce coś jeszcze. Jestem też bardzo ciekawa czy wy czytaliście tę książkę, jesli tak, to proszę podzielcie się ze mną waszymi refleksjami.
Chyba jednak książka Ci nie leży… Cóż, potrzebujesz czegoś więcej… My etap zadziwienia istnieniem dwóch kranow mamy dawno za sobą. Wzięliśmy to jako dobrodziejstwo inwentarza, albo zapłaciliśmy hydraulikowi aby to zmienić 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
No właśnie chyba ten etap też mam za sobą i chyba już widzę Anglię inaczej. Ale chyba warto przeczytać, dla przypomnienia sobie
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Fajnie, że masz tyle czasu żeby czytać. Ja czasu mam niewiele, czytam bardzo mało i strasznie wybiórcza jestem…. Na szczęście dzieci rosną i idą do szkoły 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O, przypomina mi sie „A year in the Merde”, ksiazka napisana przez Brytyjczyka, ktory przyjechal do Francji i … przezyl rok! 🙂
Pierwsza czesc bardzo mnie ubawila, ale z perspektywy czasu, ilez mozna smiac sie ze strajkow czy godzin pracy, skoro taka jest tutaj codziennosc 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mam tę książkę i przeczytałam kilka pierwszych rozdziałów, faktycznie trochę męczy. Teraz czytam Lunch in Paris i nawet mnie wciągnęła, choć początek był ciężkawy
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Pingback: Pan D w GB. Migawki z Anglii – Anna Hermann – moja recenzja by dee4di | Frugo1962